5. Keep Calm and Carry On

1.2K 140 68
                                    

Słów: 3361

5.

Wiedział, że kiedy Harry go znajdzie będzie miał poważne problemy, ale wpatrując się w choinkę nie mógł się tym mniej przejmować. Nie wiedział jak młodszy chłopak to robi, ale znalazł go już dwa razy więc to była tylko kwestia czasu zanim się tutaj pojawi. I na pewno będzie wściekły, czemu wcale się nie dziwił. W końcu po raz kolejny zniknął bez słowa zostawiając bruneta śpiącego na kanapie. Zanim jednak wyszedł okrył go szczelnie kocem i odgarnął niesforne kosmyki z czoła. Powstrzymał chęć złożenia pocałunku na gładkim policzku, zbyt bojąc się tego, że się obudzi i będzie chciał go zatrzymać. A Louis musiał wyjść. Czuł potrzebę znalezienia kolejnej choinki, zupełnie jakby wśród gałązek i lampek znajdował się przepis na rozwiązanie wszystkich jego problemów. Nawet, jeśli była to prawda to nie potrafił go dostrzec, gdy siedział i wpatrywał się w mrugające delikatnie światełka.

Interesującym było to jak wieczorami turystyczne miejsca stawały się puste i ciche. Zupełnie jakby traciły na atrakcyjności wraz z ruchem słońca. Tłumy turystów kierowały się na pięknie oświetlone ulice, do sklepów, barów i restauracji. Plac przed pałacem Buckingham był wyludniony i Louis naprawdę się z tego cieszył. Droga tutaj przysporzyła mu sporo problemów, szczególnie, że poruszał się w kierunku przeciwnym do kolorowej, hałaśliwej masy. Ale udało mu się i teraz mógł cieszyć oczy prawie całkowicie wyludnionym placem i choinką odcinającą się od ciemnego parku. Usiadł w takim miejscu, że miał doskonały widok zarówno na fontannę, przy której ostatnie niedobitki robiły sobie zdjęcia, jak i na pałac i drzewko.

Czuł śnieg osiadający na włosach i dłoniach, bo, mimo że tym razem zwinął z szafy Harry'ego ciepłą kurtkę i grube skarpety to oczywiście nie pomyślał o szaliku i rękawiczkach, co było bardzo dla niego typowe. A raczej było, kilka lat temu, gdy był roześmianym nastolatkiem niewiedzącym wiele o życiu. Teraz nie był już tak radosny, a ciężar doświadczeń przygniatał go bardziej niż wcześniej, ale znowu nie pamiętał o odpowiednim do pogody ubiorze. I było mu z tym dobrze. Nawet bardzo dobrze, jeśli miał być szczery. Bo naprawdę czuł się jakby te wszystkie lata nie istniały a on znów miał prawo do cieszenia się życiem. Nie zapomniał, nie mógłby, ale coś się zmieniło, kiedy siedział i przez długie godziny po prostu patrzył na uśpioną twarz swojego dawnego przyjaciela. Wiedział, że zawalił w najważniejszych momentach swojego życia, że sam jest sobie winny i zasłużył na wszystko, bo się poddał, ale jednocześnie przepełniała go świadomość, że może to naprawić. Że to naprawi i będzie dobrze. Cytat z John'a Lennona kołatał się po jego myślach i przynosił pewnego rodzaju ukojenie.

Czuł się dziwnie, ale nie w złym znaczeniu tego słowa. Po prostu odzwyczaił się od niektórych uczuć, dlatego wydawały się nieznane, gdy pojawiały się nie wiadomo skąd. Powinien je znać, ale przez to, że przez dwa lata pozostawał praktycznie przez cały czas zapomniał o nich. Wtedy liczyła się tylko wściekłość i strach. Pierwsza utrzymywała go, jako tako przy zdrowych myślach, gdy z pierwszego rzędu oglądał swój upadek. Do tego drugiego przyznał się dopiero teraz, bo nie widział sensu w wmawianiu sobie, że wcale się nie bał skoro każdego dnia umierał ze strachu, że tak właśnie będzie wyglądało jego życie. On na fotelu, niezdolny do reakcji i oni poruszający nim jak marionetką. Bał się. Wtedy. Teraz już nie, ale tak naprawdę minęły dopiero niecałe trzy dni, od kiedy odzyskał kontrolę. Samego siebie. Nie powinien spodziewać się za dużo i tego nie robił. Uczucia powoli wracały, poznawał je na nowo, uczył się ich jak małe dziecko. Z jednymi miał problem, bo były zbyt zawiłe. Niektóre wystarczyło tylko odkurzyć by znowu zabłysły w pełnej chwale, zupełnie jak wcześniej. Albo bardziej.

Uśmiechnął się unosząc głowę do góry. Kaptur bluzy od dawna leżał na jego plecach napełniając się śniegiem, bo prawdopodobieństwo tego, że ktoś go rozpozna wśród śniegu i ciemności było naprawdę niewielkie. Nie dbał o to tak naprawdę. Może i nie był gotowy na powrót, jeszcze nie, ale kto mówił o powrocie. Gdyby jakiś fan zrobił sobie z nim zdjęcie mógłby przynajmniej zmniejszyć wyrzuty sumienia, bo rodzina dowiedziałaby się, że z nim w porządku. Nie było, nie do końca przynajmniej, ale wciąż mogło być gorzej. Chłodne śnieżynki rozbijały się o jego twarz chłodząc rozgrzane policzki. Gorączka nie do końca opuściła jego ciało, ale nie była na tyle wysoka by zwalić go z nóg jak poprzedniego wieczoru. I owszem, wychodzenie z ciepłego mieszkania na mróz i wiatr, gdy miało się podwyższoną temperaturę nie było mądre, ale nie przejmował się tym. Wystarczyło, że robił to młody mężczyzna, którego spojrzenie wbijało się w tył jego głowy od kilku minut. Znajome uczucie. Zaśmiał się odchylając głowę jeszcze bardziej do tyłu.

Keep Calm and Carry On | Larry Short Story ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz