Rozdział 1: Początki bywają trudne

456 17 0
                                    

   Ostatnie wakacje przed rozpoczęciem nauki w Hogwarcie mineły bardzo szybko. Florescene spędzała większość czasu w niedużym domu swojego opiekuna. Mieszkanie to znajdowało się na przedmieściach Londynu, gdzie nie było zbyt wielu zajęć dla jedenastolatki. Nie była ona z resztą zainteresowana zabawą z na pobliskim placu zabaw. Mała Florescene była raczej typem samotnika i od towarzystwa rówieśników wolała swoje książki, szczególnie te o zielarstwie. Już kiedy była malutką czarownicą uwielbiała oglądać ilustracje w encyklopediach magicznych roślin, a gdy tylko Severus Snape nauczył ja czytać i zaraził miłością do eliksirów spędzała długie godziny studiując zastosowanie sadzonek w przygotowywaniu rozmaitych mikstur.
   Tak naprawdę jedyną osobą, której towarzystwo jej nie wadziło był właśnie jej opiekun. Mężczyzna opiekował się dziewczynką najlepiej jak umiał, mimo tego, że wcześniej nie miał do czynienia z małymi dziećmi. Urządził małej pokój na piętrze swojego zaniedbanego domu i starał się z nią spędzać każdą wolną chwilę. Jakby tego było mało, to zatrudnił skrzata domowego, którego zadaniem było doglądanie dziecka, gdy mistrz eliksirów nauczał w Hogwarcie.
   Ostatniego dnia sierpnia Florescene obudziła się dosyć wcześnie. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że pierwsze promienie porannego słońca wkradają się do jej pokoju przez niewielkie okno. Podniosła się z łóżka, odłożyła na półkę książkę, którą czytała do snu i włożyła swoją najładniejszą sukienkę. Poszła do łazienki, która znajdowała się zaraz obok jej pokoju, umyła szybko zęby i spojrzała na siebie w lustrze.
   Była raczej ładną, ale trochę za chudą dziewczynką. Miała długie, ciemne włosy, które tworzyły burzę gęstych loków. Jej zielone oczy ciągle przyglądały się światu z zaciekawieniem. Cera dziewczynki była nieskazitelna, ale miała bardzo jasny i jakby ziemisty kolor. Nie dało się ukryć, że większość czasu spędzała we wnętrzu ciemnego domu Snape'a.
   Dziewczynka przeczesała loki palcami i zbiegła po schodach do salonu. Zastała swojego opiekuna czytającego nowy numer Proroka Codziennego.
   - Dzień dobry - przywitał ją nie podnosząc wzroku znad gazety. - Znowu ktoś próbował włamać się do Gringotta.
   - Kto? - zapytała dziewczynka z zaciekawieniem. Usiadła na drugim fotelu.
   - Nie napisali. Bez wątpienia jakiś głupiec, skoro chciał się tam dostać przy pomocy eliksiru wielosokowego.
   Florescene zachichotała. Dobrze wiedziała, że gobliny nie dałyby się nabrać na coś tak prostego, jak eliksir wielosokowy. Była też przekonana, że gdyby to ona chciała się włamać do Gringotta, wymyśliłaby coś bardziej wyszukanego.
   - Musimy iść, jeśli chcemy zdążyć z wszystkimi sprawunkami na Pokątnej - oznajmił Snape składając gazetę i rzucając ją na mały stolik zastawiony książkami. - Masz swoją listę rzeczy, które musimy kupić?
   Dziewczynka przytaknęła, bo wspomniana lista już od dobrego tygodnia leżała na dnie małej torby z brązowej skóry, którą opiekun podarował jej na jedenastej urodziny. Florescene była bardzo podekscytowana rozpoczęciem nauki w Hogwarcie. Uwielbiała się uczyć, a Snape nie zawsze miał czas, by odpowiadać na wszystkie jej pytania. W dodatku wiele się już nasluchała o zajęciach i profesorach, więc na nic nie czekała tak, jak na pierwszego września.

Ulica Pokątna była zatłoczona jak zwykle pod koniec sierpnia. Czarodzieje chodzili od sklepu do sklepu w pośpiechu i nierzadko potrącali siebie nawzajem, po czym od razu rzucali krótkie "przepraszam". Snape i Florescene zdążyli już kupić wszystkie podręczniki potrzebne do nauki na pierwszym roku w Hogwarcie, mosiężny kociołek niezbędny do eliksirów, szatę szkolną i małą sowę o burych piórkach, która pohukiwała z niezadowoleniem, gdy wózek, na którym się znajdowała wjeżdżał na nierówności w bruku.
   - Pójdziemy teraz do Olivandera po rożdżkę i będziemy mieli już wszystko - oświadczył Snape z wyraźną ulgą. Mężczyzna nie czuł się dobrze w tłumie i marzył już o powrocie do swojego bezpiecznego domu.
   Florescene pokiwała głową studiując listę zakupów, którą przez cały czas trzymała w rękach.
   - Severusie... - odezwała się po chwili milczenia.
   - Słucham, dziecko?
   - Chcę mieć kota - poinformowała go przesyłając mu najsłodszy uśmiech, na jaki tylko było ją stać.
   - Na liście jest napisane, że możesz mieć tylko jedno zwierzę, Florescene - odparł. - Zdecydowałaś się na sowę, kiedy byliśmy w sklepie ze zwierzętami.
   - Chcę mieć kota - powtórzyła z uporem. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Teraz patrzyła na swojego opiekuna z pełną powagą. - Nalegam - dodała przez zęby.
   - Dobrze, poszukamy jakiegoś, gdy kupimy różdżkę.
   Snape wiedział, że przez swoją decyzję będzie musiał odbyć długą rozmowę na temat łamania podstawowych szkolnych zasad z dyrektorem, ale nie był w stanie jej odmówić. Coś w niej wzbudzało w nim strach. Za każdym razem, kiedy go o coś prosiła, słyszał w jej głosie głos Czarnego Pana i chociaż uwielbiał małą Riddle, coś podpowiadało mu, że stanie się coś strasznego, jeśli jej nie usłucha.
   Kiedy weszli do sklepu Olivandera, sprzedawca ukłonił się im nisko.
   - Panienko Riddle, profesorze Snape. Czekałem na państwa - powiedział. Severus odpowiedział na jego przywitanie krótkim skinieniem głowy. - Ale ten czas leci, prawda? Pamiętam jakby to było wczoraj jak pan przyszedł do mojego sklepu po swoją pierwszą różdżkę. To był...
   - Wiąz - przerwał mu Snape. - Myślę, że możemy darować sobie te wstępy. Panienka Riddle potrzebuje różdżki.
   - Tak, tak, oczywiście - powiedział Olivander, wyraźnie zakłopotany. Zaczął krążyć po sklepie mamrocząc coś pod nosem i po dłuższej chwili wrócił trzymając kilka prostokątnych pudełek. - Proszę spróbować tej.
   Sprzedawca wyjął różdżkę z pudełka i drżącą dłonią podał ją dziewczynce. Florescene złapała ją i machnęła delikatnie. Kilka pudełek spadło z półki za nimi z hukiem. Olivander jednak szybko zareagował i sprawił, że posłusznie wróciły na swoje miejsca. Pokrecił głową i podał dziewczynce kolejny egzemplarz. Tym razem po machnięciu różdżką pergaminy na blacie stanęły w ogniu. Dopiero trzecia próba przyniosła pożądany efekt. Z końca różdżki wyleciało kilka zielonych iskierek, na co sprzedawca zaklaskał w dłonie.
   - Tak, ta jest doskonała - powiedział z uśmiechem, który jednak szybko zniknął. - Chociaż to dosyć unikalna różdżka i, powiedziałbym, niebezpieczna.
   Florescene spojrzała na niego z zainteresowaniem.
   - Ma przerażającą reputację, ale też potężną moc - wyjaśnił. - To cis i włos z głowy wili. Szesnaście cali, bardzo sztywna. Doskonała do pojedynków i do transmutacji. Trzeba jednak pamiętać, że można nią dokonać wspaniałych, ale też przerażających rzeczy. Nie sprzedałem takich wielu, czarodzieje zwykle są przerażeni jej mocą.
   - Weźmiemy ją - powiedział Snape, a Olivander przesłał mu zaniepokojone spojrzenie, ale posłusznie odłożył rożdżkę do drewnianego pudełka, które podał Florescene.

   Kiedy kwestię różdżki mieli już za sobą postanowili wrócić do sklepu ze zwierzętami i sprawić Florescene obiecanego kota. W sklepie było bardzo dużo różnych zwierząt, ale wzrok dziewczynki przyciągnął tylko biały kot o dwukolorowych oczach, z których jedno było niebieskie, a drugie zielonkawe. Zwierzę miało długą, miękka sierść i patrzyło na wszystkich z wyższością.
   - Wezmę tego - oświadczyła Florescene i nie pytając nikogo o zgodę wyjęła kota z klatki i przytuliła go do piersi. Zamiałczał głośno, ale nie protestował.
   - Severusie - odezwał się głos za ich plecami. - Widzę, że odnajdujesz się w roli ojca doskonale. Panienko...
Blondwłosy mężczyzna ubrany w granatową, wyglądającą na bardzo drogą szatę ukłonił się Florescene. Towarzyszyła mu wysoka, szczupła kobieta o tym samym kolorze włosów i blady, podobny do niego chłopiec, który przyglądał się biegajacym po klatce szczurom i próbował dźgnąć jednego z nich końcem swojej nowej różdżki.
   - Narcyzo, Lucjuszu. - Snape skinął głową na powitanie.
   - Panienka Riddle wybiera się do Hogwartu w tym roku? Nie wiedziałam, że jest w tym samym wieku, co nasz Draco - powiedziała Narcyza i przywołała syna do siebie. - Przywitaj się z panienką - zwróciła się do niego obejmując go ramieniem.
   - Dlaczego? - spytał chłopiec krzywiąc się. Był znacznie bardziej zainteresowany szczurami, niż nawiązywaniem nowych znajomości.
   - Słuchaj matki - skarcił go Lucjusz.
   Draco podał rękę dziewczynce. Florescene uścisnęła jego dłoń z pewnym trudem, bo wciąż trzymała w ramionach kota, który sporo ważył.
   - Draco Malfoy - przedstawił się.
   - Florescene Riddle - odpowiedziała i uśmiechnęła się nieśmiało.

Florescene Meropa Riddle Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz