– Gdzie jest Hawke?
Stojący nieopodal Strażnik Stroud opuścił głowę. Ścisnął mocniej prawy bok, badając ostrożnie głęboką ranę pod żebrami. Próbował wyrównać oddech, uspokajając nieco szalejące w piersi serce.
– Gdzie jest Hawke? – powtórzył coraz bardziej zniecierpliwiony Varrik.
Spoglądał na każdego z osobna, desperacko poszukując odpowiedzi. Nikt nie raczył nawet odwzajemnić spojrzenia. Echo rozradowanego tłumu po wygranej bitwie nagle ucichło przerywane ostatnimi trzaskami gasnącego gdzieniegdzie ognia.
Każda kolejna minuta stawała się nie do zniesienia. Inkwizytor Trevelyan odważył się w końcu spojrzeć na wyczekującego krasnoluda. Nabrał niepewnie oddech w płuca, jednak coś zacisnęło się boleśnie w jego gardle, nie pozwalając na wypowiedzenie ani jednego słowa.
Zanim Varrik zrozumiał powagę sytuacji, w której się znalazł, przez głowę przemknęła mu jedna, prawie zabawna myśl.
Hawke potrafiła w końcu nieraz napędzić więcej strachu, niż było tego warte, a po tylu latach spędzonych u jej boku w Kirkwall, prawie zdążył się przyzwyczaić do jej szalonych wybryków i igrania ze śmiercią. Dlatego nie było nic dziwnego w tym, że krasnolud przez jedną sekundę był wręcz przekonany, że przyjaciółka wyskoczy zaraz zza rogu, szydząc radośnie z jego śmiertelnie poważnej miny.
Jednak kolejne minuty mijały, a na żadnej z obecnych twarzy nie pojawił się chociażby cień zdradzający chytry plan uknuty przez przyjaciółkę. Chwila niepewności zatańczyła przed jego oczami, sekundę przed tym jak Inkwizytor zabrał głos.
Zaledwie strzępki słów dotarły do uszu Varrika. Nie usłyszał, jak przywódca potężnej Inkwizycji publicznie oznajmił, że Hawke zginęła jak bohaterka, że jej poświęcenie nie zostanie zapomniane.
Czcze gadanie.
Poczuł, jak ktoś zacisnął rękę na jego ramieniu. Natychmiast wyrwał się z uścisku. W tej jednej chwili pocieszający gest stał się odzwierciedleniem najcięższego ciężaru, którego nie zdoła podźwignąć – samym potwierdzeniem jej śmierci.
Odwrócił się, próbując opanować zbierającą się w nim złość wymieszaną wraz z rozpaczą. Z całych sił powstrzymał się przed wyjęciem Bianki i wpakowaniem kilku strzał w głowę Inkwizytora.
Odszedł, czując na sobie spojrzenia wszystkich zebranych. Jeszcze przez kilka minut nikt nie odezwał się ani słowem.
***
Inkwizytor stał przed wejściem do małego pokoju na piętrze. Uniósł niepewnie rękę i zatrzymał pięść kilka centymetrów przed masywnymi drzwiami, zamkniętymi już od kilku dobrych dni.
Inkwizycja skończyła świętować swoje ostatnie zwycięstwo i wszystko zaczynało wracać do normy. O ile normą można nazwać przygotowywanie się do dalszych działań wojennych, zagrywek politycznych, polowania na czerwonych templariuszy i obalanie kolejnych grup Venatori. Pod naporem tych wszystkich problemów, Trevelyan zaczynał myśleć, że wyzwolenie Strażników spod kontroli Koryfeusza było jedynie namiastką tego, co czekało ich w niedalekiej przyszłości, a co już zdążyło odcisnąć swe piętno w sercach najdzielniejszych wojowników, jakich znał.
Mężczyzna wziął głęboki oddech i zastukał dwa razy w drewniane drzwi, wyczekując odpowiedzi. Chwila mijała nieubłaganie długo i zwykły gość już dawno odszedłby przekonany, że pokój jest zwyczajnie pusty, ale nie on.
Varrik zamknął się tam, od kiedy wrócili z Twierdzy Adamant i stanowczo poprosił, aby nikt mu nie przeszkadzał. Spełnienie tej prośby było, co najmniej kłopotliwie trudne dla Inkwizytora, gdyż po części czuł się odpowiedzialny za wydarzenia tamtej nocy.
CZYTASZ
Otchłań || Dragon Age: Inkwizycja
Fanfiction„Stoimy u progu wielkiej zmiany. Cały świat drży przed nieuniknionym upadkiem w otchłań. Czekaj na tę chwilę.... a gdy nadejdzie, nie zawahaj się skoczyć". *** Jak to jest stracić przyjaciela? Nie chcesz wiedzieć, uwierz mi. Nie chcesz poznać uczuci...