Pierwszy marca dla profesor McGonagall zapowiadał się jak każdy inny dzień w roku szkolnym. To znaczy: cholernie, kurwa, ciężko.
Od czwartej nad ranem siedziała przy swoim biurku i sprawdzała wypracowania piątoklasistów, z którymi nie wyrobiła się wczoraj. Cóż, widocznie zbyt długo wieczorem czytała "Pięćdziesiąt twarzy Dyrektora" autorstwa Rity Skeeter, bo nie zdołała sprawdzić nawet połowy prac.
Kiedy Minerwa chwyciła wypracowanie Hermiony Granger i zobaczyła, że ta dziewczyna znowu napisała elaborat na piętnaście stron, miała ochotę kogoś zabić. Najlepiej siebie samą, za to, że nie ustaliła jakiegoś limitu słów.
- Po co ta dziewczyna pisze aż tyle? - mruknęła do siebie. - Nawet połowa to za dużo... Że też jej się chce...
Przekartkowała pracę, nawet jej nie czytając.
- No nie no, ja tego nudziarstwa czytać nie będę...
Otworzyła pracę na ostatniej stronie, po czym pod ostatnią linijką tekstu bez zastanowienia wpisała wielkie "W".
O, a niechby tylko dała tej Granger mniej niż wybitny... No, jakie kłótnie by były! Jakie skargi! Gdyby tylko był to o stopień niżej, to Hermiona pewnie przyszłaby do niej, zaczęłaby tłumaczyć, że ona tam wszystko przecież napisała, że czuje się pokrzywdzona, że to niesprawiedliwe. Wielka awantura.
- No, tak to już jest z tymi wszystkimi dobrymi uczniami... - westchnęła. - Szlag niech ich weźmie!
Następna praca.
Na twarzy Minerwy McGonagall pojawił się szeroki uśmiech.
Na górze strony napisane było krzywymi literami RON WEASLEY, tekstu było bardzo mało - nawet nie cała kartka, a sam pergamin wyglądał jakby coś go zeżarło i wypluło - co najmniej pies, choć mógł być to też niedźwiedź. Litery były nieco krzywe, rozmazane, ale dało się czytać.
RON WEASLEY
TEMAT: NA CZYM POLEGA UŻYTECZNOŚĆ TRANSMUTACJI
W tym wypracowaniu postanowiłem napisać o tym, jak bardzo ważne jest w naszym życiu zamienianie trampek w kozaki i na odwrót.
Kiedy przychodzi zima to nie można chodzić w trampkach (to oczywiste w sumie) bo jest za zimno i można sobie odmrozić palce od stóp. Lepiej w zimę używa się kozaków. Przez nie palce nie odmarzają. Już kiedy byłem mały, widziałem jak moja mama radzi sobie z tym, jakże ważnym problemem. Kiedy zbliżała się zima, brała moje trampki i zamieniała je w kozaki. Raz jej nie wyszło i musiałem chodzić na dworze w jednym kozaku i jednym kaloszu przez cały dzień, dopóki tata nie przyszedł z pracy. To było straszne przeżycie i nigdy tego nie zapomnę. Kiedy przyszedłem do tej szkoły, moim największym celem życiowym stało się nauczenie poprawnej zamiany trampek w kozaki, bo uważam, że od tego może zależeć moje całe życie, a także szczęśliwa przyszłość mojej rodziny. Jestem bardzo wdzięczny że miałem okazję się tego nauczyć i z pewnością nigdy tego nie zapomnę.
PS. Mam urodziny niedługo. Mogę liczyć na wyższą ocenę?
Minerwa pokiwała głową ze zrozumieniem. Co prawda było to krótkie, ale ten niepozorny chłopiec, ten skryty w blasku Harry'ego Pottera dzieciak też miał się czym pochwalić. Miał ważne przemyślenia, które warto pokazać światu. Miał własny światopogląd. Miał obawy, które w gruncie rzeczy mogą dotyczyć każdego z nas... W krótkich, lakonicznych słowach ujął kwintesencję tego ważnego przedmiotu, którym jest transmutacja. Zawarł przykład z własnego życia. Pokazał, że dla każdego czarodzieja ważna jest umiejętność zamiany trampek w kozaki, a kozaków w trampki. Profesor McGonagall poczuła wielkie wzruszenie. Ten, jakże osobisty dopisek post scriptum zawierał w sobie dowód niewysłowionej odwagi i wiary w dobroć drugiego człowieka.
Z wielką satysfakcją wpisała młodemu Weasleyowi "P". Nie mogła dać mu "W" chociażby z tego prostego powodu, że zaraz przyjdzie upierdliwa panna Granger i zacznie się wykłócać o swoje prawa. Tak więc, biedny Ron znowu pozostanie niezauważony, skrzywdzony i opuszczony. Stale w cieniu swych utalentowanych przyjaciół i starszych braci...
Minerwa poczuła niewysłowiony smutek i sympatię do tego chłopca. Pod oceną dopisała krótkie życzenia "Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Ronaldzie".
Sprawdzanie całej reszty prac nie przyniosło jej takiej satysfakcji. Piątoklasiści spisali się przeciętnie. Jak zwykle. Nic specjalnego, żadnych własnych pomysłów, żadnych konkretów i przykładów. Mnóstwo lania wody, żeby tylko uzyskać wymaganą objętość tekstu. Dlaczego nie byli tacy odważni jak Weasley? Dlaczego nie chcieli pokazać, że nie są wszyscy jednym, głupim tłumem.
Indywidualizm wśród młodzieży zanika, pomyślała.
Naraz też wpadło jej do głowy, że to dobra myśl i że trzeba ją zapisać. Otworzyła szufladę swojego biurka, gdzie leżał pergamin zatytułowany "Przemowa do uczniów na koniec roku szkolnego - A. Dumbledore". Minerwa pisała Albusowi przemowy od dobrych dwudziestu lat. To tylko dzięki niej w przemowach nie było ani słowa o cytrynowych dropsach, sorbetach i temu podobnych bzdurach.
Indywidualizm wśród młodzieży zanika - napisała. - Dlatego, moi drodzy uczniowie, chciałbym, żebyście podążali własną ścieżką. Dążyli do realizacji swoich marzeń, swoich upragnionych celów, nie patrząc na innych. Żebyście nie robili nic na siłę, żeby wasze zaangażowanie w naukę rosło z każdym dniem, ale żebyście nie oglądali się na swoich kolegów i koleżanki, nie próbowali się dostosować do grupy rówieśników. Nie róbcie nic "dla kogoś", tylko "dla siebie"...
Zmarszczyła brwi. Tak naprawdę, to ona też teraz nie robiła czegoś dla własnej satysfakcji, tylko dla dyrektora. W sumie to po co? Prędzej czy później, ten stary piernik i tak umrze. A ona mogłaby posłuchać przez parę ostatnich lat wywodu o wyższości fasolek jabłkowych nad fasolkami o smaku trawy. Chociaż... Może lepiej nie.
- Po co to wszystko? - mruknęła. - Mi też się od życia coś należy!
Make love not war - pisała dalej. - Róbta co chceta. Wyjeżdżajcie do Ameryki, bo i tak tam zarobicie więcej na mugolskim wysypisku śmieci niż jako księgowy w Europie. Dolary leżą tam na ulicach, a dziwki tańczą nago w co drugiej restauracji. Profesor Snape w te wakacje postanowił wykopać najgłębszą na świecie dziurę w ziemi. Z całego serca życzę mu, żeby poszedł do diabła. Dla drogiej Minerwy McGonagall szkoła postanowiła ufundować całoroczne wczasy na Malediwach, a kiedy wróci z zasłużonego urlopu, obejmie moje stanowisko. Ja sam rezygnuję z posady dyrektora i jadę się wpisać na listę chętnych do lotu na Marsa. Wam wszystkim radzę to samo. Z poważaniem, stary złamas i amator dziecięcych pośladków, Albus Dumbledore.
Minerwa schowała kartki do szuflady i zatrzasnęła ją z hukiem, prawie przewracając całe biurko.
- Nigdy więcej, do chuja...
Wstała gwałtownie, mając za nic to, że jeszcze zostały jej trzy prace do sprawdzenia.
- W dupie mam to wszystko - warknęła. - Siedzę tu kolejny rok i marnuję swoje życie. Czas zająć się ważniejszymi rzeczami niż uczenie półgłówków!
Wściekła i rozgoryczona, opuściła swoją komnatę i szybkim krokiem udała się w jedynie sobie znanym kierunku.
Nie mogła wiedzieć, że w całym zamku w powietrzu unosiły się opary pewnego intensywnego eliksiru oszałamiającego, który w nocy miał bliskie spotkanie z pewnym nieznośnym duchem o imieniu zaczynającym się na literę "I"...

CZYTASZ
Teach me, professor
FanfictionW dniu piętnastych urodzin Rona nic nie układa się dobrze. Głównie przez fakt, że wszyscy w Hogwarcie zachowują się tego dnia zupełnie niedorzecznie, bo jakiś idiota musiał upuścić fiolkę z eliksirem oszałamiającym. Kiedy już nie wiadomo, kto jest n...