Nienawidzę świąt

23 6 2
                                    


               Tego poranka Magda pokłóciła się z mamą o kolejną pierdołę, do tego nie zdążyła na swój autobus i nie miała szans zdążyć przed dzwonkiem na lekcje. Najlepiej by było, gdyby została w domu, jednak z powodu nagany nie mogła sobie na to pozwolić, i tak zdążyła już opuścić kolejne dwa dni. Ostatnio jej moc szalała. Zdarzyło jej się wzniecić płomienie przez sen. Od tamtej pory, żeby nie wyrządzić większych szkód, sypiała na prowizorycznym posłaniu w piwnicy, z której zostały wyniesione wszystkie łatwopalne rzeczy.
               Dziewczyna wprost nienawidziła okresu świątecznego. Jakoś nauczyła się znosić wszystkie ataki matki, jednak przed Bożym Narodzeniem kobieta stawała się nie do wytrzymania. Magdalena na dłuższą metę nie miała o to do niej pretensji. Obwiniała swojego ojca, który był chujem.
               Pan Maciej Sosnowiecki nigdy nie był dobrym ojcem, na początku nawet się starał, lecz po prostu nie dawał rady. Wychowywanie dziecka zostawił swojej żonie, a sam od ponad dziesięciu lat pracował w Niemczech, ponieważ nie potrafił znaleźć pracy w Polsce. Mężczyzna był zbyt nieporadny i nie potrafił utrzymać się przy jednym zajęciu dłużej niż trzy lata. Gdy jego córka miała siedem lat, w Szczecinie nie znalazła się już ani jedna firma, do której mógłby złożyć CV. Postanowił szukać szczęścia za granicą, jednak tam zmieniał miejsce pracy jeszcze częściej. Pozbawiony stałego kontaktu z żoną, która do tej pory musiała go prowadzić przez życie jak dziecko, z powodu swojej pychy i głupoty wdawał się w różne konflikty z kolegami z pracy. Często powodowało to tak poważne problemy, że kierownictwo musiało się go pozbyć.
               Będąc z dala od domu wdał się w romans. Na portalu randkowym poznał Polkę, mieszkającą niedaleko niego. Jego nowa partnerka owinęła go sobie wokół palca. Po ponad pół roku w końcu postanowił to ujawnić przed rodziną, a zrobił to w najgorszy możliwy sposób.
Razem ze swoją kochanką jechali na wigilię do jej rodziców, mieszkających we wsi w województwie kujawsko-pomorskim. Pan Maciej po drodze postanowił wpaść do swojego domu i definitywnie zerwać z żoną. Alicja już wcześniej coś podejrzewała, jednak dla jego córki to był szok. W ten sposób mężczyzna zabił magię świat na zawsze, a jego byłą żonę, która niedługo po tym wydarzeniu wpadła w depresję, zaczęło irytować wszystko co było związane z Bożym Narodzeniem. Zawsze jednak starannie przygotowywała się do świętowania. Jej zdaniem o tradycję mimo wszystko trzeba dbać.
               Pomimo tego, że Magdalena mieszkała na obrzeżach miasta, połączenie autobusowe do swojej szkoły miała bardzo dobre, dlatego była spóźniona ledwie pięć minut. Pierwszą lekcją była matematyka. Uczennica westchnęła, zostawiła kurtkę na korytarzu, po czym weszła do klasy umiejscowionej na parterze. Nauczycielka spojrzała na nią spod byka. Nastolatka przeprosiła za spóźnienie i pognała do pierwszej ławki, gdzie zazwyczaj siedziała. Nie próbowała się tłumaczyć. Dla matematycy nawet wypadek na drodze nie byłby dobrym wytłumaczeniem, o autobusie, który uciekł, nie było warto wspominać. Rozjuszyłoby to kobietę jeszcze bardziej.
               Pani Katarzyna Michalska niedawno skończyła czterdzieści trzy lata. Posiadała nieco ponad sto pięćdziesiąt centymetrów wzrostu i przypominała zasuszoną wiedźmę. Była drobniutka i miała brązowe włosy, ledwie sięgające za uszy, a do tego wszystkiego była jędzą. Nie bez powodu wśród uczniów miała ksywkę Mała Mi.
               – Sosnowiecka, na środek! – warknęła matematyca.
               Uczennica wstała. Kobieta, z nieznanego Magdzie powodu, tylko do niej zwracała się po nazwisku. Na tablicy były zapisane trzy dość skomplikowane równania z dwoma niewiadomymi. Dziewczyna była dobra z matematyki, ponad połowa jej kolegów z klasy była co najmniej przeciętna, jednak nauczycielka była na tyle surowa, że wszyscy mieli problemy z jej przedmiotem, nawet jeśli go rozumieli.
               Magdalena na koniec gimnazjum miała cztery z matmy, jednak w pierwszej liceum pani Michalska wystawiła jej ocenę niedostateczną. Madzia zdawała egzamin poprawkowy i bez problemu zaliczyła go na tróję. Wtedy przyrzekła sobie, że nie da kobiecie drugi raz tej satysfakcji. Póki co wychodziła jej bardzo mocna dwója.
               Można by rzec, że równania z niewiadomymi były dla demonicy ulubioną dziedziną matematyki. Zawsze szło jej z tym świetnie. Właśnie zaczęła trzeci przykład, wtedy nauczycielka jej przerwała.
               – Za wolno – oznajmiła, chodź nie minęło nawet pięć minut.
               – Słucham?! W tym czasie nie da się nawet tego zapisać, a co dopiero zastanowić się nad obliczeniami – oburzyła się Magda.
               – Wmawiasz to sobie dziewczyno, średnio rozgarnięty gimnazjalista zrobiłby to szybciej. – Co ciekawe, ona naprawdę tak myślała. – A ty najwyraźniej nie radzisz sobie z równaniami.
               – To jest pani zdanie, ja uważam, że poradziłam sobie całkiem nieźle. – Oczy dziewczyny stały się czerwone, prąd w klasie zaczął wariować.
              – Owszem, to moje zdanie, dlatego mogę ci wstawić za to jedynkę – oznajmiła pani Michalska, nie zwracając uwagi na mrugające oświetlenie. – Nie było cię na pracy klasowej z tego tematu, dlatego uznam to zadanie za próbę zaliczenia sprawdzianu.
               – Nie ma pani prawa – wysyczała uczennica.
               – Owszem, mam. Wiesz, co to znaczy? – Na jej twarzy zawitał szyderczy uśmiech. – Niedługo wystawienie ocen, a tobie po raz kolejny wychodzi ocena niedostateczna.
              Magdalena całkowicie straciła nad sobą kontrolę. Jej uszy stały się szpiczaste jak u elfa, w ustach pojawiły się kły. Z lamp podwieszonych pod sufitem posypały się iskry. Ciało dziewczyny ogarnęły nienaturalnie czerwone płomienie, nad czołem ujawniły się czarne rogi. Wszyscy patrzyli na nią z przerażeniem, nikt nie śmiał się nawet poruszyć. W pewnym momencie biurko nauczycielki zapłonęło. Nastolatce było już wszystko jedno. Stało się to, czego najbardziej się obawiała. Ludzie dowiedzieli się, że jest demonem.
               Nie miała już nic do stracenia, dlatego dała radę się uspokoić. Ukryła swoją demoniczną formę, następnie zgasiła płomienie na blacie. Nie zwracając uwagi na innych, spakowała swoje rzeczy i opuściła klasę. Zgarnęła kurtkę, po czym spojrzała na choinkę stojącą na korytarzu. Chciała jakoś wyładować swój gniew. Wykonała nieznaczny ruch nadgarstkiem, drzewko zapłonęło szkarłatnym ogniem, po chwili płomienie przybrały bardziej naturalny kolor.
              – Nienawidzę świąt – mruknęła.
              Uderzyła pięścią w guzik włączający alarm przeciwpożarowy, zaraz po tym opuściła teren szkoły i nie zwracając uwagi na to, czy ktokolwiek patrzy, odleciała.

Ognie Niezbyt PiekielneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz