Zapraszamna snapa: h_rise
"Zaczęło się cudownie i namiętnie, lecz on jeszcze nie wiedział, że pęknie mu serce..."
Może zacznijmy od początku. Sport. Pasja, a zarazem zmartwienie wielu. Wszystko, podobnie jak młodość i uroda, przemija. Starzejemy się z dnia na dzień nie zdając sobie z tego sprawy. W końcu, pewnego dnia, dociera do nas, że ta sprawność fizyczna to nie to samo, co przed laty. Spadamy w tabeli, ćwiczymy ciężej, lecz to nie to samo. Zamartwiamy się myślą, że to przez nas. Że za mało wkładamy w to pracy. W przypadku Katuskiego było nieco inaczej, chłopak uległ poważnej kontuzji, która raz na zawsze wykluczyła go ze świata łyżwiarstwa.
Yuri siedział w dużym apartamencie należącym do niego. Mieszkał tu z Victorem od kilku lat. Lata sławy japończyka, pozwoliły mu uzbierać ogromną sumę pieniędzy, która pozwala mu nie martwić się o fundusze do końca życia. To nie tak, że wraz z odstawieniem łyżew skończyła się jego kariera, wręcz przeciwnie. Chłopak był rozchwytywany przez paparazzi, gazety, tabloidy oraz wytwórnie. Każda, nie tylko sportowa, gazeta chciała mieć z nim wywiad. Tysiące zaproszeń na różne bankiety, uroczystości charytatywne i tym podobne. Każdy marzył o takim życiu, przepełnionym luksusem, dostatkiem, sławą i szczęściem. Szczęściem? Yuri, jak zwykle, siedział w salonie przed ogromną przeszkolną ścianą z widokiem na panoramę miasta. Kompletna cisza, jedynie deszcz wystukiwał rytm, który nadawał tępo życiu chłopaka. Ogromny apartamen a w środku niego, samotny Katsuki. Victora tradycyjnie nie było, był na kolejnych baletach z Chrisem. Lecz dlaczego nie wziął ze sobą ukochanego? Nikiforov po prostu odrzucił Yuriego, po tym, jak ten doznał kontuzji. Wszytsko zaczęło się od kłótni oraz pierwszych słów Victora:
-Wiesz Yuri, szkoliłem cię tyle czasu, a ty to zniszczyłeś...-Rzekł nagle rosjanin popijając whisky z lodem.
-H-Huh?-Wydusił zdziwiony chłopak o kulach.
-Nie wiem, jak można tak upaść, by złamać sobie kość piszczelową, w tak niefortunny sposób. Trzeba być tobą. Może ty to zrobiłeś specjalnie? Może nie chciałeś dalej jeżdzic na łyżwach ii...
-Przestań! Doskonale wiesz, że łyżwy to całe moje życie! Dla nich się poświęciłem!-Wykrzyczał japończyk, mając już łzy w oczach. Poderwał się z kanapy na której wspólnie siedzieli, oglądając telewzje.
-Czyżby? Znów się spasłeś. Nie wiem jakim cudem, wciskasz się w ten kostium.
-Urosłem, gdybyś nie zauważył...
-Ta, chyba wszerz. (Edytorka: to serio poprawnie napisane słowo xD)
-Jestem równy z Tobą wzrostem, a przypominam, że byłem niższy.-Odparł Katsuki z rezygnacją w głosie.
Yuri ruszył w stronę swojego pokoju, kulejąc przy tym co nie miara. Nikiforov nawet nie myślał o tym, by wstać i pomóc narzeczonemu. Został sam na sam z alkoholem.
Owa sytuacja miała zdarzenie kilka miesięcy temu. Teraz nie jest wcale lepiej.
-Mieliśmy wyjść, ale nie zadzwonił. Chciałem być z nim,ale znów zawodzi. I znów jestem sam i znowu patrzę w sufit sam, nie chce! A może tak musi być? Dałem mu wiele, nie chciałem w zamian nic... Zabrał dużo, lecz sam nie dawał nic. Męczy mnie ta gra, w tle głos mówi. że to nie ma szans.-Powiedział sam do siebie leżąc przed przeszkloną ścianą.
Pomimo, że mógł już chodzić, a nawet biegać, nie czuł się najlepiej. Jego dusza z dnia na dzień zanikała.
-Nie mogę w ten sposób dalej żyć!-Rzekł twardo sam siebie.
-Kochałem go tak bardzo...Tak bardzo, że wszystko inne straciło sens.
Kontynuując swój monolog, poszedł do swojego pokoju, po czym wziął ogromną walizkę na kółkach. Zadzwonił wcześniej po taksówkę, aby za godzinę była. Rozsunął ogromne lustrzane drzwi szafy, po czym zaczął pakować swoje ubrania. Wyszło mu nie co więcej niż walizka, więc wziął również swoją torbę podręczną, do której spakował rzeczy osobiste. Gdy chłopak pakował zdjęcia ze swoim ukochanym Victorem, jego dłonie się trzęsły. Założył długi, czarny płaszcz, owniął szalik wokół bladej szyi, po czym odetchnął z ulgą, że cały horror kończy się tu i teraz. Kończy... Kończy! KOŃCZY!
-Kończę ten pierdolony melodramat, pisany wódką i łzami! W weekend melanż, a od poniedziałku do piątku dramat!-Wrzasnął, po czym trzasnął z całej siły drzwiami. Zostawił drobny list. Nie było w nim ani grama łez. Japończykowi nie towarzyszyły łzy i rozpacz, lecz poczucie wolności i zapach świeżo ściętej trawy. Taksówka już czekała, dobry kierowca pomógł zapakować bagaże.
-Wszystko?-Zapytał miły pan z wąsem.
-Tak, dziękuję za pomoc.-Odparł ciepło mężczyzna.
-Ruszajmy w takim razie.
Yuri w spokoju włożył słuchawki na uszy, po czym włączył ulubioną piosenkę i nie było to History Maker. Miejsce do którego chciał się dostać, było daleko, to też postanowił się przespać. Chciał zacząć życie na nowo, jako ktoś całkiem inny. Nie chciał by Victor się zmieniał i go szukał. Chciał się od niego zwyczajnie odciąć i mieć go w dupie, tak jak on go miał w ostatnim czasie. Pragnął dać mu do poczucia ten sam ból, którym on go obdarzał co dnia.
***
-Yuuuuuuuuuuri~...-Wybełkotał Victor, zataczając się po salonie. Zerował kolejną butelkę alkoholu. Rozpieta do połowy koszula niedbale wyjęta z spodni.-KAAAAAATSUDON! Kurwiu...-Ostatnie słowo wybełkotał pod nosem, patrząc na butelkę w celu zweryfikowania ile trunku zostało.
Nikiforov potknął się i opadł na sofe niczym Tytanic na dno oceanu. Dostrzegł kartkę zostawioną specjalnie dla niego.
"Miło było Cię znać, ale teraz zmieniłem zdanie, więc nawet mnie nie szukaj, bo nie mam ochoty na Ciebie patrzeć. Po latach przekonałem się jakim śmieciem jesteś. Wypij za wszystkich, za tych co są i odeszli bo tyle ci zostało hah." Świat kłamstw i pleśni." Czas wyczyścić brudy 🙂choć niewielu to potrafi." Yuri...~
Nikiforov w momencie otrzeźwiał umysłowo. Alkohol już nie szumiał w głowie. Nastał ten destrukcyjny moment, w którym każda myśl ważny grubo ponad tonę. I czy tego chcemy czy nie, wszyscy jesteśmy tacy sami, nasze serca pompują krew, a łzy są słone. Mężczyzna powoli tonął w morzu złych myśli. Chwycił, niczym opętany za telefon, wykrecając numer do ukochanego. Teraz rozumiał jak bardzo jest słaby.
-Kochanie odbierz! Odbierz!-Krzyczał Nikiforov płacząc.
-Numer nie osiągalny. Prosimy spróbować później... Number..
Sto pięćdziesiąt. Taka liczbę połączeń wykonał Victor do Katsukiego. Wszystkie spotkały się jedynie z odzewem sekretarki. Rosjanin był wściekły i rozpaczony, oparł łokcie na udach, po czym zanurzył twarz w dłoniach. Załamany odejściem Yuriego, nie wiedział co zrobić. Ponownie chwycił telefon i wybrał telefon do jedynego i zaufanego przyjaciela.
-JEST 3:30 KURWA!-Wrzasnął głos mężczyzny, nim niebieskooki cokolwiek z siebie wydusił.
-Yakov?-Wyjęczał przez płacz, prawie się nim zanosząc .
-Vitya?-Spytał już łagodnym głosem.
-Tak. Chyba zjebałem. Potrzebuję pomocy...Tylko ty mi zostałeś. Błagam...-Wyskomlał, czując jak jego dłonie zaczynają drżeć, a on sam jest bliski omdlenia z płaczu. Ból rozrywał głowę i serce. Walka w głowie odbijała się na zdrowiu fizycznym.
-Uspokoj się mały. Już...Jutro sie spotkamy. Idź spać.
-Dziękuję.-Wydusił z siebie, po czym rozłaczył się.
Stojące na stoliku butelki rosjanin zepchnął wszstkie, jednym pociągnięciem ręki. Wrzeszczał i płakał jednocześnie. Ból brał się za serce, które stopniowo dostawało pierdolca pod wpływem wypitego alkoholu, emocji i leków na ból głowy.
-Yuri! YURI! YUUUUUUURI!-Krzczał rozpaczony. Bolesny wrzask niósł się po całym apartamencie głuchym echem.
✨ Kochani, jak wam się podoba opowieść? Mam nadzieję że przyjmijcie ją ciepło. Nowy rozdział będzie niebawem.Chciała bym bardzo serdecznie dziękować wszystkim stałym i nie tylko czytelnikom. Jesteście kochani, osiągnęłam więcej niż planowałam. Dziękuję✨
CZYTASZ
"You Deleted My Feelings"-Victuuri
FanficYuri leczy rany psychiczne, podnosu się z popiołu niczym feniks. Co z Victorem? Uda mu sie odzyskać swoje szczęście?