Rozdział 3

61 3 0
                                    

- Okej siostra , to ja was chyba zostawię samych, bo się szykuje niezła zadymka. - Josh otworzył drzwi i wyszedł.

- Nie pocze...- no tak lepiej się ulotnić.

Myślałam, że wszystko będę mogła wytłumaczyć Jamesowi na spokojnie. Niestety, myliłam się. Kiedy mnie zobaczył na jego twarz wpłynęła ulga ale i tak po jego minie można było stwierdzić, że coś nie gra. Wiedziałam, że to wszystko przez te cholerne nieodebrane połączenia.

Hayley! - podbiegł do mnie i się przytulił. - Gdzie ty byłaś! Całą noc cię nie było. Nie odbierałaś. - mówił szybko.

Nigdy nie miałam w zwyczaju znikać na noc, a tym bardziej nie odbierać telefonu. Zawsze dawałam o sobie znać 24/7.

- No wiesz zgubiłam telefon, nigdzie go nie mogłam znaleźć, a później to już byłam tak zmęczona, że zasnęłam. - Kłamstwo samo mi się cisnęło na usta. Nagle prawda wydała mi się być takim żałosnym wytłumaczeniem. Miałam niby powiedzieć, że największy ruchacz w szkole mi go zabrał bo się ze mnie nabijał? Bez sensu, ale jakby się tak zastanowić to powiedziałam połowę prawdy. Reszta jest nieważna.

- Dobrze, że tylko telefon i że jesteś cała. - mówiąc to pocałował mnie w czoło. - Nie rób już tak, strasznie się martwiłem, a tak poza tym kto dzwonił do mnie z twojego telefonu i sobie robił żarty i jakie Hayley jest teraz zajęta?

- Kolega z klasy był pijany i wiesz jak to bywa.

- Tak i nie znał nawet twojego imienia? - James zapytał podejrzliwie.

- Wiesz, że mam swoich znajomych i nie gadam z innymi. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Ehhh... nieważne, może jestem zbyt przewrażliwiony. Nic nie poradzę, bardzo cię kocham.

- Ja ciebie też, więc nie masz się o co martwić. - powiedziałam, po czym go pocałowałam. Tak bardzo tego potrzebowałam. Czuję się przy nim bezpiecznie i wiem czego się mogę po nim spodziewać. - Jestem głodna, chodź zrobimy gofry!

***
Weekend ciągnął się niemiłosiernie nie miałam telefonu i byłam skazana na naukę, no niby miałam laptopa, ale jednak nie jest to samo, co telefon. Najgorsze były odpowiedzi na pytania "Hayley gdzie masz telefon", a ja musiałam odpowiadać, że go po prostu zgubiłam. Tak wiem, miałam powiedzieć Lindsay, żeby go odebrała, ale stwierdziłam, że to cała historia jest dziwna. Jednak nie ma sensu, poczekam aż złodziej sam się zgłosi, a mówiąc złodziej mam na myśli Luke'a. Jeśli nie odda mi tego telefonu w przeciągu tygodnia zgłoszę się do niego osobiście.

***
W poniedziałek obudził mnie dźwięk budzika, nie lubiłam tego, nienawidzę poranków, a kiedy cos dzwoni mi nad uszami, mam chęć wyrzucić to przez okno. Mimo wszystko wstałam z łóżka, podeszłam do okna przeciągając się jeszcze. Wschód słońca, uwielbiałam na niego patrzeć. Włączyłam laptopa i poszłam do kuchni po śniadanie. Tam jak zwyke zastałam liścik od mamy, że wróci późno, co mnie w ogóle nie zdziwiło. Ciekawi mnie tylko gdzie jest Josh, akurat dzisiaj nie miałam ochoty na jazdę autobusem, ale cóż nie mam wyjścia.

***
- Hayley ty ofiaro losu, jak można zgubić telefon? - Lindsay dopytywała.

- Ehhh... mówiłam już ze sto razy. Dość tematu. - powiedziałam zrezygnowana i oparłam się o swoją szafkę.

W tym momencie zobaczyłyśmy schodzącego po schodach Luke'a ze swoją pseudo ekipką. Momentalnie się we mnie zagotowało bo wiem, że wciąż ma mój telefon, a ja, moja nieśmiałość i ego nie pozwolą mi do niego podejść. Super. Jestem w dupie.

- Jaki on kurewsko przystojny. - Lindsay śliniła się na jego widok. - Jaki ma super styl, chciałabym...

- Chyba zgłodniałam. - nagle odechciało mi się tu stać, a jedzenie jest zawsze dobrą wymówką. - spadam stąd.

- Czekaj! - Lindsay biegła za mną.

Zdałam sobie sprawę, że chyba najpierw robię, zanim dobrze pomyślę, bo musiałam przejść obok Luke'a zanim pójdę do automatu. W myślach już się za to karciłam. Zebrałam się w sobie, zrobiłam obojętną minę i poszłam. Nagle poczułam czyjąś dłoń na sobie.

- Jeżeli chcesz swój telefon spotkajmy się na parkingu o 15. - Luke szepnął mi do ucha.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ trwało to dosłownie ułamki sekund, zanim to do mnie dotarło Luke gadał normalnie z kumplami. Rozejrzałam się po korytarzu, ale nie wydaje mi się, żeby ktoś to widział, nawet Lind. Zabrzmiał dzwonek na lekcje i wszyscy zaczęli iść do klas.

***
Szkolny parking jest duży, blondyn mógł się jaśniej określić. Usiadłam na ławce i postanowiłam poczekać. W sumie to nawet nie wiem co sobie myślałam idąc tutaj, bo równie dobrze Luke mógł sobie ze mnie znowu zażartować. Daje mu 10 minut, jak go nie będzie to wracam do domu. Oparłam się o tył ławki i zamknąłam oczy, postanowiłam skorzystać ze słonecznego dnia.

Trwało to może chwilkę, bo ktoś mi zdążył zasłonić słońce, otworzyłam oczy i jak się mogłam domyślić zobaczyłam Luke'a

- Może jakieś przywitanie? - zapytał ironicznie.

- Cześć?

- Może być. - powiedział sarkastycznie.

- Słuchaj nie przyszłam tutaj specjalnie tracić na ciebie czasu, daj mi telefon i tyle. - powiedziałam spięta i trochę zgodnie z prawdą.

- Co ty taka niemiła. Dostaniesz telefon, jak pozwolisz mi się gdzieś zabrać.

Chyba się przesłszałam. Jak on może być taki beszczelny, nie dość, że zabrał mi telefon, to jeszcze robi mi na złość.

- Nie. - odpowiedziałam - Nie ma mowy. Nie będziesz mnie wykorzystywać, nie dość, że mi coś ukradłeś, to jeszcze się mną zabawiasz. - odpowiedziałam z irytacją w głosie.

- To nie dostaniesz swojej rzeczy - mówiąc to wstał i poszedł w kierunku auta.

- Okej. - odpowiedziałam, stwierdziałam, że to tylko jedno spotkanie. James nie będzie z tego zadowolony, ale nie mam wyjścia.

- Świetnie, będę po ciebie dzisiaj po 19. - Uśmiechnął się i puścił mi oczko, na co tylko przewróciłam oczami.

Stałam jeszcze chwilę sama i analizowałam całą sytuację. Pomyślałam sobie w co ja się pakuję...

THIS IS USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz