- Myślałem, że rzuciłeś.
Hoseok prędko cisnął papierosa na ziemię, przydepując go swoim czarnym traperem. Pod wpływem zaskoczenia jego puls gwałtownie przyśpieszył. Nerwowo zarzucił swoją ciemną, już zbyt długą grzywkę do tyłu, wolno obracając się w stronę dobiegającego głosu.
- Bo rzuciłem.
- Właśnie widzę. - mruknął cicho Namjoon.
Stali naprzeciwko siebie tuż na skraju urwiska. Drzewa zaczynały rzucać coraz większy cień, zwiastując nadchodzącą noc. Wiatr przybrał na sile i Hoseok zaczął żałować, że nie zabrał ze sobą swojego ciepłego płaszcza, który teraz wisiał w domu na wieszaku - 20 km stąd. Zamiast tego założył czarną, skórzaną kurtkę, która może i prezentowała się znakomicie na smukłych barkach ciemnowłosego, podkreślając delikatnie zarys jego nieznacznych mięśni, ale kompletnie nie nadawała się na jesienne namiotowanie w górzystych terenach Skingon.
- Taehyung zaczął się martwić - powiedział przybyły, odwracając wzrok w stronę skąpanej w zachodzącym słońcu doliny. Hoseok znał go na tyle dobrze, by z łatwością ocenić, że to wcale nie Taehyung się martwił.
Dla Namjoona przyjaciele zawsze byli na pierwszym miejscu. Był w stanie zrobić dla nich dosłownie wszystko. Była to najprawdziwsza prawda, która nie podlegała żadnej dyskusji. Każdy w szkole o tym wiedział. Wiele osób przez to bezskutecznie próbowało wkupić się w łaski różowowłosego, bo kto by nie chciał być przyjacielem przewodniczącego samorządu szkolnego, który bez problemu wytłumaczyłby wagary, zagadał do nauczycieli o lepszą ocenę, czy najzwyklej w świecie pojawił się pod twoimi drzwiami, gdyby była taka potrzeba? Hoseok cenił sobie jego przyjaźń jak nikt inny, ale przez ostatnie tygodnie jego nadgorliwość irytowała go coraz bardziej.
Nie było przerwy w szkole, podczas której kumpel nie zapytał o jego samopoczucie. Nie było dnia bez przynajmniej dziesięciu smsów, motywacyjnych wykładów czy życzliwych poklepywań po plecach. Przekupił nawet jego kuzyna, by dokładnie informował go o poczynaniach Hoseoka kiedy akurat nie mógł być w pobliżu. W zasadzie Taehyung nie miał z tym za dużo roboty, bo Namjoon praktycznie całe dnie spędzał w domu Jungów. A wszystko to przez kompromitujące wydarzenie, po którym szkolne życie Hoseoka diametralnie się zmieniło, zmniejszając grono jego znajomych do minimum i wpędzając w początkową fazę depresji.
Do ich uszu dobiegł odległy chichot Jina i pisk Jimina. Na te dźwięki Namjoon uśmięchnął się szeroko, z powrotem przenosząc wzrok na Hoseoka.
- Chyba nie jest aż tak źle, co? - zapytał, podchodząc bliżej i kładąc dłoń na barku Hoseoka - Dobrze się czujesz?
- Przysięgam, że jak zapytasz o to jeszcze raz to niewiem co ci zrobię - wycedził ciemnowłosy, strzepując z siebie jego rękę - Czemu on tu jest? - zapytał poważnym tonem, akcentując głośno drugie słowo.
-To moje urodziny. Jak mogłoby go nie być? - odparł Namjoon.
- Mogłeś mi chociaż powiedzieć.
- Gdybym ci powiedział, to byś się nie zgodził.
- Ciekawe dlaczego - uciął sarkastycznie Hoseok, mocniej przydepując zgaszonego peta. Nie miał ochoty dłużej prowadzić tej bezsensownej rozmowy. W ciągu godziny zdołał wymyślić milion wymówek, by wykręcić się z biwakowania, ale z pewnością żadna nie zadziałałaby na solenizanta. Gdy tylko zobaczył w vanie blond czuprynę jego największego przez ostatni miesiąc nieszczęścia wiedział, że ten wyjazd skazany jest na porażkę. Sama podróż na urwisko była tak niezręczna, że automatycznie dał o sobie znać jego nikotynowy nałóg.
Sam Namjoon nie wiedział co mógłby jeszcze powiedzieć, by przypadkiem nie przesadzić i już do końca nie wykorzystać cierpliwości Hoseoka. Dlatego ulżyło mu bardzo, gdy bez słowa chwycił dłoń przyjaciela i poprowadził ich w stronę przybierającego na sile hałasu bez żadnego sprzeciwu.
- Zobaczysz, to będzie pamiętna noc! - optymizm różowowłosego został skwitowany cichym westchnieniem starszego.
Namjoon nie mógł trafniej tego ująć.
CZYTASZ
Leave a Light On | yoonseok, taekook
TerrorPo kompromitującym incydencie w szkole Hoseok wiedzie życie outsidera. Wypad pod namioty z jedynymi przyjaciółmi miał początkowo wyciągnąć go z otchłani rozpaczy, w którą coraz bardziej popadał. Tymczasem zamienia się on w serię niewytłumaczalnych z...