Rozdział 1

41 0 0
                                    


Mówią,że jeśli chce się coś osiągnąć to trzeba ciężko pracować. Staram się to robić. Trenuję ile wlezie a ciągle tylko słyszę,że nie jestem dość dobra. Może dlatego, że nie jestem facetem? W końcu mimo wszystko skoki narciarskie to męski sport! Dlaczego więc trenuję? Bo cholera! Od pewnego czasu istnieje coś takiego jak równouprawnienie. Różne epoki w historii świata przypisywały kobietom różne role. Od strażniczki domowego ogniska, przez boginię, po kogoś, kto w naszym kraju określany jest jako matka-Polka, czyli sprzątaczka, praczka, osobisty trener,pielęgniarka i, Bóg jeden raczy wiedzieć kto jeszcze, w jednym. Ja jednak jestem buntowniczką z wyboru. Gadam, latam (na nartach) –pełny serwis. Nie dam się zapędzić facetom do kuchni. Będę robiła to na co mam ochotę. Dlatego właśnie skaczę. Chcę pokazać,że kobieta też potrafi. Choć nie da się ukryć. Kobieta ma gorzej!

Nazywam się Zosia Lipska na świecie pojawiłam się 17 lat temu, trzy minuty po mojej starszej siostrze bliźniacze Ani. Jesteśmy podobne jak dwie krople wody. Czasem nawet rodzice mają problem z rozróżnieniem nas. Nam osobiście to nie przeszkadza.Wielokrotnie wykorzystywałyśmy fakt, że jesteśmy do siebie podobne. A to na sprawdzianie z matmy lub klasówce z polskiego. Mimo,iż jesteśmy bliźniaczkami to charaktery mamy całkowicie różne.Ania jest tą spokojną i grzeczną córeczką. Ja natomiast wcielenie zła, pełna pomysłów i niekonwencjonalnych sposobów na nudę.Umiem stanowczo powiedzieć „nie" czego brakuje mojej ułożonej siostrze. Anka myśli,że jest w stanie uratować cały świat. Ja natomiast jestem realistką twardo stąpającą po ziemi.

Jak już wspomniałam trenuję skoki narciarskie, czego naturalnie moja siostra nie robi. Woli bardziej „dziewczęce"zajęcie cokolwiek miałoby to znaczyć. Jestem jedyną dziewczyną w drużynie. W sumie to trafiło mi się, ponieważ trenuję z facetami (co jak wspomniałam nie zawsze jest takie fajne) w kadrze A polskich skoczków. Zdaję sobie jednak sprawę, że jeśli chcę coś osiągnąć w tym sporcie to muszę się wyprowadzić do Austrii lub Niemiec.Polskie skoki kobiet bowiem nie są na tak wysokim poziomie. Owszem osiągam jakieś tam rezultaty. Nawet dobrze mi idzie, ale wielokrotnie słyszałam od Kruczka: Zośka! Jesteś dziewczyną. To zadanie dla chłopaków". Bla, bla, bla!No i gdzie to równouprawnienie o którym wspominałam? W takich sytuacjach nie zostaje mi nic innego jak usiąść na ławce i popatrzeć na zmagania chłopaków.Lubię ich, ale czasem brakuje mi jakiejś koleżanki w teamie. Żadna z mych koleżanek z klasy nie ma nawet zamiaru założyć nart a co dopiero zjeżdżać na nich po rozbiegu skoczni. Starają się mnie nawet odwieźć od uprawienia tego„niebezpiecznego" sportu. Ale jak to mówią: bez ryzyka niema zabawy. Czasem jednak irytuje mnie fakt, że rodzice nie doceniają moich starań. Bardziej zachwycają ich poczynania Anki na scenie niż moje na skoczni. Cały czas słyszę jak to pięknie Ania nie tańczy.Owszem! Zgadzam się tańczy fenomenalnie ale kurcze też jestem w tej rodzinie! Ania w ogóle jest osobą urodzoną pod szczęśliwą gwiazdą. Zajmuje się czymś co jej wychodzi, rodzice ją kochają no i...ma chłopaka! Darek to świetny chłopak. Przystojny,inteligentny i przede wszystkim po uszy w niej zakochany. Jest chyba jedyną osobą, która nigdy nas nie pomyliła. Zazdroszczę jej go.Też chciałabym mieć się do kogo przytulić, no ale wszystko w swoim czasie. Mam zamiar odnaleźć prawdziwą miłość a nie faceta,który zaciągnie mnie do łóżka po czym pozostawi.
-Ewa?A Ty już tutaj? – Obróciłam się i zobaczyłam Macieja Kota –chyba mojego ulubionego przyjaciela ze skoczni. Zdziwił się widząc mnie jako pierwsza w domku dla skoczków, ponieważ to zazwyczaj On był tym, który zjawiał się tutaj pierwszy. Znam go od 6 lat. Czyli tyle ile trenuję skoki.

-Tak jakoś wyszło – Odpowiedziałam rzucając bluzę w kąt drewnianego domku. – Gdzie reszta?

-Zapewne jak zwykle zjawią się na ostatnią chwilę – Mruknął i udał się to mini szatni. Ja natomiast zaczęłam składać swoje rzeczy przebrana już w strój sportowy. Dzisiaj mieliśmy potrenować siłę,czyli coś czego trochę mi brakuje. Ale jak dziewczyna mierząca 173 i ważąca 45 kilo może mieć w sobie dużo siły? Wiem, że ważę mało, nawet jak na skoczkinię, ale jeśli chodzi o moją wagę to mam na jej punkcie jobla. Ważę się codziennie i to po kilka razy.Jeśli waga wskazuje choć odrobinę więcej niż powinna zaczynam ćwiczyć i rozpoczynam głodówkę. Mojej zajęcie przerwał dźwięk telefonu. Nie był to jednak mój telefon. Rozejrzałam się po domku i mój wzrok padł na nokię leżącą tuż obok mojej nogi na ławie.Spojrzałam na nią a następnie w kierunku w którym przed chwilą zniknął brunet.

-Zołza!Podasz mi telefon? – Uwielbiam, gdy tak pieszczotliwie się do mnie zwraca. Mam wtedy ochotę mu zdzielić. Mimo to wzięłam aparat do ręki. Wcześniej jednak nie omieszkałam spojrzeć na wyświetlacz„Daga" czyli Dagmara. Dziewczyna, której wręcz nie trawię,mimo to poszłam i podałam Maćkowi telefon. Widziałam jak się ucieszył, gdy zobaczył,  że ta ta małpa dzwoni. Zrezygnowana wróciłam do głównego pomieszczenia i opadłam na zarwaną kanapę podciągając kolana pod brodę. Wracając do Dagmary. To dziewczyna Macieja. Może nie jest taka zła, ale nie lubię jej właśnie za sam fakt, że z nim jest. Brunet kiedyś mi się podobał. A taka szczeniacka miłość.Zadurzyłam się w nim od pierwszego wejrzenia.Niestety bez wzajemności. Może nigdy nie byłam na tyle odważna, by jakoś dosadnie dać mu znać o tym co czuję,ale wysyłałam delikatne znaki... może zbyt delikatne? Bowiem Maciej ichnie zauważył. Po pewnym czasie zmądrzałam i odpuściłam sobie.Jednak teraz, gdy on ma dziewczynę... ah! Ja po prostu nie mogę jej lubić choćby od tak dla zasady.Może i jestem śmieszna, ale Dagmarze mówię AUT!

*

-Odwieźć Cię do domu? – Usłyszałam za sobą głos Krzyśka, gdy wyszłam z domku po treningu ze sportową torbą na ramieniu. Blondyn stał przy swoim samochodzie machając kluczykami.

-Życie mi ratujesz chłopie – Uśmiechnęłam się do niego i zajęłam miejsce dla pasażera w jego nowiutkim samochodzie. – Spakowany na zgrupowanie? – Zapytałam spoglądając w jego jasne tęczówki.Pytanie dotyczyło zgrupowania w Szczyrku, które mieliśmy zacząć już w najbliższy wtorek, czyli  za trzy dni.

-Coś Ty – Machnął ręką odpalając silnik – Spakuję się w poniedziałek. Mam w tym wprawę. Ale Ty jako iż jesteś kobietą zapewne już to zrobiłaś.

-Zapomniałeś,że jestem dość niekonwencjonalną kobietą?

-Uważasz tak, bo skaczesz na nartach?

-Uważam tak, ponieważ takie są fakty – Uśmiechnęłam się, gdy Krzysiek musiał gwałtownie zahamować, ponieważ staruszka wtargnęła mu na pasy.

-Babcie– Mruknął niezadowolony – I czy jej się gdzieś śpieszy? Nie!Więc po kiego grzyba wpieprza się pod koła! A potem będą mówili,że taka dobra babcia była! – Westchnął wyprowadzony z równowagi.

Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Ja nuciłam piosenkę płynącą z radia a Krzysiek był skupiony na drodze. Ruch nie był duży,dlatego po chwili stanął pod moim domem.

-Dziękuję– Uśmiechnęłam się do niego i złożyłam na jego policzku delikatny pocałunek – Do zobaczenia.

Wzięłam swoją torbę i wygramoliłam się z samochodu. Ledwo zdążyłam zamknąć drzwi a blondyn ruszył niemalże z piskiem opon. Wzięłam głęboki wdech patrząc na ten dom. Nie od zawsze mieszkam w Zakopanem.Przeprowadziłam się tutaj w wieku 7 lat. Czyli tuż po skończeniu przedszkola. Pamiętam jak rzewne łzy wylewałyśmy wraz z Anką.Może byłyśmy młode i głupie, ale doskonale wiedziałyśmy, że stracimy przyjaciół, których posiadałyśmy w Warszawie.Wiadomo jakie są przedszkole przyjaźnie, ale dla nas wtedy był to cały świat. Teraz się z tego śmieję i jestem najszczęśliwszą osobą właśnie dlatego, że mieszkam w Zakopanem. Wspaniałe miejsce. Inne i magiczne. Warszawa to metropolia,bezwzględna metropolia. Zakopane jest o wiele bardziej przyjazne.

-Zośka!– Z zamyślenia wybudził mnie głos siostry.Spojrzałam w górę  i zobaczyłam ją w oknie jej pokoju – Co tak stoisz? –Zaśmiała się i schowała się powrotem.

Miała rację. Stałam jak ten głupek wpatrując się a nasz domek z drewnianych bali. Był naszą dumą. Ślicznie prezentował się wśród innych domków. Lubiłam swój dom. Czułam się w nim naprawdę dobrze. Weszłam do domu i rzuciłam torbę w kąt, kurtkę powiesiłam na wieszaku a klucze położyłam na stoliczku. Rodziców nie było. Jak zwykle sporo pracowali. Ostatnio zaczęłam odnosić wrażenie, że rodzice zaczęli się od siebie oddalać. Mam nadzieję, że tylko tak mi się zdaje. Weszłam do kuchni skąd wzięłam jabłko. Następnie udałam się do łazienki skąd spod szafki wyciągnęłam wagę. Stanęłam: 44,9. Oznaczało to, że mogę zjeść jabłko, które spoczywało w mojej dłoni. Uśmiechnęłam się do niego a następnie zatopiłam w nim zęby. Byłam naprawdę głodna. A na obiad z prawdziwego zdarzenia nie miałam co liczyć.Gdy wspinałam się po schodach na górę usłyszałam dzwonek do drzwi. Już chciałam się wracać, gdy na szczycicie schodów pojawiła się Ania.

-To do mnie! – Krzyknęła i jak tornado zbiegła po schodach.Domyślałam się kto przyszedł dlatego powędrowałam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i położyłam się na łóżku i słuchawkami w uszach. Odpłynęłam...



Zośka i skoczkowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz