Vegas. Dean zastanawiał się czemu to zawsze musi być Vegas. I dlaczego do cholery to musiało trafić na niego przecież był grzeczny w tym roku, czy nie zasługiwał by zakopać swoje uczucia na trochę dłużej?
Zdjęcie, które wciąż było obiektem zainteresowania wszystkich jawnie mówiło, że nie ma na to szans. Dlatego Dean niczym prawdziwy Winchester w styczności z uczuciami... postanowił zapomnieć o sprawię jak tylko weźmie rozwód. Bo to było dla niego jasne, że musiał wziąć rozwód, nie było innego wyjścia.
- Okej, dobra. Koniec tej patologi, Cas jedziemy brać rozwód. - Dean wstał poszukując swoich spodni, albo koszulki. Czegokolwiek do ubrania, naprawdę.
- Deano naprawdę zamierzasz brać rozwód tak szybko? Awh, nie ma z tobą zabawy, a ja już planowałem nasz podwójny miesiąc miodowy! - Gabe zrobił fałszywą minę zbitego szczeniaczka.
- Gabriel... - Sam zaczął ostrzegawczym tonem.
- Tak, tak, wiem. My też bierzemy rozwód, okej, ale obrączki ci nie oddam. - Młodszy Winchester przewrócił oczami, a miodowowłosy wystawił mu język, jak pięcioletnie dziecko.
- Skoro już to ustaliliśmy to możemy proszę znaleźć coś do ubrania? - Dean był zirytowany, wydawało się jakby tylko jemu przeszkadza to, że cała czwórka z nich jest wpół naga. - Bo o ile nie będziemy nagrywać taniego gejowskiego porno to wolałbym być ubrany.
- Zawsze mo...
- Nawet, kurwa, Gabriel nie zaczynaj. - Blondyn zmierzył archanioła przerażającym wzrokiem, który mógł zabijać i to chyba wystarczało archaniołowi by ten się zamknął. - A teraz może mi ktoś powie gdzie są moje spodnie? - Dean rozejrzał się po swoich towarzyszach, ale nikt nie zdawał się być w posiadaniu jakichkolwiek spodni.
Westchnął ze zrezygnowaniem myśląc nad tym gdzie jego pijana wersja mogła dać swoje spodnie. Zważając na to, że kiedyś powiesił je na lampie zwisającej z sufitu stwierdził, że mogą być naprawdę wszędzie. Pomyślał, że poszukiwania warto zacząć od pokoju, w którym się obudził co zresztą naprawdę nie było tak złym pomysłem. A przynajmniej nie powinno być, ale los nie lubił Deana Winchestera. Blondyn powolnym krokiem łykając wcześniej znalezione tabletki przemieścił się do głównej klitki, bo pomieszczeniem ciężko to było nazwać.
I rzeczywiście znalazł swoje spodnie pod łóżkiem. Odkrył przy tym, że wcale nie chciał ich znajdywać, ponieważ razem z nimi znalazł zużyte prezerwatywy i butelkę lubrykantu, która zdecydowanie wyglądała jakby ktoś używał zawartości. Całe policzki zielonookiego pokryły się różem, a jego myśli zeszły na bardzo niebezpieczny rejon.
- Nope, nie idziesz w tą stronę, Winchester. Zawracaj. Idę zwymiotować. - Dean wciąż wgapiając się w przedmioty w jego dłoniach zaczął szeptać do siebie pod nosem. - Jeszcze gadasz do siebie, najlepiej to idź się zamknij w oddziale zamkniętym.
- Co tam mamroczesz Dean? - Zielonooki usłyszał głos nienależący do niego, a jego brata i spanikował. A spanikowany Dean Winchester to nic dobrego, dlatego właśnie butelka wylądowała w jego bokserkach, a zużyte opakowania w jego buzi.
- Nif. - Obrócił się w stronę swojego brata, który patrzył się na niego jak na idiotę, który zrobił coś głupiego i Dean zdecydowanie tak się czuł. - Dajf mi spokfój Samfy. - Przez wciąż tkwiące opakowania w jego buzi zniekształcał słowa co sprawiało, że jego brat patrzył się na niego jeszcze bardziej podejrzliwie.
- Cokolwiek. Naprawdę chyba nie chcę wiedzieć. - Dean odetchnął z ulgą myśląc już o jakiejś ucieczce żeby wypluć to cholerstwo z buzi.
- Ale ja chcę. Co tam ukrywasz Deano? - Oczywiście, przecież to nie mogło ujść mu płazem. Nie przy tym anielskim gadzie.
- Nifc. - Blondyn rozłożył dłonie, a w tym samym czasie również Castiel wyszedł z łazienki. Ubrany. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że pozostała dwójka też jest ubrana. W jego umyśle można było usłyszeć "klik" kiedy uświadomił sobie jedną dosyć istotną rzecz. Przecież tych dwóch pierzastych mogło go ubrać z pomocą swojego anielskiego mojo i wtedy w ogóle by nie musiał teraz stać przed tą trójką z lubrykantem w bokserkach i zużytymi paczkami prezerwatyw w buzi. Dean Winchester stracił już wiarę w ten świat, naprawdę.
- Dean, chcesz bym cię ubrał? - Cas spytał, a Dean zastanawiał się czemu to brzmiało tak sprośnie dla niego.
Blondyn pokiwał głową decydując, że odezwanie się może być bardzo złym pomysłem. Castiel pstryknął palcami i Dean był ubrany. Był tylko jeden mały, maciupeńki szczegół, którego Dean nie przemyślał. Nie przemyślał, że ta cholerna butelka może zacząć go naprawdę uwierać. Znowu wrócił do rozmyślania co takiego w życiu zrobił źle, że znalazł się w tej sytuacji. Kiwnął tylko niebieskookiemu w podzięce głową. Zaczął się zastanawiać jak wybrnąć z tej sytuacji, a nowe nabyte przedmioty, których Dean nie chciał nabywać uwierały go, niektóre bardziej niż powinny.
- Wszystko okej? - Sam nie spuszczał wzroku ze swojego brata, który zachowywał się bardzo podejrzanie, a Dean błagał w myślach aby coś odwróciło uwagę wszystkich w pomieszczeniu od niego, ponieważ jeszcze mogli się domyślić.
- Muchwę wymiotchować. - Łowca wymamrotał, a następnie pobiegł do łazienki wypluwając opakowania do kibla.
- Dean wszystko okej? - Cas brzmiał na zmartwionego po drugiej stronie drzwi za to Dean spanikował jeszcze bardziej.
- Tak, wszystko jest dobrze! - Krzyknął może lekko spanikowanym głosem jednocześnie wyjmując lubrykant ze swoich spodni.
- Nie brzmisz dobrze. Wchodzę! - Starszy Winchester usłyszał jeszcze i teraz umierał na zawał. Zaczął wpakowywać butelkę spowrotem do bokserek.
- Nie! - Krzyknął, ale było już za późno i blondyn był i tak szczęśliwy, że udało mu się ponownie ukryć lubrykant. Ale zdecydowanie nie był szczęśliwy, że ten znowu go uwierał. - Wszystko jest naprawdę okej Cas.
- Dean, zachowujesz się naprawdę dziwnie. - Castiel kucnął przy nim na podłodze i blondyn teraz naprawdę chciał wymiotować. Za to Castiel z drugiej strony był zmartwiony. Bał się, że zrobił coś źle, że Winchester odkrył przez tę noc jego uczucia i teraz to będzie koniec ich przyjaźni. - Czy to przez coś co ja zrobiłem?
- Nie, Cas, stary. To nic co zrobiłeś. Ta sytuacja jest po prostu chora. - Dean westchnął niezręcznie kręcąc biodrami, bo cholera, ten lubrykant naprawdę go uwierał. Módlcie się za niego, albowiem w ten sposób długo nie przetrwa tej dyskusji.
- Nie rozumiem jak sytuacja może być chora, przecież ona nie ma formy cielesnej. - Castiel przechylił głowę, a Dean westchnął. To nie było dzisiaj na jego nerwy.
- Cas... - Zaczął, ale przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi. - Co do...
- Dean chyba mamy problem. - Spanikowany Sam wyglądał jakby właśnie ktoś mu rozjechał jego przecież nieżyjącą matkę na jego oczach.
Dean odruchowo wstał i nastąpiła rzecz, której nie chciał za żadne skarby. On naprawdę nie wiedział jakim cudem, ale butelka wyślizgnęła się z jego bokserek. Dean słyszał każde uderzenie swojego serca. Bum. Butelka spadała w powietrzu. Bum. Odbiła się od ziemi. Bum. Odbiła się jeszcze raz. Bum. Zakręciła się. Bum. Zabrzmiała cisza w pomieszczeniu i Deanowe serce chyba stanęło.
Ahoj załogo
Nie pytajcie co to jest, to wszystko wina Julki
To ff żyje własnym życiem, naprawdę
Co sądzicie o tym rozdziale? Jakieś teorie dotyczące problemu?
Kocham was,
Wasza
DoDo xx
CZYTASZ
Vegas, Baby! §Destiel & Sabriel§ (ZAWIESZONE)
FanficCzasami kiedy granica pomiędzy upiciem się, a schlaniem w trzy dupy się zatrze tak bardzo, że sam archanioł budzi się w wannie nie pamiętając co i gdzie zrobił... Cóż wtedy dziwne rzeczy wychodzą na jaw, a głęboko skrywane uczucia wyjdą przez... Mał...