Cześć i czołem!
To znowu ja, a przed Wami nowa seria o wdzięcznym tytule "Układ antytetyczny". Czemu taki tytuł? Oj, przekonacie się już w pierwszym rozdziale. Dla odmiany całość zaczyna się powoli, bez pośpiechu. Przecież mamy czas, prawda?
Enjoy!
~
Przeprowadzki nigdy nie są łatwe. Szczególnie, jeżeli jest się do nich zmuszonym. Miałem do wyboru poszukać czegoś blisko mojego poprzedniego miejsca zamieszkania i zostawić wszystko, tak jak było. No, prawie wszystko. Tak pewnie zrobiłaby większość ludzi. Jeszcze kilka dni temu, ja też tak bym właśnie postąpił. Niestety, czara goryczy się przelała. Każdy ma swoje limity, a ja osiągnąłem swój. Spakowałem wszystko, co było mi niezbędne, nie kłopocząc się resztą, wsiadłem w samochód i pojechałem. Wylądowałem w Warszawie. Jakieś pół kraju dalej niż zazwyczaj bym planował. Wynająłem małą kawalerkę niedaleko metra i zmieniłem pracę. Na szczęście o nią chociaż nie musiałem się martwić. Szybko dostałem dwie równoległe posady, który akurat wystarczały na pokrycie rachunków, jedzenia i ewentualnie jakiejś taniej rozrywki od czasu do czasu. Na co dzień, wszystko było w najlepszym porządku. Czasami tylko siadałem i wgapiając się w ścianę, zastanawiałem się, co mnie podkusiło do tego, żeby tu przyjechać. Wtedy bardzo szybko przypominałem sobie powód i od razu uznawałem, że była to najlepsza decyzja w moim życiu. Tego wieczora byłem wybitnie przygnębiony, więc, niewiele myśląc, chwyciłem za telefon i wykręciłem numer starego znajomego, nie będąc nawet pewnym czy wciąż go ma. Po chwili ktoś odebrał niewyraźnym „halo", stłumionym przez odgłosy z tła.
– Um, dzień dobry. Arek? – zagadnąłem niepewnie. W odpowiedzi usłyszałem najpierw jakieś ciche szamotanie, a potem odgłosy z tła ucichły.
– Tak, a kto mówi? – odpowiedział już znacznie wyraźniej.
– Julian. Julian Rodhe. Nie wiem czy mnie pamiętasz... – zacząłem z niewiadomego powodu czuć niejakie zdenerwowanie.
– Rany Julek! – wykrzyknął tylko do słuchawki, a ja zmarszczyłem nos słysząc swoje stare przezwisko i zaczynałem żałować, że wpadłem na ten głupi pomysł dzwonienia do niego. – Kopę lat! Co słychać?
– Jesteś wolny? Znaczy wieczorem. Bo mam ochotę na piwo, jak za starych, dobrych czasów – zapytałem wprost, nieco plącząc się na początku.
– Słuchaj, Stary. Ja zawsze chętnie, tylko widzisz, mieszkam w Warszawie, więc... – zaczął.
– No właśnie ja też. Dlatego pomyślałem o tobie. Co ty na to? – Przerwałem mu, czekając na odpowiedź. Miałem zdecydowanie dość siedzenia w czterech ścianach.
– Dzisiaj dwudziesta pod metrem na centrum. Znam dobrą knajpkę. Co ty na to? – Szybko odbił piłeczkę, a ja bardzo chętnie się zgodziłem. – Mogę kogoś zabrać?
– Jasne. Ja tu w sumie nikogo nie znam, więc tym lepiej – odparłem od razu.
– Okej, to zgarnę ze sobą kogoś i może jeszcze jeden znajomy przyjdzie. W razie czego dzwoń. – Usłyszałem w odpowiedzi jego zadowolony głos.
– Jasne, dzięki. Do zobaczenia – rzuciłem do słuchawki i zakończyłem połączenie. Spojrzałem na zegarek. Było dopiero po kilka minut po czwartej, więc postanowiłem pójść pobiegać. Miałem wystarczająco dużo czasu, żeby zrobić małą przebieżkę po lesie bielańskim, a potem wyszykować się i zjeść coś przed wyjściem.
![](https://img.wattpad.com/cover/139470831-288-k227384.jpg)
CZYTASZ
Układ antytetyczny
RomanceRemik jest wszystkim, czego Julek nie trawi, nie znosi i nie chce w swoim życiu. Jest niebezpiecznym chaosem, lekkomyślnością i uporem aż do przesady. Jest też zdecydowanie wspomnieniem tego, czego główny bohater pamiętać nie chce, nie wspominając j...