I

22 4 0
                                    

Rok 2026

Kenneth

Piękne, jesienne popołudnie. Liście bezwładnie opadają z drzew na ziemię, wirując w powietrzu.  Na niebie nie ma ani jednej chmury i jest niemal bezwietrznie, a słońce całą swoją okazałością oświetla każdy zakamarek miasta. Pomimo to jest chłodno, a temperatura nie przekracza nawet piętnastu stopni. Ubieram czarny płaszcz, idealny na taką pogodę, po czym zabieram klucze od samochodu z komody w przedpokoju i ozdobną torbę z prezentem dla mojej Księżniczki. No i co, że nie ma żadnego święta, w którym obdarowuje się bliskich upominkami, a Iris nie obchodzi urodzin czy imienin. Nie obchodzi mnie to. Chcę po prostu sprawić małej radość, a przez to, że nie widuję jej za często, nie mam okazji, by pokazać jej jak bardzo jest dla mnie ważna. Właściwie, to jest jedyną osobą, na której mi tak naprawdę zależy. Kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, pokochałem ją najmocniej jak tylko potrafiłem. Przekazałem jej całą swoją miłość, którą kiedyś darzyłem inną, równie wspaniałą kobietę o najcudowniejszym uśmiechu na świecie. Ten uśmiech wciąż śni mi się po nocach. Nie potrafię o nim zapomnieć, a nawet jeśli bym mógł, to nie chciałbym tego. Chcę pamiętać o najlepszych chwilach mojego życia. One już nie wrócą. Pozostały mi tylko wspomnienia i kilka albumów ze zdjęciami. Wspaniałymi zdjęciami.

Wychodzę z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Niby Norwegia to bezpieczny kraj, pozbawiony przestępców i złodziei, ale ja jednak wolę się zabezpieczyć. Nigdy nie wiadomo, czy komuś przypadkiem nie wpadnie do głowy jakiś genialny pomysł i nie zechce wzbogacić się poprzez obrabowanie czyjegoś domu, takiego jak mój. Trzymam w nim kilka bardzo cennych trofeów, które zdobyłem, zanim zdecydowałem się przerwać karierę. Musiałem to zrobić, bo straciłem motywację do dalszego skakania. Nie odczuwałem już tego, co na początku i w dodatku strasznie męczyły mnie te ciągłe wyjazdy, przebywanie poza domem. Musiałem to przerwać, bo nie dawałem już rady.

Wsiadam do samochodu, odkładając torbę na miejsce pasażera, po czym odpalam silnik, uprzednio zapinając pas bezpieczeństwa. Wyjeżdżam z posesji i włączam się w ruch uliczny. Jadę powoli, bo o tej godzinie w mieście panują ogromne korki. Gdy tylko mam okazję, to wyprzedzam jadące przede mną pojazdy, aby jak najszybciej znaleźć się u celu. Celem mojej podróży jest dom niedoszłej szwagierki. Muszę z nią o czymś poważnie porozmawiać. Nie potrafię dłużej znosić tej szopki, którą odstawiamy podczas każdego wspólnego spotkania. Mam tego dosyć! Poza tym mieliśmy umowę, którą ona złamała już jakiś czas temu, zbywając mnie, że jeszcze nie jest gotowa na wyznanie prawdy. Tym razem nie dam za wygraną. Zbyt długo dawałem sobą manipulować.

Zatrzymuję się na światłach w centrum miasta. Stukam nerwowo palcami o kierownicę. Gdyby nie palant, który stoi przede mną, już dawno dojechałbym do domu Fridy. Idiota jechał tak wolno, że powinien dostać mandat za utrudnianie ruchu drogowego. Zamiast przyśpieszyć, gdy znajdowaliśmy się niedaleko świateł, które akurat świeciły się na zielono, ten zwolnił, jakby obawiał się, że nie zdąży. A spokojnie zdążyłoby przejechać nawet kilka samochodów.

Kiedy wreszcie mogę ruszyć, przyśpieszam, wjeżdżając na sąsiedni pas, aby być na równi z pojazdem, który jeszcze chwilę temu utrudniał mi dalszą podróż. Odwracam się i spoglądam na kierowcę. Wcale się nie dziwię, widząc za kierownicą kobietę, która również patrzy w moją stronę. Bez większego zastanowienia pukam się kilka razy w głowę, dając jej do zrozumienia, żeby następnym razem trochę pomyślała, po czym jadę dalej.

Po godzinnej jeździe, w końcu docieram do celu. Zatrzymuję samochód na poboczu, odpinam pas i zabierając prezent, opuszczam pojazd. Nie jestem pewien, czy aby na pewno dobrze zrobię, wyjawiając prawdę. Niszczenie szczęśliwej rodziny nie jest moim priorytetem i nigdy nim nie było, ale nie mogę dłużej ukrywać prawdy. To, że oni są szczęśliwi, wcale nie oznacza, że też będę. A powinienem, bo przecież mam Iris, mój mały promyczek nadziei. Tyle, że utrzymuję z nią kontakt na warunkach Fridy. Kilka spotkań w ciągu roku, jedno na miesiąc, mi nie wystarcza, tym bardziej, że mała nie zna całej prawdy. Nie wie kim tak naprawdę jestem i jaka jest moja historia. Nasza historia.

Tylko TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz