Ron natychmiast zrzygał się na kafelki, aż postacie z portretów spojrzały na niego z obrzydzeniem. McGonagall skrzywiła się jedynie, w gruncie rzeczy zachowując należytą powagę. Już nie takie rzeczy widziała w swoim życiu. Mimo wszystko, nie mogła zaprzeczyć, że bardzo ją to zniesmaczyło. Całujący, zdziwieni nagłymi obserwatorami, oderwali się od siebie z wyraźnym niezadowoleniem.
- No co? - powiedziała bełkotliwie Dolores, po czym wymownie spojrzała na wymiotującego chłopaka. - Pf, kiedyś ludzie płaciliby, żeby to oglądać. Niewychowany gówniarz - mruknęła pod nosem, odchodząc pod ramię z woźnym.
- Okej, może to zabrzmi niegrzecznie, ale CO DO MERLINA TO MIAŁO ZNACZYĆ?! - wykrzyknął Ron, na chwilę podnosząc głowę.
McGonagall znów poczuła do rudowłosego przypływ sympatii, biedny, niedoceniany i na domiar złego musiał być świadkiem czegoś tak okropnego. Nie miała pojęcia, co musiało się stać, żeby połączyć ze sobą tych dwoje, ale na pewno było to coś złego. Od razu gdy weszła na korytarz, wyczuła coś dziwnego w powietrzu, lecz teraz zapach był intensywniejszy. Zrobiło jej się przez chwilę słabo i nagle zachciała ubrać swoje od lat nienoszone tutu i zatańczyć Jezioro Łabędzie.
- Nie mam pojęcia, Ronaldzie, ale myślę, że powinniśmy już iść. O ile się nie mylę, mamy teraz razem transmutację?
- Nieee, tak... To znaczy, w sumie... nie wiem, zjadłbym pizzę - wymamrotał w odpowiedzi Weasley.
Po głowie chodziły mu naprawdę dziwne myśli. Wspominał chwile ze swoimi przyjaciółmi i uświadomił sobie, że i tak od zawsze woleli siebie nawzajem. Traktowali go jak kogoś, kto był zawsze dla nich, nie oczekując nic w zamian. Tak właśnie było, aż do teraz. Postanowił, że nie da się już więcej wykorzystywać. Przez rozmowę z opiekunką domu, czuł się teraz wolny. Nareszcie powiedział to, co chodziło mu po głowie od bardzo dawna. Bardzo lubił Minerwę. Kobieta była surowa, miała swoje zasady i nie pozwalała nikomu wejść sobie na głowę. Ideał... Po raz pierwszy pomyślał o nauczycielce, jak o kobiecie. W gruncie rzeczy była w jego typie. Nie szkodzi, że była od niego starsza, takie właśnie lubił. A jej lekko siwe włosy dodawały jej majestatyczności. Uświadomił sobie, że nigdy nie doceniał tej, jakże pięknej, istoty. Wiedział, że McGonagall praktycznie pełni funkcję dyrektora i opiekuje się w wszystkimi w Hogwarcie. Nikt jej nie doceniał, tak jak rudowłosego.
Przemierzali długie korytarze, próbując dostać się do sali. Niestety, było to dość ciężkie zadanie. Puchoni byli wszędzie, niektórzy latali po korytarzach, inni zaś, wykorzystując znalezione na ziemi przedmioty, grali w zbijaka. Z trudem, nie zabijając się po drodze, weszli do sali, gdzie Minerwa zamknęła drzwi na klucz.
- Ron, wiesz o co chodzi? Dlaczego wszyscy zachowują się... - urwała, szukając adekwatnego słowa. - Tak dziko? - dokończyła z niesmakiem.
Jak mogła użyć takiego wyrazu? Co ją do tego podkusiło? Zadawała sobie w głowie pytania. Niestety, to słowo było bardzo trafne w stosunku do ich sytuacji.
Tak samo pomyślał Ron. Zauważył zmieszanie na twarzy opiekunki jego domu. Jednak po głębszych przemyśleniach, doszedł do wniosku, że to słowo idealnie oddawało to, co się tutaj wyprawia. Przez myśl przeszło mu, że może to sprawka jego braci. Po chwili jednak odrzucił tę myśl.
- Nieee, oni nie zrobiliby czegoś tak oczywistego - mruknął pod nosem.
- Mówiłeś coś Ronaldzie?
- Nieee... Umm... To znaczy, zastanawiam się kto mógł zrobić takie zamieszanie.
- Chyba powinniśmy to sprawdzić - powiedziała Minerwa, spojrzała na Rona i ruszyła do drzwi. - Idziesz ze mną, czy zostajesz, Weasley?
- Idę! - odkrzyknął szybko chłopak i ruszył za kobietą.
Za żadne skarby nie chciał zostawać sam. McGonagall zachowała najwięcej zdrowego rozumu spośród wszystkich, których spotkał po drodze. Ewentualnie może jeszcze Dumbledore? On powinien wiedzieć o co chodzi i jak się zachować w takiej sytuacji. Czekała ich droga do gabinetu dyrektora...
CZYTASZ
Teach me, professor
Fiksi PenggemarW dniu piętnastych urodzin Rona nic nie układa się dobrze. Głównie przez fakt, że wszyscy w Hogwarcie zachowują się tego dnia zupełnie niedorzecznie, bo jakiś idiota musiał upuścić fiolkę z eliksirem oszałamiającym. Kiedy już nie wiadomo, kto jest n...