Pani Maria Sokół była kobietą po sześćdziesiątce, jednak całkiem dobrze się trzymała, nikt nie dałby jej więcej niż pięćdziesiąt lat. Pracowała jako nauczycielka biologii w liceum ogólnokształcącym. Uważano ją za dobrą biologicę, niestety również strasznie wymagającą. Co roku jedna trzecia uczniów z profilu biologiczno-medycznego musiała pisać egzamin poprawkowy. Jej mottem było: „Dzień bez biologii, to dzień stracony". Przy czterech biologiach w tygodniu łatwo przez to oszaleć.
Kobiecina rozdawała ostatnie prace klasowe i jak zwykle była niezadowolona z wyników, prawie połowa jej podopiecznych nie zaliczyła sprawdzianu. Od czasu do czasu rzuciła jakimś kąśliwym komentarzem, licząc na to, że zmotywuję w ten sposób nastolatków do pracy. W końcu zatrzymała się przy Magdzie. Dziewczyna również dostała jedynkę. To była już jej druga ocena niedostateczna z klasówki, a mieliśmy dopiero końcówkę listopada.
– Madzia, ty jesteś zdolnym dzieckiem, tylko że strasznie leniwym. Zacznij się wreszcie uczyć. Z takimi ocenami nic nie osiągniesz – upomniała ją kobieta. – Kim ty w ogóle chcesz zostać? – spytała po chwili.
– Weterynarzem – bez zastanowienia odpowiedziała Magdalena.
– A skąd taki wybór? – zainteresowała się nauczycielka.
– Bo ludzie mnie irytują – mruknęła nastolatka.
– Przecież ty też jesteś człowiekiem.
Magda nie wytrzymała i zaśmiała się szyderczo.
– Co w tym takiego śmiesznego? – drążyła biologica.
– Bo jest małpą – wtrącił Mariusz Sas, zwany również Saskiem.
– Nawet małpy mają lepsze riposty od ciebie – odgryzła się Magda.
Chłopak jak zwykle starał się zabłysnąć przed kolegami. Ludzie jego pokroju lubili wyżywać się na słabszych, dlatego dziewczyna starała się nie dawać mu tej satysfakcji. Nie dało rady tego po niej poznać, jednak ta uwaga wyprowadziła ją z równowagi, ogólnie bardzo łatwo było ją zdenerwować. Jej tęczówki stały się czerwone, zawsze tak się działo, gdy jej moc w jakiś sposób się ujawniała.
Natychmiast pochyliła głowę, zastanawiając się, jakim cudem do tej pory nikt nie zauważył tej niecodziennej przypadłości. Światło w klasie zaczęło migać, było to charakterystyczne dla demonicznej magii. Przynajmniej raz dziennie działy się podobne rzeczy, nikt jednak nie podejrzewał o to uczennicy, a pani Sokół, która była również wicedyrektorką, wciąż zmuszała fachowców do szukania źródła tajemniczej usterki.
Liceum ogólnokształcące imienia Hugona Kołłątaja, było dość małą placówką. Mogłoby się wydawać, że do szkoły całkiem dobrze stojącej w rankingu, będą uczęszczać ludzie o co najmniej przeciętnej inteligencji. Nic bardziej mylnego. Magda często zastanawiała się, jakim cudem skończyła razem z kwartetem dresów, córeczkami bogatych tatusiów, typową Karyną, ćpunką, imitacją Justina Biebera oraz kilkoma mniej barwnymi osobnikami. Inne klasy wcale nie miały się lepiej. Większość uczniów tej szkoły zatrzymało swój rozwój na poziomie gimbazy, a przychodzenie na lekcje z kosą dla obrony wcale nie byłoby przesadą.
Madzia do tej pory nie mogła sobie wybaczyć tego, że wybrała liceum, które znajdowało się najbliżej jej domu. Niestety na chwilę obecną Stowarzyszenie Łowców Demonów, któremu podlegała, nie chciało pozwolić na zmianę szkoły. Powierzono jej misję do wykonania i nie miała prawa odmówić.
Dziewczyna wcale nie miała łatwo, w całej IIc jedynie Malwina chciała z nią rozmawiać, ale uczennica była znana z tego, że litowała się nad słabszymi, dlatego Magdalena broniła się przed uznaniem jej zachowania za przejaw prawdziwej przyjaźni. Demonica nie była brzydka, głupia, czy słaba. W normalnej sytuacji uznano by ją za typową osobę, którą wszyscy mają gdzieś. Istniała jednak jedna rzecz, która kłuła w oczy wszystkich uczniów, a były to jej nieobecności. Jeśli Magda chciała utrzymać demonią naturę w tajemnicy nie miała wyjścia, wiele razy czuła, że nie da rady zablokować swojej mocy, wtedy po prostu opuszczała lekcje.
Zazwyczaj nie działo się nic groźnego dla otoczenia, jednak z płomieni ogarniających całe ciało, nie łatwo byłoby się wytłumaczyć. Czasem wychodziła w połowie zajęć, czasem w ogóle nie przychodziła do szkoły. Jej matka pisała usprawiedliwienia, jeśli tylko dawało się to zrobić w jakiś logiczny sposób. Mimo wszystko koledzy z klasy mieli do niej pretensje o zaniżanie frekwencji. Takie były skutki posiadania wychowawczyni, która miała fioła na punkcie obecności i nawet szczuła na Magdę innych uczniów i nauczycieli. Dziewczyna była szykanowana i dręczona, a to oczywiście skutkowało kolejnymi nieobecnościami. Nie mogła się nawet bronić, ponieważ w każdej chwili mogła się zapędzić za daleko i nieświadomie uwolnić magię.
CZYTASZ
Ognie Niezbyt Piekielne
Fantasy(Opowiadanie wciąż się ukazuje, po prostu nie mam na nic czasu, więc przez jakiś czas rodziały będą pojawiać się rzadko) Bycie licealistką nie jest proste, zwłaszcza jeśli jesteś demonem. Hormony buzują, a demoniczna natura ciągle daje o sobie znać...