Rozdział piąty

346 19 1
                                    

Po głupiej sprzeczce z Kisame, chłopaki poszli spać, a ja jak powiedziałam - zajęłam wartę. Wyciszyłam czakrę i w gmnieniu oka zastawiłam pułapki, gdyby zaatakował nas ktoś znienacka.

Usiadłam obok Itachie'go, po czym jego głowa opadła na moje ramie. Wiem o co chodziło, ale mimo to nie wkurzyłam się na niego tylko zamknęłam oczy.

Po chwili usłyszałam aktywującą się pułapkę, którą zastawiłam nie daleko naszego położenia. Gwałtownie otworzyłam oczy i zwinnym ruchem odeszłam od Uchihy nawet go nie budząc. Podążyłam w stronę dźwięku i rozejrzałam się - nikogo nie było...

Aktywowałam "Oczy Nocnego Kota" i rozejrzałam się dokładnie, ale nikogo nie zobaczyłam.

Machnęłam ręką i gdy się odwróciłam, wpadłam na czyjąc kladkę. Odbiłam się od niej i zrobiłam dwa kroki, by zobaczyć twarz osoby. Na początku myślałam, że to wkurzony Kisame, ale kolor jego skóry o tym nie świadczył. Wiedziałam też, że to nie może być Itachi...

Spojrzałam w jego oczy i ujrzałam byakugan'a. Serce zatrzymało mi się na chwilę, a nieznajomy wpatrywał się we mnie. Jego oczy bardzo mnie przerażały, a jego głos wydał się znajomy. Wiedziałam, że muszę się ruszyć i ostrzec chłopaków, ale byakugan zbyt bardzo mnie przerażał...

- Masz ładną bieliznę. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem. To przybiło mnie do ziemi.

- Z-Zboczeniec...! - krzyknęłam zakrywając piersi i po chwili udało mi się ruszyć. Uciekłam i obudziłam "królewiczy".

Chłopaki wstali i przygotowali się do ataku, a ja stałam wpatrzona w stronę, gdzie spotkałam tamtego chłopaka.

Itachi kątem oka spojrzał na mnie, a jego czujność spadła o połowę, co było bardzo niekorzystne... Ktoś zaatakował. Kisame i Itachi odskoczyli, ale ja znowu poczułam, że mam nogi jak z waty. Nie mogłam się ruszyć, a kunai trafił mnie w rękę.

Pisnęłam, ale ból nie pomógł mi w reakcji, gdy nieznajomy podchodził do mnie.

Byłam na wiciągnięcie jego ręki i gdy miał mnie złapać, chłopaki z mojej drużyny stanęli przede mną. Poczułam ulgę, ale dopiero po chwili zoriętowałam się, że kunai w mojej ręce jest zatruty.

- Uchijini! Jesteś ranna? - usłyszałam Uchihę.

- Czyli to wy z "Brzasku" macie tą piękną, kocią panienkę? - bardziej stwierdził niż spytał.- Oddajcie ją. Ona nie należy do was!

- Jaką masz pewność, dziwaku?! Kotek jest z nami po dobroci.

- Nię sadzę. - zaczął, a za nim pojawili się jego towarzysze. Nie wyglądało to najlepiej.

- Jest ich za dużo! - krzyknęłam, a pot zpływał mi po twarzy.- Nie damy im rady... Uciekajmy!

- Akatsuki nie uciekają! - powiedział Kisame i zaatakował jednego z nim.

 Upadłam na kolana i zakryłam kunai płaszczem. Nikt nie mógł dowiedzieć się o mojej ranie, a tym bardziej o zatruciu.

 Przyglądałam się walce między Itachim, a tamtym kolesiem. Wyglądało to dobrze, a raczej najlepiej na naszą korzyść. Itachi pokonał już wieli tak samo jak Kisame, ale gdy ostatni przeciwnik miał stracić życie, po prostu zniknął?!

- Klon?! - zdziwiłam się.

- Gdzie podział się ten gówniarz? - zapytał zły Kisame.

 Nikt inny nie dawał oznak życia, a spokojnie siedziałam przy drzwie, ledno żywa. Byłam szczęśliwa, że Uchiha żyje, ale głos za moimi plecami zbił mnie z transu.

- Już cię mam, Kiciu... - szepnął mi do ucha. Znowu nic nie mogłam zrobić.

- Kisame!

- Hai*! - przytaknął rekin na krzyk Uchihy.

 Mężczyzna odskoczył, ponieważ niebiesko skóry rzucił się na niego ze swoim mieczem. Dalej nie mogłam się ruszać, a Itachi wziął mnie na ręce i zobrał do jakiegoś dziwnego miejsca.

 Posadził mnie w sirodku jakiś ruin, starego domu. Wyglądał stabilnie jak na domy jakie widziałam przedtem.

Dalej nie mogłam ruszyć swoim ciałem, a dobrze wiedziałam, że jestem już wystarczająco daleko od chłopaka z Byakuganem.

 Itachi chciał wiedzieć co się ze mną dzieje, ale nie byłam w stanie nic wydusić, a nawet gdybym mogła nie przyznałabym się do tego, że moję się takich oczu jakie miał tamten nieznajomy.

- Zostań tutaj. Jak będzie po wszystkim... przyjdę po Ciebie. - oznajmił i odszedł.

- I-Itachi...-kun? - ledwo wyszeptałam i zemdlałam.

 Trucizna zaczęła niszczyć krwinki i z każdą chwilą paraliżowała moje ciało. Wiedziałam, że jeżeli zaraz ktoś nie zacznie mnie leczyć... mogę zginąć tu w samotność.

 Miałam świadomość, że nie ma już dla mnie ratunku, a moje ciało i organy umierają. Zamknęłam oczy i odpłynęłam... jednak przed całkowitym zaćmieniem zauważyłam czująś sylwetkę. Nie mam pojęcia kto to, ale nie najprawdopodobnie nie miał dobrych zamiarów...!

--------------------------
Hai -tak

Neko klan - Bolesny Świat ShinobiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz