Rozdział III.

55 5 13
                                    

"Dziwna jestem i dziwny jesteś Ty, dziwnie było bez Ciebie żyć."

Ranek przyniósł jej tępy ból głowy. Otworzyła powoli oczy i skrzywiła się. Wieczorem nie zasłoniła kotar znajdujących się przy łóżku i teraz pierwsze promienie poranka drażniły jej oczy. Przekreciła się na plecy i wpatrzyła w sufit. Wokół siebie słyszała miarowe i spokojne oddechy koleżanek.

Wiedziała, że musi porozmawiać z Lilly. Nie lubiła niedomówień, a to co stało się zeszłego wieczora należało wyjaśnić.

Usiadła na łóżku i przeciągnęła się, ziewając. Spojrzała na tarcze zegara. Jego wskazówki wskazywały siódmą, więc nie była zdziwiona, że reszta jeszcze śpi. Niedziele były dla wszystkich leniwe. Wstała nie zważając na godzinę i podeszła do szafy. Wybrała ciuchy i skierowała się do łazienki. Ubrała się dość ciepło, poranki już robiły się mroźne, chociaż do października pozostało jeszcze trochę czasu. Wychodząc chwyciła jeszcze swoją torbę i zamykając ostrożnie drzwi skierowała się na dół.

Zamek był cichy i jakby opustoszały, chociaż doskonale wiedziała, że jest pełen ludzi. Na śniadanie było jeszcze za wcześnie, dlatego skierowała się do wyjścia z budynku. Rześkie powietrze uderzyło w jej twarz. Odetchnęła głęboko, z lekkim uśmiechem na twarzy i skierowała sie w stronę jeziora. Rosa zwilżała nogawki jej jeansów. Gdy dotarła na skraj jeziora usiadła na średnim głazie częściowo zanurzonym w wodzie. Chwilę cieszyła się otaczającą ją przyroda w ciszy. Sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej oprawiony w skórę szkicownik. Zamknęła na moment oczy, wyobrażając sobie to co chciała przelać na papier. Ołówek drgnął w jej dłoni, a ona pochyliła się nad kartką i zapomniała o otaczającym ją świecie.

***

- Część Ness.

Podskoczyła omal nie wypuszczajac z dłoni szkicownika. Nie spodziewała  się kogokolwiek o tej godzinie zastać.

-Jejku James nie skradaj się tak. Wiesz, że jestem płochliwa.

Powiedziała ze śmiechem, patrząc na przyjaciela. Był ubrany w strój treningowy, a w jednej dłoni trzymał miotłę. Dziewczyna spojrzała ponad jego ramieniem i zauważyła drużynę Gryfindoru kierującą się w stronę stadionu.

- Wiem, przepraszam. Co tam rysujesz?

Vanessa prawie całkowicie zapomniała o rysunku, dlatego teraz na niego spojrzała. Widząc znajomy profil szybko zamknęła szkicownik i schowała go do torby.

-Takie tam bazgroły -odpowiedziała na odczepnego- Nawet w niedzielę im nie odpuścisz co?

Wyciągnął do niej rękę pomagając jej zejść z głazu.

-To mój ostatni rok kiedy jestem kapitanem, dlatego zależy mi na jak najlepszych wynikach. Za parę tygodni pierwszy mecz. Niestety z Slytherinem.

Vanessa kiwała potakująco głową przyglądając się oddalajacym postacią. Oni sami powoli ruszyli w stronę zamku.

-Na pewno dacie sobie radę. W zeszłym roku byliście w świetnej formie, a mecz końcowy był niezłym widowiskiem. W tym roku też wygracie. 

-Dzięki za wiarę.

Uśmiechnął się do niej i przystanął kiedy stanęli na ścieżce. Spojrzał na nią z ukosa i odchrząknął.

Przeznaczenie - Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz