Cześć wszystkim!
Wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale mam małe urwanie głowy i nie wyrobiłam się na Chiny cesarskie.
Przed Wami nowy rozdział Układu!
A już jutro... Jutro (15.03.2018 r.) będzie premiera papierowego wydania pierwszego tomu Numero Uno! Z małą niespodzianką na boku (do zobaczenia na stronie, FB oraz Instagramie) ; > Już nie mogę się doczekać.
Enjoy!
~~~~~~~~~~
Wściekły pobiegłem za nim, ale skubany miał dobrą kondycję. Na moje szczęście chyba zahaczył o coś ręką, bo znalazłem go dwa bloki dalej opartego o ścianę i zwijającego się z bólu. Gdy mnie zobaczył, sapnął ze złości i wyraźnie próbował wziąć się w garść, odrywając się od ściany i prostując dumnie. Uszedł kilka kroków, ale wyraźnie nie czuł się najlepiej. Podszedłem do niego powoli, przełykając własną dumę i patrząc się na niego z zażenowaniem. Czułem się winny i tak bardzo, jak nie chciałem przyznać się do błędu, wiedziałem, że należą mu się przeprosiny.
– Remik, słuchaj, nie chciałem. Chodź, nie wyglądasz najlepiej. Przepraszam. Dam ci coś przeciwbólowego i jak usiądziemy na spokojnie, to wytłumaczę ci, co miałem na myśli. Wiem, że to bardzo źle zabrzmiało – powiedziałem z wyraźną skruchą.
– Dzięki, ale powinienem iść do domu, niezależnie od tego, co miałeś na myśli. Ja dziś już naprawdę nie potrzebuję więcej upokorzeń – odparł sztywno, ale jego słowa mną wstrząsnęły. Nie tego chciałem.
– Wiszę ci obiad, poza tym nie puszczę cię nigdzie w takim stanie. Ręka to chyba nie jedyny powód wizyty w szpitalu, co? Źle wyglądasz. Nie bądź uparty, chodź. – Skinąłem głową w stronę mojego bloku.
– Julian... – zaczął, ale westchnął i pokręcił głową z dziwną miną. – Nie wierzę, ale dobra. Niech ci będzie.
– Dzięki. Chodź, bo nie mogę patrzeć, jak się męczysz. – Resztkami silnej woli powstrzymałem się przed tym, by go nie złapać za rękę. To by się mogło źle skończyć.
Ostatecznie jakoś powoli doszliśmy do mojego mieszkania. Nie byłem lekarzem, ale gołym okiem widać było, że jest mu słabo i najprawdopodobniej niedobrze. Niestety nie bardzo umiałem mu pomóc. Przez chwilę obserwowałem go bezradnie. Jedyną racjonalną opcją było zawiezienie go z powrotem do szpitala, ale skoro raz mu nie pomogli wystarczająco, to czemu teraz by mieli? Chociaż gdybym go zawiózł do bielańskiego... ale to też raczej wiele nie pomoże. Widocznie musiał dojść do siebie, tylko pytanie czy nie powinno się to odbywać pod okiem specjalistów.
– Chcesz jechać do szpitala? – zapytałem na wszelki wypadek, ale pokręcił głową, co było prawdopodobnie złym pomysłem. – Na pewno? Nie wyglądasz najlepiej. To powinien zobaczyć lekarz. Samo to, że nie słyszę twojego stałego sarkazmu i odzywek jest już niepokojące – zaśmiałem się, chcąc rozluźnić trochę atmosferę.
– Nic mi nie będzie, od tego się nie umiera – odparł głośno zmęczonym tonem, po czym mruknął pod nosem, chyba mając nadzieję, że nie słyszę. – Przynajmniej nie od razu.
– Co? – podłapałem od razu, przyglądając mu się uważnie, ale tylko westchnął i spojrzał się na mnie z politowaniem.
– Czarny humor zawsze w cenie, a nawet gdybym miał umierać to z tobą bym o tym nie rozmawiał – odgryzł się.
CZYTASZ
Układ antytetyczny
RomanceRemik jest wszystkim, czego Julek nie trawi, nie znosi i nie chce w swoim życiu. Jest niebezpiecznym chaosem, lekkomyślnością i uporem aż do przesady. Jest też zdecydowanie wspomnieniem tego, czego główny bohater pamiętać nie chce, nie wspominając j...