Rozdział 18: Proszę, nie wracajmy już nigdy do Ravenholm

391 20 0
                                    

Noc była cicha. Wiatr lekko kołysał koronami drzew, stalkerzy szli wolnym krokiem uważnie nasłuchując każdego dźwięku. Główna ulica prowadząca do centrum była pusta. Ani żywej duszy, była tylko cisza i stalkerzy. Lis szedł przygarbiony ostrożnie stawiając kroki.
-Wiesz może coś więcej o tym mieście?- Spytał Hans nie wytrzymując ciszy.
-Kiedyś było to miasto robotników. Pracowali przy reaktorze. Ale coś się stało i reaktor eksplodował. Ludzie się nie wynieśli, nie chcieli. Tam mieli wszystko czego potrzebowali. Świat się odciął od tego miejsca. Wojsko nikogo tu nie wpuszczało ani wypuszczało. Ci ludzie nie dostali nawet pomocy. Byli zostawieni sami sobie. W końcu promieniowanie było tak duże że zaczęli mutować. Zaczęły się ataki na wojsko. Wycofali się ze strachu. Zdziczeli Hans. Oni już nie są ludźmi. To są zwierzęta, dzikusy. Więc jak zobaczysz takiego od razu strzelaj jak nie chcesz zostać jego kolacją.- Powiedział Lis.
Po plecach Hansa leciał zimny pot.
-Mogłem nie pytać.- Powiedział.
-Ale ciekawość zwyciężyła.
Stalkerzy powoli docierali do centrum. Nagle coś rąbnęło o ziemię. Lis i Hans bez chwili namysłu skierowali lufy w stronę dźwięku. Lis pokazał gestem dłoni że pójdzie to sprawdzić. Sylwetka stalkera znikła we mgle. Hans czekał nasłuchując szmerów z oddali.
-Hans podejdź tu.- Zawołał Lis.
Hans poszedł za głosem stalkera. Tam Lis grzebał w kamizelkach dwóch wojskowych.
-Znalazłeś coś ciekawego?- Spytał Hans.
-Magazynki małego kalibru. Nie przydadzą nam się. Ale za to mam dwie krótkofalówki.
-Działają?
-Za chwile sprawdzę.
Lis włączył urządzenie i nastroił.
-Działa.
-Co dalej?- Spytał Hans.
-Rozdzielimy się. Na drugim końcu miasta jest kościół. Spotkamy się przy wejściu.
-Czemu się rozdzielamy?
-Mamy większą szanse przeżyć. Ghule mają doskonały słuch. Narobimy mniej hałasu. Dam ci krótkofalówkę i mały prezencik który ci się przyda.
Lis wyciągnął z płaszcza kawałek zawiniętego materiału.
-Trzymaj.
Hans rozpakował. Był to tłumik.
-Nie będzie pasował do twojej Grozy. Ale zamontujesz go do swojej 1911.
-Dzięki.
-Nie ma za co. Kontaktujemy się co 20min.
-Gdzie strzelać jak to coś mnie zobaczy?
-Najlepiej w głowę. A i oby cię nie zobaczyło. Inaczej wezwie posiłki. Musisz być ostrożny. Do zobaczenia po drugiej stronie.
Lis odszedł od Hansa.
-Kierować się do kościoła.- Powiedział Hans sam do siebie.
Stalker przygotował pistolet i ruszył w kierunku miasta. Przez mgle nie widział nic. Nawet lufy pistoletu. Stąpał ostrożnie patrząc pod nogi. Końcu pojawiły się pierwsze zabudowania. Zniszczone bloki z powybijanymi oknami i pokryte sadzą.
-Co tu się stało?- Spytał Hans sam siebie.
Nagle zaskrzeczała krótkofalówka.
-Hans słyszysz mnie?- Spytał Lis.
-Głośno i wyraźnie.
-Te ścierwa zaczynają wychodzić z kryjówek. Już spotkałem małą grupkę. Lepiej idź przez zabudowania. Na otwartym obszarze szybko staniesz się ich żarciem.
-Dzięki za informacje. Bez odbioru.
Hans przyspieszył kroku. Księżyc przebił się przez mgle i ukazał ponurą wieże kościoła. Stalker zszedł z głównej drogi i skręcił w wąską uliczkę. Pistolet trzymał najmocniej jak umiał. Serce biło tak mocno jak by miało zaraz wybuchnąć. Idąc dalej dało się usłyszeć dziwne odgłosy. Mlaskania,charczenia i dźwięk rozrywanego mięsa. Stalker przykleił się do ściany i lekko wyjrzał za róg. W połowie uliczki ghul wyżerał wnętrzności kobiety. Stwór był niebywale chudy. Jego twarz zdeformowana. Na jednym oku miał olbrzymiego,pokrytego ropą guza. Jego zęby powginane w kolorze żółto-czerwonym. Na jego głowie były ostatki włosów. Na sobie miał kawałek postrzępionego białego materiału. Potwór swoimi rękoma rozpruwał kobietę i jak dzikie zwierze zanurzył swoją twarz w wnętrznościach. Hansa wzięło na wymioty. Był przerażony tym widokiem. Jeszcze raz wyjrzał. Tym razem stwora i kobiety już nie było. Pozostały smugi krwi które ciągnęły się w głąb uliczki. Stalker złapał głęboki oddech i ostrożnie kroczył tym śladem. Pistolet miał wycelowany w ciemną ścieżkę przed sobą. Nagle poczuł obrzydliwy smród. Włączył latarkę. Znalazł dziewczynę. Była cała blada a w jej brzuchu roiło się od robaków. Stalker się odwrócił a za nim stał wściekły ghul. Hans nie zdążył pociągnąć za spust a padł na ziemie razem ze stworem na klatce. Ghul próbował wydrapać mu oczy. Stalker przerzucił kreatyna na bok. Panicznie złapał za leżący obok niego pistolet. Stwór ponownie zaatakował. Stalker bez zastanowienia otworzył ogień. Ghul jak kłoda padł na ziemie. Hans wstał nie zdejmując celownika z stwora.
-Lis zgłoś się.- Powiedział zasapany Hans.
-Jestem, co się stało?
-Zostałem zaatakowany przez ghula.
-Nic ci nie jest?
-Udało mi się zabić skurwiela. Mało brakowało a by przerobił mnie na mielonkę.
-Dobra zawijaj się stamtąd. Kieruj się w stronę kościoła. Widze cię. Spójrz na blok po twojej prawej.
Hans ujrzał stary, zniszczony, budynek bez ściany na jednym z pięter. Gdy zmrużył oczy zobaczył przykucniętą sylwetkę stalkera. Hans pomachał ręką na znak, że go widzi. Lis odpowiedział tym samym gestem i zanurzył się w ciemnościach budynku. Po dwóch godzinach szukania drogi i unikania zagrożenia Hans w końcu ujrzał drzwi do kościoła.
-Lis jestem praktycznie przy wejściu.- Powiedział Hans przez krótkofalówkę.
-Jestem niedaleko. Miałem małe komplikacje. Musiałem skakać po dachach.
-Do zobaczenia.- Odparł Hans.
Stalker wpatrywał się w wieże kościelną. I zobaczył błysk światła.
-Snajper.-Powiedział Hans sam do siebie.
Rozległ się huk. Nagle nad Hansem spadło ciało ghula. Snajper pomachał mu ręką że jest pokojowo nastawiony. I dał znak by do niego przyszedł.
Hans sprawdził amunicje w magazynku i ruszył. Za rogu spokojnie wyłonił się Lis. Nad drzwiami kościoła zapaliły się reflektory. Blade, jasne światło oślepiało stalkerów. Ktoś tłukł się za drzwiami w celu otwarcia ich. Nagle ze strony bloków głośno i wyraźnie dało się słyszeć krzyki i warczenie.
-Nadchodzą. Przygotuj Grozę, tu się tłumik już nie przyda.- Powiedział Lis.
Hans w pośpiechu odczepił Grozę z plecaka i wyciągnął zapasowe magazynki. Lis chrząknął bezpiecznikiem i uważnie obserwował teren. Po dłuższej ciszy zaczęła się strzelanina. Stalkerzy nie zdejmowali palców ze spustów. Ghule ginęły, ale pojawiało się ich coraz więcej. Hans i Lis nie wyrabiali  z zabijaniem ich. Nagle otworzyły się ciężkie, pancerne drzwi kościoła.
-Teraz!- Krzyknął nieznajomy głos.
Boczne drzwi się otworzyły a przed wejściem stali ludzie obsługujący prowizoryczny miotacz płomieni oraz CKM-ów. Teren przed kościołem pokrył się ogniem i gradem kul. Stalkerzy się odwrócili. Przed nimi stał ksiądz. Miał siwą brodę, płaskie okulary, był już łysiejący. Ubrany był w czarną lekko wypłowiałą sutannę. W rękach dzierżył dwururkę. Na jej kolbie bym zawieszony różaniec.
-Wchodźcie, szybko!- Krzyknął ksiądz.
Stalkerzy weszli do kościoła. W budynku panował zamęt. Wszyscy ludzie biegli do drzwi by je znowu zabarykadować.
-Poczekajcie tu chwile.- Powiedział ksiądz i odszedł od stalkerów.
-Co tu się dzieje?- Spytał Hans.
-Lepiej miej oczy dookoła głowy. Normalni ludzie by się stąd wynieśli. Jak będą chcieli odprawić msze to się módl. Bo inaczej będzie po nas.
-To są fanatycy?
-Niestety tak.

S.T.A.L.K.E.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz