Prolog

49 7 6
                                    

Kochała tańczyć. Poruszała się jak szepczący w liściach wiatr. W każdym jej słowie kryło się jakieś nieokreślone dobro, które przyciągało wszystkich wokół. W jej głosie słyszało się słodycz i melodię, która płynęła gdzieś z głębi jej duszy. Jej magia była delikatna i krucha. Niewielkie drobiny, które przepływały między jej palcami, mogły zostać łatwo pokonane. Jednak tylko one potrafiły leczyć i szerzyć dobro. Niszczycielska magia nie potrafiła być tak piękna i zazdrościła tańczącym pyłkom.

Miała zielone oczy, którymi oglądała rzeczywistość. Chodziła w powłóczystach szatach i patrzyła. Kochała dostrzegać, czerpała radość z obrazów, które przetaczały się między jej oczami. Nuciła i przyglądała się słońcu, które rzucało światło na jej twarz i odbijało się refleksami na jej brązowych włosach. Inni magowie patrzyli na kobietę, a potem unosili wzrok w górę. Przyglądali się błękitowi nieba, ale nie potrafili dostrzec, co jest w nim takiego, że odbiera jej ono dech w piersiach.

Zawsze siadała na skale i przyglądała się słońcu, które opadało, by po chwili znów się podnieść. Nic dla niej nie było ważne. Mówili jej, że jest słaba, a jej moc nie przyda się, gdy nadejdzie zagrożenie. Śmiała się i odchylała głowę do tyłu, przymykała powieki. Nigdy nie odpowiadała na ironiczne wypowiedzi kierowane w swoją stronę. Kochała patrzeć i to jej wystarczało.

Pewnego dnia podszedł do niej jeden z magów. Kiedy do niej mówił, nie patrzyła na niego, spoglądała na słońce, które jaśniało bardziej niż zwykle. Skończył mówić i nachylił się w jej stronę. Popatrzyła mu w twarz i odsunęła się, a w jej oczach zamajaczył strach.

- Twoje tęczówki przypominają księżyc. Nie chciałbyś go zobaczyć.

Mag złapał ją za szatę i poderwał w górę. Stanęła przed nim i skuliła się. Na jej twarz po raz pierwszy od bardzo dawna padł cień. Uderzyła go w rękę. Zabrał dłoń i ze zdziwieniem zauważył, że na jego skórze pojawiły się trzy pręgi, z których sączy się krew. Spojrzał na nią ze zdziwieniem, a ona odwróciła się i zaczęła odchodzić. Mag poczuł, jak wściekłość ryczy w jego wnętrzu. Skumulował energię i zacisnął dłoń w pięść. W powietrze wzniósł się krzyk. Czarodzieje, którzy byli w pobliżu, podeszli do nich i przypatrywali się kulącej postaci. Po chwili tamta się wyprostowała i popatrzyła na nich. Jednak nie miała już oczu, źrenice i tęczówki zostały zastąpione przez białą ciecz, która wylewała się z oczodołów.

Kobieta zachwiała się i rozejrzała dookoła. Nic nie widziała, dookoła niej była tylko ciemność, a w jej wnętrzu panował jedynie gniew. Uniosła ręce i zacisnęła dłonie w pięści. Wiedziała, że moc mieści się w oczach, a jej zostały one odebrane, więc energia została uwolniona. Wyobraziła sobie to, czego zawsze się bała. Wyszeptała trzy słowa, a po nich nastąpiła eksplozja, lecz nie wybuchła na ziemi, wzniosła się w górę i zasnuła niebo. Ciało kobiety zamieniło się w proch i powędrowało wraz z magią, tam gdzie zawsze chciała być. Magowie patrzyli za nią, a gdy ukazało im się pokryte czernią niebo, upadli i wodzili wzrokiem po bezkresnym niebie.

Jej moc była piękna, lecz gdy się uwolniła, okazała się być najbrzydsza ze wszystkich. Była dobra, ale gdy odebrano jej to, co kochała, stała się zła. Uwielbiała światło, a gdy nie mogła go zobaczyć, przyzwała noc. Nie znali jej mocy, ale ją zrozumieli. Była mrokiem, nie powinni nazywać ją dobrą, nie kochała słońca, zatopiła się w księżycu. Te błękitne oczy, które na nią spoglądały, były odzwierciedleniem jej duszy, uwolniły ukrywaną złość. I tylko jedno pytanie pozostało na ich ustach: "czy była dobra?" Ich oczy nie potrafiły przeniknąć mroku, odebrano im wzrok, tak samo jak jej.

Od tamtej pory zawsze panowała noc. To było miejsce, w którym księżyc symbolizował pozbawioną sensu nadzieję, a gwiazdy przypominały o tym, jak jasno kiedyś świeciło słońce.

Kraina wiecznej nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz