Tego pochmurnego i deszczowego poranka, co w Londynie nie było niczym nadzwyczajnym, Panna Granger obudziła się w mieszkaniu, które na czas zamknięcia Hogwartu musiała wynająć. Hermiona, była jedną z tych osób, które wojna zmieniła. Już nie była tą radosną, znającą odpowiedź na każde pytanie kujonką z Gryffindoru. Wciąż była odważna. To się nie zmieniło. Jednak w jej oczach widać było chłód i obojętność. Nie czuła nic, do nikogo. Jej relacje z przyjaciółmi się pogorszyły, chociaż dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że zawsze może liczyć na Harrego. Dziewczyna stała się oziębła, ale także jeszcze bardziej zdeterminowana. Traktowała wszystkich z dystansem i nikomu nie potrafiła zaufać. Jej najbliżsi przyjaciele doskonale to rozumieli. Oni również nie byli już tacy sami jak przed wszystkimi traumatycznymi przeżyciami ostatnich miesięcy. Byli świadomi także tego, że Hermiona tak naprawdę straciła swoich rodziców i nigdy nie miała ich odzyskać. To byłby ogromny cios dla każdego. Utrata dwóch osób, które były dla dziewczyny najważniejsze, które poświęciły czas na jej wychowanie i okazały wsparcie gdy dowiedziały się, że posiada magiczne moce. Nie każdy by to zaakceptował. To była szczęśliwa, kochająca się rodzina. Granger wiedziała jednak, co należy zrobić by zapewnić rodzicom bezpieczeństwo. I podjęła odpowiednią decyzję, pomimo tego ile ją to kosztowało. Ile sprzecznych uczuć i wylanych łez.
Oprócz utraty rodziców, dziewczyna straciła również jednego z najbliższych jej przyjaciół. W ostatnich już minutach bitwy, wypowiedziane zostało śmiercionośne zaklęcie, a ostre, zielone światło trafiło prosto w pierś rudego kolegi. Nic nie dało się zrobić. Nie było nawet mowy o tym, żeby w jakikolwiek sposób pomóc Ronowi. On po prostu zginął. Nie tylko Hermionie było ciężko pogodzić się z tym faktem – Harry Potter również bardzo to przeżył. Duma nie pozwalała mu pogodzić się z tym, że nie potrafił ochronić najlepszego przyjaciela. Był zawiedziony samym sobą, przekonany, że to tylko jego wina, nie potrafił sobie tego wybaczyć.
Ten właśnie pochmurny poranek, miał być początkiem zmian, wielkich zmian, które nie śniły się nawet samemu Merlinowi. Hermiona rozchyliła delikatnie powieki, spojrzała na chwilę na zegarek i przekręciła się na drugi bok. Kilka minut później, wciąż jeszcze w półśnie, bez entuzjazmu zwlokła się z łóżka i ruszyła w kierunku niewielkiej łazienki, by trochę się odświeżyć, wykonać poranną toaletę. Gdy wzięła już prysznic, owinięta ręcznikiem spojrzała w lustro. Dziewczyna nie zmieniła się tylko z charakteru, ale także z wyglądu. W czasie przerwy od szkoły, podrosła kilka centymetrów. Wyglądała bardziej kobieco i była tego w pełni świadoma. Na jej smukłej twarzy piegi stały się jeszcze bardziej widoczne. Z jej oczu ciężko było odczytać jakiekolwiek emocje, zawsze ciepły brąz wydawał się teraz najzimniejszym kolorem jaki mógł istnieć, jednak gdy spojrzało się w nie głęboko, można było zauważyć doskonale ukrywany smutek. Włosy, dłuższe niż kiedykolwiek sięgały prawie do bioder. Hermiona nie myślała o tym wcześniej, ale w tej właśnie chwili, gdy stała przed lustrem i dokładnie obserwowała swoje posępne odbicie, zdecydowała, że pora pogodzić się ze wszystkim co się stało. I aby zapieczętować zmiany, które miały miejsce w ciągu kilku ostatnich miesięcy, sięgnęła po nożyczki i obcięła swoje włosy tuż poniżej ramion. Może się to wydać błahe, ale w tym właśnie momencie, gdy kolejne kosmyki spadały na podłogę dziewczyna poczuła swego rodzaju ulgę. Nie pogodziła się ze stratą bliskich osób, a smutek nie zniknął, to oczywiste, ale przez kilka sekund czuła jakby ciężar który otaczał jej ciało, powoli rozpłynął się w powietrzu, a w jej oczach, na chwilę pojawił się ledwie zauważalny, dawny błysk.
Usiadła w kuchni, jak zwykle pijąc kawę z odrobiną mleka i dwiema łyżeczkami cukru. Siedząc tak i przeglądając w ciszy Proroka Codziennego, spojrzała na kalendarz wiszący na przeciwległej ścianie, następnie rzuciła okiem na zegarek i uświadomiła sobie, że wcale nie ma tak dużo czasu jak jej się wydawało. Zostały jej 4 godziny, do odjazdu pociągu, który miał zawieźć uczniów do Hogwartu. Hermiona bardzo wyczekiwała tego dnia. Czuła, że dobrze zrobi jej powrót do zamku i nawet jeśli nie będzie z nikim rozmawiać, to otaczający ją ze wszystkich stron uczniowie, szepty, głośniejsze rozmowy czy śmiech dodadzą jej otuchy i uczucie tej okropnej samotności i pustki towarzyszące jej przez ostatnie miesiące, opuści w końcu jej serce. Po chwili usłyszała cichutkie pukanie w szybę. Od razu wstała i ruszyła aby otworzyć okno. Nieznana jej sowa, wyrzuciła na podłogę list i nie czekając nawet na odrobinę wody czy jedzenie wyleciała przez z powrotem, kierując się na północ. Chwytając w dłonie list Hermiona wróciła na swoje miejsce. Delikatnie otworzyła kopertę i przeczytała słowa wiadomości:
CZYTASZ
Porozmawiajmy o miłości...
FanfictionZAWIESZONE. Wrócę do Was po sesji, bo weny nie brakuje, ale czasu - owszem. [DRAMIONE] Siódmy rok nauki głównych bohaterów w Hogwarcie, po Wielkiej Bitwie, która nie została rozstrzygnięta, a dzięki której rozpoczęło się wiele nowych historii. Hermi...