Stoję w pomieszczeniu, wiatr nie szumi w moich uszach, jednak nadal nic nie widzę. Żadna żarówka nie zwisa z sufitu, by rozświetlić mrok. Słyszę trzaśnięcie drzwi, a po chwili ktoś dotyka mojego ramienia. Mimowolnie drżę, choć wiem, kto delikatnie muska moją skórę. Jego palce wplątują się w moje włosy.
- Za długie.
Kwituje, a jego kroki znów rozbrzmiewają w pokoju. Ruszam za nim.
- Czy mógłbyś zapalić światło, Car. - Gryzę się w język, a na mojej twarzy kwitnie głupkowaty uśmiech. - Magu?
- Tu nie ma światła. - Do moich uszu dochodzi zgrzyt. - Nawet sztucznego, na magię też nie masz co liczyć.
Chcę coś odpowiedzieć, ale uderzam w jakiś przedmiot i przewracam się. Coś obok mnie tłucze się, a ja czuję pieczenie i coś tłustego, co zaczyna znaczyć moją skórę. Silna ręka chwyta mnie za ramię i podrywa w górę. Moja dłoń zostaje w coś owinięta, ulga przychodzi natychmiastowo.
- Głupia. Stłukłaś mi cenne fiolki, będę musiał znów robić mikstury. Nie ruszaj się nigdzie, dopóki nie zaczniesz dostrzegać czegoś więcej niż mrok.
- Przepraszam.
Mój głos drży, kulę się, ale on chwyta mój podbródek i podnosi moją twarz. Ociera kciukiem łzy szklące się w moich oczach. Jego gest jest stanowczy, ale można w nim wyczuć jakąś nieokreśloną troskę.
- Nie masz za co przepraszać. Obróć się do mnie tyłem. Muszę ściąć twoje włosy.
Wykonuję jego polecenie i zaczynam drżeć. Po chwili rozbrzmiewa odgłos uderzeń ostrza o ostrze. Jego dłoń poprawia moją głowę. W jego gestach nie wyczuwam złości ani agresji. Jest delikatny. Moje serce tłucze się w piersi. Boję się, a jednocześnie ciekawię. Chcę go zaczepić, ale strach nie pozwala mi wykonać nawet małego kroku w przód. Monotonny odgłos cichnie, a po chwili znów rozbrzmiewa.
- Jak mam do ciebie mówić?
Zapada cisza. Dłoń, która głaskała moje włosy, zamarła. Ostrza nożyc przestają się ze sobą zderzać. W pomieszczeniu słyszę jedynie swój przyspieszony oddech. Wtem czuję dotyk na swojej szyi. Jego palce zaciskają się na mojej skórze, zupełnie jakby próbowały odebrać mi oddech. Słyszę syk za sobą, mrok wokół mnie jest jeszcze czarniejszy, zimno opatula mnie. Oddech zamiera mi w płucach. Czuję, jak coś wdziera się do mojego wnętrza.
- Tenebris. Unikaj miana, które słyszałaś z ust Sidusa. Nie lubię go. - Jego palce masują moją skórę, powodując, że powietrze znów może przepływać przez moje ciało. - Nie jestem przeklęty.
Jego głos jest o pół tonu niższy niż wcześniej. Po chwili jednak wraca do normy. Nożyczki znów wydają z siebie uspokajające, monotonne odgłosy. Powinnam milczeć, ale nie potrafię. On mnie fascynuje i pragnę go poznać, choć wiem, że mogę się przestraszyć tego, co kryje się pod tą ludzką powłoką.
- Dlaczego mówią, że jesteś przeklęty? Dlaczego tak się ciebie boją? Czy ja... powinnam się bać?
Znów drżę i żałuję, że odważyłam się odezwać, zupełnie jakbym nie była szkolona do bycia posłuszną, cichą, wykonującą wszystkie polecenia bez szemrania, niewolnicą potężnych istot. Nożyczki nadal stukają.
- Nie musisz się mnie bać. Boją się tego, czego nie znają. Nie jestem potężny, Inanis.
Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że kłamie, tonacja jego głosu nie uległa zmianie, ale coś w tych nerwowych uderzeniach ostrz powoduje, że wątpię w jego słowa. Nie odpowiedział na pierwsze pytanie, ale nie zamierzam go ponawiać. Pamiętam, co mówił przewodniczący aukcji - jeżeli nie mówią, nie dociekaj. Ruszam szybciej głową i wtem czuję, jak ostrze wbija się w moje ucho. Krzyk wyrywa się z mojego gardła. Mag błyskawicznie zabiera nożyczki.
![](https://img.wattpad.com/cover/139416187-288-k787266.jpg)
CZYTASZ
Kraina wiecznej nocy
FantasyTam, gdzie mrok otacza nas ze wszystkich stron; w miejscu, w którym słońce boi ukazać się księżycowi, jest wieczna noc. Wiatr przypomina wściekły ryk, a deszcz parzy skórę. Tam, gdzie księżyc niepewnie wyłania się z ciemności, znalazłam się ja. Czas...