1. Roksana

1K 42 19
                                    


– Chyba sobie zniszczyłam życie.

Do kuchni weszła chwiejnym krokiem dziewczyna, na oko dwudziestoletnia. Usiadła przy stole na taborecie. Na drugim od dłuższego czasu przesiadywał Paweł. Na początku chciał zapytać, czy nowo przybyła na pewno mówi do niego, ale w tej ciasnej klitce przecież nie przebywał nikt inny. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła. Pomieszczenie mogło poszczycić się meblami z głębokiego peerelu oraz najprawdziwszą ceratą w kratę dumnie leżącą na stole. Paweł uznał, że rozmowa przy ceracie z niebieskooką dziewczyną to najlepsze, co mogło go spotkać tego wieczoru. O ile oczywiście panna zechce rozmawiać z kimś tak nieimprezowym jak on.

Młody mężczyzna swym bystrym okiem przyjrzał się towarzyszce raz jeszcze i dodał do początkowo oszacowanego wieku cztery lata. Jej długie i jasne włosy były rozczochrane, część kosmyków opadała na twarz, zakrywając tym samym sfatygowany już makijaż. Dochodziła godzina dwudziesta druga, ale dla niej mentalnie nastawał już poranek. I na pewno nie miał być easy jak w piosence o niedzieli. Paweł mimowolnie uśmiechnął się do niej; nie wiedział, co zrobić: pocieszać czy pytać, dlaczego według jej słów zniszczyła sobie życie. Skoro się odezwała, to pewnie liczyła na jakąś reakcję. Przez ułamek sekundy nawet przyglądała mu się z zaciekawieniem, dlatego wykluczał możliwość, aby gadała sama ze sobą.

– Zrobić ci drinka? – zaproponował.

– Mam się wyżalić jak barmanowi? – zapytała płaczliwym tonem. Usiadła, chowając nogi pod stołem. Tym samym mogła oprzeć plecy o szafkę kuchenną stojącą za nią, ale nie zrobiła tego, tylko podparła łokcie o blat. Zaczęła przyglądać się Pawłowi, ten nie zdążył odpowiedzieć na pytanie, ale widocznie było retoryczne, skoro blondynka kontynuowała: – Mam nadzieję, że mój pech nie przechodzi na innych ludzi. Byłoby szkoda, bo dobrze ci z oczu patrzy.

Zabrzmiała całkiem szczerze. Paweł, jak to zwykle miał w zwyczaju, chciał przeczesać palcami swoje brązowe włosy, ale z wrażenia zapomniał, że dwa dni temu ostrzygł się bardzo krótko. Uświadamiając sobie niezręczność tego gestu, podrapał się po potylicy. Towarzyszka jednak nie zauważyła w jego zachowaniu niczego nadzwyczajnego.

– Jestem Paweł – przedstawił się. Dziewczyna niepewnie wyciągnęła prawicę i uścisnęła dłoń bruneta.

– Roksana – odpowiedziała niepewnie. Paweł zwątpił. Ona westchnęła, jakby sekundę wcześniej przełknęła coś ciężkiego. Ich ręce nadal wisiały w uścisku nad starą ceratą. Mężczyznę zaskoczył fakt, że jego towarzyszka trzyma go tak pewnie. – Serio. Nie patrz tak na mnie – poprosiła. – Rodzice dali mi tak na imię, nie kłamię.

– Nie twierdzę...

– Nie zaprzeczaj – przerwała mu, trochę niezadowolona. Paweł zacisnął lekko szczękę. – To kretyńskie imię. Wolałabym być Anią albo Kasią.

– I wolałabyś nie niszczyć sobie życia – dodał pośpiesznie, czym zupełnie ją zaskoczył. Roksana puściła wreszcie jego dłoń i położyła ręce na swoje nogi. Pochyliła się nad blatem, opierając się o kant stołu jedynie klatką piersiową. Włosy spadły kaskadą na stół, ale dziewczyna szybko je odgarnęła i związała na czubku głowy gumką, którą wcześniej nosiła na nadgarstku. Paweł nawet zdążył pomyśleć, że to jakaś prosta bransoletka.

– Zaproponowałeś drinka – odezwała się po dłuższej chwili milczenia. – Chyba zauważyłeś, że mam już dosyć. Dochodzi jedenasta...

– Dziesiąta – poprawił ją mimowolnie.

– Naprawdę? – jęknęła. – To jeszcze gorzej. Dochodzi dziesiąta, a ja już jestem chodzącym trupem. – Podniosła wzrok, którym wcześniej wodziła gdzieś po podłodze. Gumolit imitujący parkiet, cudownie. Paweł cały czas uparcie patrzył na dziewczynę i wsłuchiwał się w jej bełkotliwy głos. – Może zrobisz mi herbaty i zrobi mi się lepiej? – zapytała z nadzieją.

Nie zaprzeczaj! [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz