Wszyscy zamarli nagle skupiając całą swoją uwagę na biednym Casie i jego dłoni na której widoczny był złoty pierścień. Dean poczuł ścisk w swojej klatce piersiowej mając ochotę zerwać ten pierścionek choćby miał to zrobić z ręką anioła. Na samą myśl, że Cas miałby poślubić jakąś przypadkową osobę gniew zbierał się w Deanie przez co ten myślał, że za chwilę eksploduje.- Tak, chyba tak. Myślę, że to jest obrączka Dean. - Cas ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w nocy nabytek, jakby ten miałby zaraz zamienić się w potwora i ich wszystkich pożreć. Będąc szczerym Deanowi by wtedy ulżyło.
- Genialnie, Gabriel ma bokserki na głowie, Cas ożenił się prawdopodobnie z jakąś prostytutką, a Sam siedzi na archaniele bez spodni i nikt niczego nie pamięta. To jakaś pochrzaniona wersja "Kac Vegas", czy jak?! - Najstarszy z Winchesterów był tak wkurzony, że aż zaczął chodzić w kółko pomieszczenia.
- Ykhm, wiesz jeden problem chyba mamy z głowy. - Sam spojrzał się niepewnie po swoich towarzyszach unosząc swoją dłoń. Dean nie wiedział, czy zaraz zemdleje czy zadusi Sama gołymi rękami. - Przynajmniej to nie była prostytutka. - Brunet wzruszył ramionami próbując rozluźnić atmosferę co wkurzyło jego brata jeszcze bardziej. Zielonooki spojrzał się na obrączkę na Samowym palcu jeszcze raz i musiał policzyć przynajmniej do piętnastu by niczego nie rozwalić. Chyba zaczynał tu wariować.
- Nope, muszę cię wyprowadzić z błędu Samapko. - Gabriel również uniósł swoją dłoń i cała sytuacja stała się jeszcze bardziej dziwna i skomplikowana. - Patrz, nasze są dopasowane, a Casa jest inny.
- Oh... to oznacza, że my... - Sam nagle podskoczył przez co Gabe jęknął cierpiętniczo, ale młodszy Winchester to zignorował zbyt bardzo przejęty swym podejrzeniem. - Dean, pokaż dłoń.
- Ja? - Winchester zaśmiał się. Jasne, brakowało jeszcze by on się pobrał z jakąś szurniętą babą, przecież nie był aż taki głupi. - To absurdalne, przecież nie upiłem się aż... - Dean zamilkł widząc obrączkę na swoim palcu. - ...tak bardzo.
- Jest podobny do tego Casowego. - Gabriel cmoknął ustami po chwili uśmiechając się szeroko. - No Cassie, niezłą sztukę złowiłeś. Auć! Samoose, nie bij mnie! Z ciebie jest lepsza sztuka!
Podczas kiedy Sam mordował wzrokiem Gabriela w głowie Deana wszystkie trybiki pracowały w przyśpieszonym tempie. Wciąż wgapiał się w pierścionek na swoim palcu, jakby to miało sprawić, że on zniknie, albo Dean obudzi się dołączając ten sen do przegródki: "nie zaglądać". Ale tak się nie stało, a on po prostu stał jak idiota wgapiając się w kawałek pozłacanego metalu. Wyrwał się z chwilowego letargu by szarpnąć anioła za krawat w swoją stronę i przyjrzeć się jego obrączce. Rzeczywiście były prawie identyczne.
- Ja pierdole. - Szepnął w szoku. - Ja pierdole poślubiłem Casa! Kurwa mać! - Blondyn wręcz odskoczył od niebieskookiego ponownie zaczynając chodzić w kółko. - To jest jakiś popierdolony żart, albo sen. Za chwilę się obudzę prawda?
- Nie, Dean. To nie wydaje się być snem. - Cas spojrzał się na niego twardo starając się ukryć swoje zranienie reakcją łowcy. - Więc nie sądzę byś mógł się obudzić nawet, jeśli to takie okropne wyjść za mnie, chyba utknąłeś w tej sytuacji.
- Cholera. - Dean dopiero teraz zorientował się, jak źle w oczach anioła wypadła jego panika. Ale to nie o to chodziło, że Dean nie chciał się żenić z brunetem. Wręcz przeciwnie, chodziło o to, że kiedy Winchester zobaczył ich dłonie, na których widniały podobne obrączki jego serce oblało się dziwnym ciepłem i blondyn wiedział co to oznacza. Jednak nie mógł sobie pozwolić by Cas wiedział, w końcu to zniszczyłoby całą ich przyjaźń i to wszystko przez jego głupie uczucia, dlatego po prostu po ludzku... spanikował, a Cas odebrał to w zupełnie zły sposób. - Cas, to nie tak, że nie chciałbym z tobą brać ślubu, mam na myśli popatrz na siebie jesteś wspaniałym gościem... - Idziesz w dalekie szlaki Winchester, cofaj się póki możesz! Tył zwrot! - Tylko no wiesz, raczej ślubu się nie bierze z najlepszym kumplem... - Zwłaszcza nie wtedy kiedy starasz się ukryć przed nim i przed sobą swoje głupie uczucia. - No wiesz to jest raczej zarezerwowane dla par i no wiesz... - Winchester, powiedz w końcu coś z sensem! - No i ty jesteś facetem! - Cas uniósł obie brwi, jakby nie będąc pewien czy jedna brew sceptyczności tu wystarczy. Tak, odkręcanie sytuacji raczej nie szło zielonookiemu zbyt dobrze.
- Nie jestem zły Dean, rozumiem całkowicie twoją reakcje. - Dean odetchnął z ulgą.
- To dobrze, że rozwiązaliście tu już swoje małżeńskie kłopoty gołąbeczki, ale przypominam, że my i Sam również się pobraliśmy i właśnie chyba przypada nam miesiąc miodowy podczas, którego wolałbym nie mieć brokatu we włosach. - Gabriel spojrzał na nich z uniesioną brwią, a Dean ponownie musiał liczyć do piętnastu by mu nie przywalić.
- M-Mi-Mie-Co?! - Sam obrócił się w stronę archanioła, po chwili po prostu pocierając twarz w zrezygnowaniu. - Totalnie żądam rozwodu.
- Auć, ranisz moje uczucia! Samoose, nie bądź taki! Dopiero się pobraliśmy! - Gabriel udał wielce przejętego słowami Sama, a Dean przewrócił tylko oczami na tą dwójkę.
- Wiecie co patologio? - Tak to słowo idealnie ich opisywało. Team Totalnej Patologii. - Głowa mnie rozbolała bardziej od tego wszystkiego, ktoś może wie gdzie znajdę jakieś tabletki?
- Spróbuj w mojej marynarce. - Odpowiedział mu Sam po chwili jednak rozglądając się po łazience. Teraz przynajmniej Dean wiedział skąd się wzięły welon i kwiaty w wannie. - Jeśli ją znajdziesz.
- Dzięki Sammy, jesteś super pomocny. - Dean przewracając oczami wziął się za poszukiwanie marynarki swojego brata, którą znalazł zawieszoną na oknie nad wanną. Sięgnął po nią znajdując w kieszeni upragnione tabletki. Przynajmniej jedna dobra rzecz dzisiaj. - Trzymaj. - Blondyn rzucił nią w stronę młodszego Winchestera, a ten ją złapał po chwili przeszukując kieszenie. - Co robisz?
- Szukam czegokolwiek co by pomogło nam się dowiedzieć co się wczoraj działo. - Zielonooki kiwnął głową. - Czekaj chyba coś mam! - Dean i Cas podeszli do wanny by przyjrzeć się znalezisku Sama. - To... zdjęcie.
Zdjęcie ukazywało ich czwórkę pozujących do zdjęcia razem z... Crowleyem? Castiel miał przyczepiony welon, a w ręku trzymał bukiet kwiatów - dokładnie tych samych, które leżały w wannie. Górną część ciała zakrywała mu górna połowa garnituru, za to jego nogi okrywało... prześcieradło. Obok niego stał Dean ubrany w swój zwyczajny garnitur, z tą różnicą, że marynarka była w różowe kropki. Obejmował anioła jedną dłonią w pasie oraz całował go w policzek, oboje wystawiali swoje dłonie pokazując pierścionki. Gabe stał po prawej Casa uśmiechając się i... sypiąc brokatem, a przynajmniej na to wyglądało. Miał na sobie chyba najnormalniejszy strój razem z królem piekła, bowiem miał na sobie złoty garnitur. Sam wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać ze szczęścia, a na jego głowie znajdowały się sztuczne łosie rogi. Sam Crowley ubrany w niebieski garnitur uśmiechał się dumnie w stronę Casa, trochę jak matka, która wydała swoje dziecko za mąż.
Dean spoglądał na to zdjęcie z rozczuleniem. Uświadomił sobie, że chciałby w sumie to pamiętać, ale szybko zgonił się za takie myśli. Po chwili jednak uświadomił sobie coś jeszcze. Tutaj Sam i Gabie nie mieli jeszcze obrączek. Sam musiał zauważyć to samo, bo po chwili się odezwał:
- A więc... wy pobraliście się pierwsi i najwidoczniej Crowley też tam był. Oh i dlaczego ja mam łosie rogi na mojej głowie? - Dean posłał mu zirytowane spojrzenie następnie odwracając zdjęcie na drugą stronę gdzie znajdował się niechlujny napis głoszący:
"Las Vegas, ślub Castiela i Deana"
- Oh, więc jednak trafiłeś Dean z tym Vegas. - Archanioł uśmiechnął się szeroko, na co Dean tylko przewrócił oczami. Jednak trafił z tym Vegas...
Ahoj załogo!
Trzymajcie drugi rozdział tej patologi
Wow jak pozytywnie na to zareagowaliście, to po prostu wow
Jak wrażenia po rozdziale? Jak tam u was?
Następnego nie spodziewajcie się już tak szybko duh
Kocham was,
Wasza
DoDo xx
CZYTASZ
Vegas, Baby! §Destiel & Sabriel§ (ZAWIESZONE)
FanfictionCzasami kiedy granica pomiędzy upiciem się, a schlaniem w trzy dupy się zatrze tak bardzo, że sam archanioł budzi się w wannie nie pamiętając co i gdzie zrobił... Cóż wtedy dziwne rzeczy wychodzą na jaw, a głęboko skrywane uczucia wyjdą przez... Mał...