Rozdział 2 - Dziwne zachowanie Dumbledore'a

411 16 5
                                    

   W tym momencie żadne z nich nie podejrzewało, że z ta znajomość rozpoczęta w sklepie ze zwierzętami przeistoczy się w długoletnią przyjaźń i, że po siedmiu latach Florescene Riddle i Draco Malfoy będą jechać razem do Hogwartu, gdzie spędzą swój ostatni rok nauki.
   - Czuję, że to będzie dobry rok – odezwał się Blaise Zabini, który siedział na miejscu przy oknie i jadł dyniowego pasztecika mlaskając głośno.
   - Stanowczo – odparła Florescene. – Teraz, kiedy mój ojciec powrócił, wszystko się zmieni. Będziemy rządzić tą szkołą.
   - Już nią rządzimy – powiedział Draco. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
   - Czekam tylko aż ojciec zabije Pottera i w końcu zapanuje porządek w świecie czarodziejów. Chciałabym mieć w tym swój udział i poznać w końcu ojca.
   - Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam tracić czasu na zajęciach – oświadczył Draco. – Będę miał ważniejsze rzeczy do roboty.
   - Nie bądź głupi, Draco– skarciła go Florescene. – Jeśli chcesz wykonać zadanie, które powierzył ci mój ojciec, nie możemy rzucać się w oczy. Nie po to całe życie udaję, że wyparłam się swojego pochodzenia, żebyś teraz zwrócił na nas uwagę nie chodząc na zajęcia i knując po kątach.
   Chłopak westchnął ciężko.
   Pociąg mknął przez rozległe pola uprawne i gęste lasy, a kiedy w końcu zaczął zbliżać się do zamku, robiło się już ciemno. Przyjaciele przebrali się w szkolne szaty i wysiedli z pociągu, gdy tylko ten zatrzymał się na stacji w Hogsmeade.
   - Pirszoroczni! Pirszoroczni do mnie! – krzyczał Hagrid, gajowy i nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, którego zadaniem było przetransportowanie pierwszoklasistów do szkoły. Pozostali uczniowie kierowali się do powozów, które ciągnęły testrale, niewidzialne, podobne do koni stworzenia.
   Florescene, Draco i Blaise wsiedli do jednego z powozów, który ruszył, gdy tylko usiedli na drewnianych ławkach. Było chłodno, a w powietrzu było czuć taką świeżość, jakby chwilę temu lał deszcz. Do bram zamku dotarli bardzo szybko. Z tego miejsca doskonale było widać jezioro, którym właśnie płynęli pierwszoroczni prowadzeni przez Hagrida.
   Uczniowie przeszli przez most, a następnie przekroczyli wrota Hogwartu. Dało się słyszeć podekscytowane rozmowy czarodziejów, dla których powrót do szkoły był ważnym wydarzeniem. Po prawej stronie od wejścia były drzwi do Wielkiej Sali, przez które przelewał się tłum uczniów. Wszyscy zajmowali swoje stałe miejsca przy podłużnych stołach. Sufit Wielkiej Sali był zaczarowany i tego wieczora wyglądał jak rozgwieżdżone niebo, którego nie przysłaniała ani jedna chmurka. W powietrzu latały długie, białe świece, które były głównym źródłem światła w pomieszczeniu.
   - Witajcie na kolejnym roku nauki w Hogwarcie! – powiedział Dumbledore, gdy wszyscy już usiedli. – Nie mam dziś ochoty z wami rozmawiać, więc przejdźmy od razu do ceremonii przydziału.
   Na sali rozległ się krótki śmiech uczniów, którzy myśleli, że ekscentryczny dyrektor żartuje. Ten jednak usiadł na swoim miejscu, a drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Pojawiła się profesor McGonnagal wraz z grupą przestarszonych pierwszoklasistów. Na podeście, na którym stał stół dla nauczycieli, Filch ustawił niski stołek, na którym położył wyświechtaną Tiarę Przydziału.
   - Kiedy wyczytam wasze nazwiska, usiądziecie tutaj i zostaniecie przydzieleni do Domu – wyjaśniła McGonnagal, gdy Tiara skończyła już swoją pieśń, w której ostrzegała wszystkich o nadchodzącym zagrożeniu.
   Ceremonia minęła szybko, jakby Tiara w tym roku nie miała żadnych wątpliwości co do przydziału, co niezwykle ucieszyło wszystkich, którzy już umierali z głodu. Dumbledore najwidoczniej faktycznie nie miał ochoty z nimi rozmawiać, bo potrawy zaczęły pojawiać się na stołach bez jego typowej przemowy.
   Florescene nałożyła sobie na talerz sporą porcję zapiekanki z kurczakiem i od razu zabrała się do jedzenia.
   - Staruszek jest coś nie w humorze – zauważył Blaise z ustami pełnymi pieczonych ziemniaków.
   - Myślicie, że coś podejrzewa? – zapytał szeptem Draco.
   - Mi się wydaje, że Dumbledore po prostu słabnie. – Florescene wzruszyła ramionami. – Wiesz, Draco, jakby umarł ze starości, miałbyś swoje zadanie z głowy. – Zaśmiała się.
   - Wątpisz we mnie? – oburzył się chłopak.
   - Cicho – skarcił ich Blaise, chociaż nikt nie spodziewał się po nim tak racjonalnego zachowania. – Uważajcie na słowa.

   Po uczcie uczniowie udali się do swoich dormitoriów. Pokoje Ślizgonów znajdowały się w lochach i żeby się do nich dostać trzeba było przejść przez bardzo długi, raczej wąski korytarz i wypowiedzieć hasło w miejscu, w którym widać było niewielkie pęknięcie w ścianie. Pokój wspólny był raczej obskurny, bo mimo ognia płonącego w kominku ciężko było nadać temu wnętrzu przytulny charakter. Dormitoria dziewcząt znajdowały się po prawej stronie, a chłopców po lewej. Prowadziły do nich kolejne długie korytarze, na których ścianach wisiały portrety czarodziejów z zasępionymi minami.
   Wszystkie kanapy w pokoju wspólnym były zajęte, więc trójka przyjaciół postanowiła skierować się do dormitorium chłopców, żeby pograć w szachy czarodziejów i porozmawiać jeszcze trochę, bo nie widzieli się przez całe wakacje. Ślizgoni zajmowali dwuosobowe pokoje. Florescene mieszkała z Pansy Parkinson, dziewczynie o mopsowatej twarzy. Nie przepadała za swoją współlokatorką, więc starała się przebywać w swoim pokoju jak najmniej.
   Po trzech przegranych z Draconem, Blaise stwierdził, że jest śpiący i położył się do łóżka. Florescene, która do tej pory tylko obserwowała grę przyjaciół zaproponowała Malfoy’owi jeszcze jedną rundę. Ten się zgodził i od razu zaczął rozkładać figury.
   - Zauważyłeś, że nie przedstawili nam nikogo, kto miałby nas uczyć Obrony przed Czarną Magią? – zagadnęła Florescene, gdy jej skoczek właśnie zbijał jeden z pionów Draco.
   - Może nikogo nie znaleźli – odparł Malfoy przyglądając się planszy z każdej strony. – I nic dziwnego. Sam nie chciałbym uczyć tego przeklętego przedmiotu.
   - Sama nie wiem... To raczej podejrzane.
   Kiedy zakończyli grę, którą wygrał Draco, dyskutowali o wycieczce do Egiptu, na której byli Malfoy’owie w wakacje. Florescene zrobiła się śpiąca i nie pytając nikogo o zgodę położyła się na łóżku przyjaciela. Ziewnęła zakrywając sobie usta dłonią. Draco spojrzał na nią i uśmiechnął się pod nosem.
   Florescene nie zmieniła się za bardzo od dzieciństwa. Oczywiście urosła i rysy twarzy jej się wyostrzyły, ale wciąż miała te same niesforne, długie loki, które odziedziczyła po matce i zielone oczy. Jej cera nadal miała ten sam blady, ziemisty odcień. Ale była ładną dziewczyną, zgrabną. Tak, niewątpliwie była ładna. Temu Draco nie mógł zaprzeczyć. Nie mógł też wyprzeć się tego, że chciałby się do niej zbliżyć, chciałby ją przytulić, pocałować. Ale bał się. Bał się jej odrzucenia, ale przede wszystkim bał się jej ojca, tego, że ta relacja mogłaby mu nie odpowiadać. Wiedział, że Voldemort nie patrzy przychylnie na jego rodzinę i próba zbliżenia się do jego córki mogła nie skończyć się dla niego dobrze. Tym bardziej teraz, gdy Czarny Pan powrócił.
   Chłopak położył się obok Florescene, która już zamknęła oczy. Ich ramiona stykały się ze sobą, bo łóżko było przeznaczone dla jednej osoby. Położył dłoń tak, że jej wierzch dotykał wierzchu dłoni dziewczyny. Poczuł, że jest chłodna.
   - Zimno ci? – spytał szeptem. Florescene pokiwała głową nie otwierając oczu.
   Chłopak podniósł się, przykrył dziewczynę kocem, którzy leżał u jej stóp i wrócił do poprzedniej pozycji.
   Draco miał powodzenie u dziewczyn. Spotykał się już z wieloma Ślizgonkami i zawsze miał partnerkę na bal bożonarodzeniowy. Były to jednak raczej przelotne znajomości, bo z żadną z nich nie wytrzymał dłużej, niż miesiąc. A to przeszkadzało mu ich trajkotanie, a to były za bardzo zaborcze... Młody Malfoy szukał sobie różnych usprawiedliwień dla szybkich rozstań, ale prawdą było to, że to on nie mógł się zaangażować w żaden związek. Był przekonany, że nie był zakochany z żadnej z dziewcząt, z którymi się spotykał. W zasadzie Florescene była jedyną osobą, z którą był w stanie przebywać na co dzień i nie denerwować się jej zachowaniem. Ale to była jego najlepsza przyjaciółka, córka jego pana, zakazany owoc...
   Oddech Florescene spowolnił. Zasypiała. Obróciła się na bok tak, że jej twarz była teraz bardzo blisko twarzy Dracona. Chłopak czuł jej ciepły oddech na policzku.
   - Śpij, Draco, nie myśl – skarcił się szeptem.
   - Co? – mruknęła sennym głosem.
   - Nie, nic – odpowiedział szybko. – Nic takiego.
   Florescene położyła dłoń na ramieniu chłopaka i nie świadoma tego, że przeszedł go dreszcz, zasnęła.

Florescene Meropa Riddle Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz