Rok 2026
Kenneth
Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Dzień, w którym wszystkie karty zostaną odkryte. Dzień, w którym moje życie zmieni się o 180 stopni. Nie tylko moje, bo również Iris. Jestem bardzo ciekawy jej reakcji, ale także się boję, że wszystko zniszczę. Zniszczę to, na co pracowałem przez prawie dziesięć lat. Stracę szacunek i miłość jedynej bliskiej mi osoby.
-To już dzisiaj. –mówię, kładąc bukiet świeżych frezji na kamiennej płycie. –Dzisiaj Iris pozna prawdę. Opowiem jej wszystko. To, jak się poznaliśmy, jakie były nasze początki i ile wspólnie przeżyliśmy. I obiecuję przyprowadzić ją tutaj do Ciebie. Obiecuję, a jak wiesz, ja zawsze dotrzymuję danego słowa. –kończę, siadając na małej ławeczce obok nagrobka.
Przynamniej raz w tygodniu przychodzę tutaj, na cmentarz, by spokojnie pomyśleć i odwiedzić grób Astrid. Minęło dziesięć lat, a ja wciąż nie mogę pogodzić się z jej śmiercią. Niespodziewaną jak dla mnie śmiercią. Codziennie zastanawiam się jakby to było, gdybym dowiedział się wcześniej. Być może udało by mi się jakoś temu zapobiec? Może znalazłbym dla niej dawcę, mimo iż wydaje się to być nierealne? Może Astrid byłaby teraz ze mną i wspólnie wychowywalibyśmy nasze dzieci? Niestety czasu nie cofnę.
Dużo osób twierdzi, że powinienem spróbować zapomnieć i zacząć żyć na nowo, ale te osoby najwidoczniej nie wiedzą, że takich spraw się nie zapomina. Nie można wymazać z pamięci pierwszej, prawdziwej miłości. A Astrid była właśnie taką miłością. To pierwsza kobieta, która zagościła w moim życiu na dłużej niż kilka tygodni, tak, jak to miało miejsce przed jej poznaniem.
Wcześniej nikogo tak naprawdę nie kochałem. Nie wiedziałem, co to miłość, dopóki nie spotkałem Astrid. To ona nauczyła mnie kochać, chociaż tak naprawdę nic o tym nie wiedziała, a na dodatek wcale tego nie chciała. Nie chciała, abym się w niej zakochiwał, ale tak się stało. Zrobiłem to nieświadomie, właściwie to przyszło samo. Od tego czasu nie wierzę w przyjaźń damsko-męską. Prędzej czy później ona przestanie istnieć. Tak jak to było w naszym przypadku. Przyjaźń niespodziewanie przerodziła się w miłość…
Niebawem będę musiał przeprowadzić jedną z trudniejszych i zarazem szczęśliwszych rozmów w moim życiu. Otóż już za kilka godzin Iris pozna prawdę. Spojrzy w innym świetle na naszą relację. Nie oczekuję od niej, aby od razu traktowała mnie tak, jak dotychczas traktowała Eliasa. Nie oczekuję, aby po tej rozmowie mówiła do mnie „tato”. Wiem, że ciężko będzie jej zrozumieć, że osoba, którą miała za wujka nagle okazuje się być kimś zupełnie innym. Poniekąd kimś ważniejszym. Jeśli będzie taka potrzeba, to dam jej czas, aby mogła się z tym pogodzić, oswoić. Chociaż w głębi serca mam nadzieję, że przyjmie to spokojnie i zrozumie dlaczego postąpiłem tak, a nie inaczej, dlaczego zgodziłem się, aby to Frida i Elias stali się jej rodzicami. To było jedyne słuszne i dobre rozwiązanie w tamtym czasie, choć teraz cholernie żałuję. Gdybym mógł cofnąć czas, to postąpiłbym inaczej. Wziąłbym całą odpowiedzialność wychowania Iris na siebie, ale wtedy… Wtedy nie myślałem trzeźwo. Byłem załamany, nie potrafiłem normalnie funkcjonować, przez co uciekłem, zostawiając kilkumiesięczne dziecko pod opieką niedoszłych szwagrów. Oddałem im mój największy skarb, bo najnormalniej w świecie stchórzyłem. Tak, przyznaję się, byłem tchórzem. Cholernym tchórzem…
Opieram się o futrynę otwartych drzwi, prowadzących do pokoju Iris, z skrzyżowanymi na torsie rękami. Obserwuję, bawiącą się grzecznie dziesięciolatkę, czekając na Fridę i Eliasa. Czekam na nich, bo Elias nie zgodził się, abym sam przeprowadził tą trudną rozmowę. Odkąd pamiętam nie darzył mnie zbytnią sympatią. Nie szczędził złośliwości na mój temat, a gdy tu przyjeżdżałem, dawał mi do zrozumienia, że nie jestem mile widziany w jego rezydencji. Nieraz wydawało mi się, że to zachowanie jest spowodowane zazdrością, bo miałem i nadal mam o wiele lepszy kontakt z Iris niż on, a przecież powinno być na odwrót. Przecież to on ją wychowywał, bawił się z nią, pocieszał, troszczył się o nią i zastępował jej ojca. A ja? Widywałem ją tylko wtedy, kiedy mi na to pozwolili. Ale starałem się wykorzystać ten wspólnie spędzony czas najlepiej jak potrafiłem.