Część II

25 6 0
                                    

Otworzył oczy. Otaczała Go jasność, która wyraźnie się kłębiła dookoła jak mgła. Nie było tam niczego.
— Halo? Jest tu ktoś?
Spodziewał się echa, jednak go nie było. Nie wiedział gdzie się znajduje, ani co tu robi. Ostatnie co pamiętał to zakładanie maski.
— Maska? Gdzie jest maska?
Rozejrzał się dookoła jednak nigdzie jej nie było. Dotknął swojej twarzy myśląc, że wciąż ma ją na sobie. Pod palcami czuł tylko swoją skórę. Wtedy przypomniał sobie, że ten dziwny kawałek, dziwnego materiału nie miał ani oczu, ust czy nosa więc zapewne mając ja na sobie nie widziałby i nie oddychałyby. Do wyboru miał dwa wyjścia: stać w jednym miejscu lub rozejrzeć się. Postanowił się przejść. Nie wiedział jak długo szedł, ale otoczenie się nie zmieniało. Nie czuł też zmęczenia. Im bardziej się zastanawiał nad tym, tym mocniej był przekonany, że nic nie czuję. Po ostatnim katowaniu jakie przeszedł wciąż powinien być obolały. Uszczypnął się w rękę. Nie został nawet ślad.
— Tak to tu nie działa. — głos był dziwny, niski i wysoki jednocześnie. Sprawiał wrażenie, że jest blisko i daleko.
— Kim jesteś? — Michał obracał się dookoła własnej osi starając się zobaczyć osobę, do której głos należał.
— W tym momencie jestem tylko głosem.
— W tym momencie? — Nie wiedział co to oznacza.
— Są momenty, gdy jestem czymś więcej. Nieosiągalne dla Ciebie.
— Co to znaczy?
— To już nieistotne. Nie potrzebujesz wiedzieć wszystkiego.
— Kim jesteś?
— Masz rację. Nie przedstawiłem się. Nazywam się Abaddon... Ty jesteś?
— Michał. Wybacz, ale nic mi to nie mówi. Dlaczego Cię nie widzę?
— Miło mi. Nie widzisz mnie, gdyż człowiek nie może zobaczyć anioła. Powstaliśmy jako duchy.
— Jesteś aniołem? — Michał nie dowierzał. — Czy to znaczy, że jestem w Niebie? — gdzieś tam głęboko miał taką nadzieję.
— Nie. To nie jest Niebo.
Te słowa mocno zasmuciły Michała. Zawsze mu powtarzano na lekcjach religii, że Ci co cierpią za życia trafiają do Nieba. Teraz okazało się to być nieprawdą.
— W takim razie gdzie jestem?
— To już nieco bardziej... skomplikowane.
— Chciałbym wiedzieć. Jak się tu znalazłem
— Usiądź w takim razie, a ja opowiem Ci pewną historię.
Michał zrobił to co polecił mu Abaddon.
— Widzisz Bóg najpierw stworzył anioły. Miały być istotami bez własnej woli, ale jak wiesz jeden z nich się zbuntował. Na imię mu było... Proszę o werble. — Michał jednak nie poruszył się. — Hej jesteś pierwszym moim gościem od... — Abaddon zawahał się. — Właściwie to w ogóle jesteś moim pierwszym gościem. Mógłbyś okazać choć odrobinę chęci. Skoro jednak nie... Pierwszy zbuntował się Lucyfer. Rozum to broń czasem bardziej niebezpieczna niż miecz. Za Nim poszli następni.
— Ty jesteś jednym z Nich? Upadłym?
— Tak, ale nie poszedłem w ślady brata. Ja powstałem jako ostatni. Anioł zniszczenia i śmierci. Zrzucałem buntowników, robiłem co Tatuś chciał, a później tak przestałem być potrzebny. Tylko nie wiem dlaczego zostałem zrzucony. Nie dałem Mu żadnego powodu. Upadając na Ziemię moja twarz odcisnęła się w niej. Tak powstała maska. I tu dochodzimy do odpowiedzi na pytanie, jak się tu znalazłeś. Dzięki masce, mej twarzy.
— Nie mam jej teraz na sobie.
— Masz. Nie jesteś tu ciałem. Trafiła tu twoja dusza. Maska jest łącznikiem między twoim światem, a mną. Twoje ciało dalej jest w tym samym miejscu, gdzie założyłeś maskę. Gdyby nie ona mój głos prawdopodobnie zabiłby Ciebie.
— Gdzie więc dokładnie jesteśmy?
— W miejscu poza czasem, poza przestrzenią. Nazwijmy to pustką. Tak, chyba pustka będzie najlepszym możliwym określeniem.
— Zawsze myślałem, że pustka będzie bardziej... no wiesz... mroczna.
— To co widzisz nie jest światłem. To pewna istota materii. Nie jest nią, a jednak bez.. tego materia nie istnieje. Wydaje Ci się biała bo ludzie mają swoje ograniczenia. Wiem, że to dziwne, ale uwierz mi nie Ja to wymyśliłem.
— Czekaj. Mówiłeś, że spadłeś na Ziemię. Jak się tu znalazłeś?
— Zadaję sobie to pytanie od dawna. Zdaję się, że komuś na górze nie pasowało bym chodził ot tak sobie. Lepiej było mnie uwięzić. Tak Bóg rozwiązuje problemy.
— Myślałem, że jest tym dobrym, kochającym, przebaczającym i litościwym.
— Taaak. Zdziwiłbyś się jakim jest dupkiem. Opowiedziałem Ci swoją historię. Teraz Ty mi opowiedz swoją.
— Nie ma tu zbyt wiele do opowiadania. Moi rodzice zostawili mnie zaraz po urodzeniu. Podrzucili noworodka do sierocińca bez żadnego słowa wyjaśnienia dla mnie. Zawsze byłem tym najmniejszym i najsłabszym. Wyżywali się na mnie. Najpierw Dyrektorka, później tacy dwaj Bliźniacy, którzy są trzy lata starsi. Później jeszcze taka jedna dziewczyna Milena.
— To Cię skłoniło do założenia maski?
— Tego dnia oberwałem bardziej niż zwykle. Najpierw od Mikołaja i Aleksa, później Dyrektorki. Cudem dotarłem na strych. Zwykle się tam chowałem. Byłem obolały i czułem jak umieram. Chciałem płakać, ale tak właściwie to odpłacić im wszystkim tym samym. Wtedy usłyszałem coś dziwnego co doprowadziło mnie do maski. Założyłem ją bo chciałem umrzeć jako ktoś inny i znalazłem się tutaj. Jednak kiedy wrócę będę miał po swej stronie anioła.
— Tu pojawia się pewien problem. Ty nie wrócisz.
— Jak to? O czym Ty mówisz?
— Maska to bilet w jedną stronę dla Ciebie. Pozostaniesz tu, a dokładnie to Twoja dusza tutaj pozostanie.
— Chciałeś się stąd wydostać?
— Tak, od dawna. Twoje ciało mi to umożliwi, przejmę je.
— Będziesz, żyć w moim ciele?
— Tak. Właściwie to tak.
— Dobrze. Mnie i tak już nic dobrego tam nie czekało. Właśnie wykrwawiam się i nikt nawet zapewne nie zauważył mojego zniknięcia. Co zrobisz jako pierwsze? Wiesz, po wydostaniu się.
— Zobaczę jak wygląda Ziemia. Może odbędę jakąś podróż?
— Co się stanie ze mną?
— Zostaniesz tu. Sam ze sobą. Będziesz istniał w tej przestrzeni. Tak zwyczajnie.
— Mówiłeś, że jesteś aniołem śmierci i zniszczenia.
— To prawda.
— Mam więc prośbę. Zrób coś dla mnie. Zadaj im ból, niech cierpią za to co mi zrobili.
— Hahaha. Cóż za chęć mordu. Imponuje mi Twoja rządza krwi. Choć nie dziwię się. Obiecuję Ci, będą błagać o śmierć, ale spotka ich gorszy los.
— Dobrze. Więc jak to zrobimy? Jak się zamienimy miejscami?
— Zamknij oczy i rozluźnij się to będzie szybkie.

Otworzył oczy i pierwsze co zrobił to zdjął maskę z twarzy. Wszystko dookoła zajęło się ogniem. Płomienie muskały Jego nagie ciało, nie powodując żadnych obrażeń. Wstał, a do jego uszu dobiegały dźwięki syreny strażackiej. Straż pożarna zjeżdżała się by ugasić pożar.
— Więc to jest ten sierociniec. Ten wygląd dużo bardziej mi się podoba. Jednak to ciało.
Zamknął oczy i zaczął rosnąć. Przestał gdy osiągnął dwa metry. Stał się silniejszy, a każdy mięsień ciała był widoczny idealnie pod skórą. Wyglądał prawie jak Michał. Jedyną różnicą prócz wzrostu i muskulatury były całkowicie czarne oczy Abaddona. Zmiażdżył maskę, którą trzymał. Zamieniła się w pył.
— Teraz moja kolej, aby się zabawić.
W podłodze była dziura. Abaddon wskoczył w nią i wylądował na parterze. Wyszedł tylnym wyjściem do ogrodu. Spojrzał na zapadający się deska po desce budynk.
— Ale będzie zabawa. — twarz wykrzywił mu uśmiech szaleńca.
Zajrzał we wspomnienia Michała i wyciągnął z nich obrazy Jego byłych oprawców.

AbaddonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz