Czwarte spotkanie

954 194 68
                                    

 Grudzień kończy każdy rok. To miesiąc, kiedy niektórzy robią sobie rachunek sumienia — czego zdążyli dokonać, a czego nie. Czy wytrwali w postanowieniach? Czy z wiekiem stali się mądrzejsi? Jednak dla kelnerki nie oznaczał żegnania się ze wspomnieniami. Przyniósł jej nową wiedzę, niepewność, strach, tajemnice, chłopaka ze schizofrenią i prawdopodobnie na tym nie przystanie.
Jaki grudzień taki przyszły rok? Świetnie.

— I że nikt nigdy nie zgłosił tego — Felix zrobił ręką koło wokół stolika — na policję?
Odpowiedziały mu pomruki i tajemnicze spojrzenia. Tyle był w stanie się dowiedzieć od członków. Musiał więc istnieć inny sposób na wydobycie informacji.
Może była kelnerka coś wie, zastanawiała się kobieta, opierając łokcie o ladę.

— Byli tacy — odezwała się nagle jakaś blondynka w żółtej bluzie. Kelnerka nie pamiętała jej imienia, ale z pewnością zaczynało się na L. Lars przymknął oczy i opuścił głowę, a inni spojrzeli na nią ni to karcąco, ni z zaskoczeniem, że w ogóle umie mówić. Miała ciemniejszą karnację i liczne piegi wokół oczu czy nosa. Figurą i postawą znacznie różniła się od reszty. Była raczej pulchna i dziwnie spokojna, jakby przeżyła całe życie na bezstresowym programie opieki.
Jedenastka wyprostował się. W porównaniu z nią wypadał nerwowo i mizernie.

— I co?

— I nic. Słuch po nich zaginął.
Kelnerka otworzyła szerzej oczy. Felix wyjął z jej ust pytanie:

— Co to znaczy?
Lone, tak, miała na imię Lone!
Lone uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami. Nie wiedziała, ale w spojrzeniu tych intensywnie czekoladowych oczu kryła się troska.

Teraz kobieta musiała spotkać się z byłą pracowniczką kawiarni. Lone była pierwszą osobą, która tak otwarcie udzieliła ważnych informacji. To skłoniło kobietę do uważniejszej obserwacji członków, którzy niewiele się odzywają. Może z ich min, wyrazów twarzy więcej odczyta niż z fałszywych słów najgadatliwszych.

— No to może, Lone, skoro tak się wyrywasz, opowiesz Felixowi swoją historię? — Camilla siorbnęła głośno pitą z termosu herbatę. W jej tonie słychać było niechęć i wyzwanie. Jednak dziewczyna nie dała sobą manipulować. Camilla zawsze dążyła do chaosu, nieprzyjaźni, jakby to napawało ją szczęściem (ale przecież tak nie było).

— Dobrze. — Dziewczyna spojrzała ze spokojem i uśmiechem na Jedenastkę. Kelnerka aż przysiadła, bo obawiała się, że będzie to coś jeszcze gorszego od dystymii, schizofrenii, autoagresji czy depresji. Cicha wody brzegi rwie, jak to mówią. — Stwierdzono u mnie zespół PTSD i biorę środki antydepresyjne.

To by wyjaśniało ten dziwny spokój, pomyślała kelnerka, za co od razu skarciła się w myślach. Powinna zupełnie inaczej reagować, ale chyba dowiadywanie się o chorobach psychicznych stało już u niej na porządku dziennym.

Na chwilę zapadła cisza przerywana siorbaniem Camilli.

Kelnerkę zdziwiło, że każdy z członków tak otwarcie mówi o swoich chorobach i problemach. Może Lone nie powiedziała o sobie zbyt wiele, ale mimo to...
Coś było w ich zachowaniu zdecydowanie nie tak. Przecież zazwyczaj nawet rodzice na początku nie dostrzegają u dzieci problemów, a dopiero potem bolesna świadomość objawia im się w postaci ciała zwisającego z sufitu lub w kałuży krwi wypływającej z pionowych ran na rękach.

— Zadowolona? — spytała ze spokojem Lone. Camilla nie zaprzestała picia herbaty.

Uspokójcie się dziewczęta
Zaraz wojna się rozpęta
My herbatę wypić chcemy
Bez dodatkowej dawki adrenaliny.

Nietrudno zgadnąć, kto nawołuje o spokój, rozpętując zupełnie inną wojnę. Członkowie bractwa odruchowo wygodnie oparli się na krzesłach. Do szczęścia brakowało im tylko popcornu. Camilla wreszcie odłożyła zakrętkę od termosu i popatrzyła z wyzwaniem w oczach na Larsa.

Bractwo Żółtych SercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz