Rozdział 4

64 5 4
                                    

James dzwonił dzisiaj do mnie kilkanaście razy, za każdym razem go zbywałam, mówiąc, że mam do zrobienia ważny projekt. Tak naprawdę cała się w środku trzęsłam i chodziłam po domu bez celu, stresowałam się co było widoczne, ale czym? To tylko Luke, co jeśli ta randka to jakiś żart? Zaraz... jaka randka? Czy ja właśnie powiedziałam randka? Stop...

- Hayley co ty tak właściwie wyprawiasz? - z zamyślenia wyrwał mnie Josh. - Wycierasz już ten talerz od jakichś 5 minut.

- JOSH!!! Chcesz, żebym dostała przez ciebie zawału! - Całe szczęście, że nie stukłam naczynia, mama była pedantką, lubiła mieć wszystko w komplecie i w ogóle.

- Skarbie, jesteś pewna, że nie chcesz mi o czymś powiedzieć? - zapytał podejrzliwie J.

- Tak chcę, resztę naczyń ty wycierasz, ja idę na górę. - odpowiedziałam pewnie i odeszłam. Zanim brat się ogarnął mnie już nie było.

Zbliżała się 19, nie miałam ochoty się spóźnić. Ubrałam się w zwykłe czarne dżinsy, czarne botki oraz top również tego samego koloru. Spojrzałam w lustro i chyba nie było tak źle. Stwierdziłam nawet, że zrobie sobie zdjęcie na snapchata:

Po czym spojrzałam jeszcze raz na siebie i stwierdziłam, że zmyję czerwoną szminkę i nałożę jeszcze dżinsową kurtkę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po czym spojrzałam jeszcze raz na siebie i stwierdziłam, że zmyję czerwoną szminkę i nałożę jeszcze dżinsową kurtkę. Zerknęłam na zegarek i świetnie. Mam 10 minut spóźnienia.
Zbiegłam szybko po schodach nawet nie mówiąc nic Joshowi, później napiszę mu sms.

- Czy ty masz w domu zegarek? - zapytał Luke.

- Hej Hayley fajnie, że jednak się zjawiłaś co tam u ciebie słychać, jak życie bez telefonu? Jak...

- Czy ty zawsze tyle gadasz? - zapytał blondyn.

Chyba przez przebywanie z Lindsay taka się zrobiłam, a może to z nerwów. Hayley puknij się w głowę jakich nerwów? Chce wracać do domu i do Jamesa, nawet nie wiem co mnie dzisiaj czeka, w ogóle po co to wszystko, poza oddaniem mojego telefonu.

- Halo? Czy ty właśnie prowadzisz ze sobą monolog, nie wierzę! - powiedział Luke i się roześmiał.
Z czym mu jest tu do śmiechu, ale czym więcej się śmiał, tym bardziej ja się nie mogłam powstrzymać. W końcu parsknęłam śmiechem.

- Gdzie tak właściwie jedziemy? - zapytałam.

- Najpierw do restauracji coś zjeść, a później to tajemnica. - powiedział blondyn i puścił mi oczko. Jejku co on ma z tym oczkiem.

- Okej, a tak właściwie to po co to wszystko? - zapytałam i w tym samym momencie pomyślałam, że choć raz mogłabym nie być taka ciekawska i się ugryźć w język.

- Po prostu chciałbym cię poznać. Nic poza tym, więc nie myśl sobie tam nie wiem o czym.

Wow, czy on wcześniej przygotował sobie odpowiedzi na te pytania?

- Wiesz dlaczego to robię, nie szukam przygód, JAK NIEKTÓRZY TUTAJ (mówiąc to zaakcentowałam każde słowo) mam chłopaka, którego kocham.

- Aha, czyli już oceniłaś mnie jak cała reszta. - odpowiedział bez zdziwienia w głosie.

***
Cała podróż autem przebiegła w milczeniu i miałam wrażenie, że atmosfera była napięta. Kiedy tak siedzieliśmy i czekaliśmy na jedzenie zrobiło mi się głupio, że byłam taka niemiła i od razu go oceniłam, może nie powinnam była tego robić. Spróbuję być milsza.
Luke miał jak zwykle potargane włosy i był ubrany cały na czarno. Klasycznie i trochę przystojnie, odrobinkę.
Stwierdziłam, że nie jestem głodna wiec wezmę tylko shake.
W międzyczasie naszego milczenia przyszła do nas kelnerka, która przyjmując zamówienie od Luke'a mało co nie zemdlała, blondyn to tylko zignorował, pewnie taka sytuacja to dla niego chleb powszedni.

- Świetnie, a co będzie dla Pani obok? - zapytała sztucznie kelnerka. W ogóle to była sztuczna.

- Dla mnie shake waniliowy. - odpowiedziałam. Na co Luke spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Poproszę jeszcze duże frytki dla tej Pani. - powiedział blondyn i się szeroko uśmiechnął.
Po czym przewróciłam oczami, bo poczułam lekkie zażenowanie.

- Wow, ty tak na poważnie? - zapytałam.

- Kiedyś może jeszcze bym się przejął i spróbował zagadać, wziąć numer, czy coś, ale chyba już mi przeszło.

- Chyba... - odpowiedziałam.

Sama nie mogłam w to uwierzyć, ale czas nam minął bardzo fajnie i może to nie był najgorszy wieczór w moim życiu? Śmialiśmy się praktycznie cały czas, zwłaszcza z naszych śmiesznych sytuacji życiowych, które sobie opowiadaliśmy.

- Okej, ale to nie koniec atrakcji Hayley, jeszcze chcę cię zabrać w jedno miejsce.

***
Trochę dziwnie, jeden wieczór, który nic nie zmieni, ot zwykłe spotkanie, jakbyśmy się już znali wcześniej. Jutro wszystko pewnie wróci do normy.

Luke zaparkował na odludziu i przyznam, że w tym momencie trochę się przestraszyłam, w końcu nie mało się mówi w telewizji o porwaniach i podobnych rzeczach. W myślach już sobie układałam 1000 sposobów na moją śmierć.

- Spokojnie nie zabiję cię jeśli o tym myślisz - powiedział sarkastycznie blondyn.

- Nie to miałam na myśli. - skłamałam.

- Widzisz tamtą wieżę, z niej jest najlepszy widok na miasto, zwłaszcza teraz nocą.

- Jak romantycznie, gdzie twój rumak. - parsknęłam śmiechem. James nigdy się nie fatygował, żeby chodzić ze mną w takie miejsca, zazwyczaj wystarcza nam pizza i netflix.

Szliśmy w ciszy, było słychać tylko dźwięk łamanych gałęzi po drodze. Nagle usłyszałam strzał, a później głośny krzyk, który przeszył mnie na wylot. Po czym stanęłam w bezruchu. Luke szybko odwrócił się do mnie i położył palec na usta na znak żebym była cicho. Teraz oboje nasłuchiwaliśmy. Z daleka zobaczyłam posturę męską. Facet, a przynajmniej tak mi się wydaje był ubrany cały na czarno i zmierzał w naszym kierunku.

- Luke to nie są żarty, jeśli ten ktoś jest z mafii, wracajmy. - wyszeptałam.

- Cofaj się najszybciej jak możesz, ale zrób to też najciszej. - poinstruował mnie blondyn.

W tym momencie odpowiedziałabym sarkazmem, jednak wiem, że to co się tam stało to nie było wcale zabawne.

- To było dziwne. -powiedziałam.

- Nic nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy. - powiedział opanowany Luke, mimo, że  ja się cała w środku trzęsłam, ponieważ tam miało miejsce zabójstwo.

- NIE POMOGLIŚMY, a słyszeliśmy wszystko, jeżeli ta osoba żyje, a my mieliśmy szansą ją uratować, nie wybaczę sobie tego. - dramatyzowałam.

- Oboje wiemy, że ta osoba nie żyje. Nie możemy mówić, że coś widzieliśmy, nie mamy świadków, nikt nam może nie uwierzyć. - ciągnął dalej chłopak.

- Co? Mogliśmy pomóc... - gadałam jak w amoku.

- Teraz już nic nie zrobimy, łączy nas wspólna tajemnica.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 02, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

THIS IS USOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz