Przebudził mnie dźwięk, jaki wydają zbroje jadących konno rycerzy. Przeczuwając kłopoty, zacząłem przyjmować moją ludzką postać. Moje ciało zmalało, łuski zaniknęły odsłaniając miękką skórę, pysk skrócił się przyjmując kształt twarzy. Skrzydła wchłonęły się. Łapy zmieniły się w ludzkie kończyny. Wyrosły mi włosy i brwi (rzęsy miałem już w mojej prawdziwej postaci). Pazury zamieniły się w paznokcie. Ogon powoli wchłonął się w ciało, jak wcześniej skrzydła. Kły stały się ludzkim uzębieniem. Na koniec przemiany moje złote smocze oczy przyjęły ludzki kształt i zmieniły kolor na błękit. Niestety ostatni punkt przemiany wiązał się ze stępieniem zmysłów do podobnych ludziom.
Szybko zarzuciłem na siebie żebracze ubrania i wyciągnąłem z kieszeni magiczną sakiewkę. Wywróciłem ją na drugą stronę, a cały mój Smoczy Skarb znalazł się w środku. Schowałem ją z powrotem.
Wyczarowałem niewielkie ognisko i użyłem trochę ziemi, by się wybrudzić. Szybko usiadłem, udając, że próbuje się ogrzać. Zdążyłem w ostatniej chwili.
Do jaskini weszli rycerze. Byli w pełnym rynsztunku, gotowi do walki. Z pewnością spodziewali się smoka.
Na przodzie grupy szedł dobrze zbudowany blondyn. Rozpoznałem go od razu mimo, że nigdy wcześniej go nie widziałem. Arthur Pendragon, książę Camelotu.
Książę jako pierwszy zauważył moją postać. Przez chwilę oceniał mnie wzrokiem, potem spytał:
- Kim jesteś?
Spojrzałem mu w oczy i odparłem:
- Nikim istotnym... Jeśli jednak pytasz o me imię, Merlin będzie mą odpowiedzią, rycerzu.
- Co tu robisz? - Spytał marszcząc brwi.
- Żyję... Nie mam innego domu, więc sypiam tutaj.
- Czemu nie próbujesz zarobić na życie? Zawsze jest jakaś praca.
- Bo ludzie wbrew pozorom nie lubią prawdy.
- Nie rozumiem. - Odparł książę wyraźnie zirytowany.
- Prawda jest rzeczą równie piękną, co niebezpieczną. Tylko mężne serce jest w stanie ją przyjąć. Tylko silna wola nie pozwoli, by zmieniła ona słuchacza. Ludzie nie potrafią udźwignąć prawdy. Dlatego wymyślili kłamstwo. Żadne inne stworzenie tego świata nie kłamie, nieważne, czy jest "zwyczajne", czy magiczne.
- A co to ma niby wspólnego z szukaniem pracy?
- Nie kłamię... Ludzie nie chcą prawdy... Nie chcą więc i mnie. Żyję więc samotnie.
- To głupota.
- To prawda. - Odparłem na jego oskarżenie. - Widzisz? Ty również nie umiesz jej przyjąć.
- Jak śmiesz?! Wiesz kim ja jestem?!
- Nie zauważyłem, żebyś się przedstawiał. - Odpowiedziałem z krzywym uśmieszkiem.
Książę zamrugał zaskoczony i zbity z tropu. Odchrząknął.
- Książę Arthur Pendragon, syn Uthera, króla Camelotu.
W tym momencie do jaskini wpadł wiatr i zgasił ognisko. Zadrżałem na pokaz.
- Wybacz mi książę, ale potrzeba mi drewna na opał. - Wstałem i ruszyłem do wylotu jaskini. Miałem właśnie minąć chłopaka, gdy ten złapał mnie za ramię i powiedział:
- Naprawdę myślisz, że tak łatwo uciekniesz, żebraku?
- Nie wiem, o czym mówisz. Potrzebuję ognia, by nie zamarznąć w nocy.
- Jedziesz z nami. - Odparł i pociągnął mnie w kierunku swojego konia. Nie protestowałem. Próbowałem w końcu sprawiać wrażenie słabego i zagłodzonego. Książę posadził mnie przed sobą na koniu i ruszył ze mną w stronę Camelotu.
Jazda zajęła kilka godzin. Już po kilku minutach udałem, iż zasypiam z wyczerpania. Na szczęście książę miał dość przyzwoitości, by nie próbować mnie budzić nim nie dotarliśmy do Camelotu.
Kiedy zsiedliśmy z koni, ponownie złapał mnie za ramię i poprowadził w stronę pałacu.
- Od dzisiaj, Merlinie, będziesz moim sługą. I tak szukałem nowego, a ty nie będziesz musiał żebrać.
- Naprawdę uważasz to za rozsądny pomysł? Nic o mnie nie wiesz. - Odparłem na jego słowa.
- Podobno jesteś szczery. To znaczy, że można ci ufać. To mi wystarczy.
- Gdzie mnie prowadzisz?
- Do Gajusza. To medyk królewski. Upewni się, że jesteś zdrowy. Nie chcę czegoś złapać.
Zaniepokoiło mnie to. Co prawda wyglądałem jak człowiek, ale to nie znaczyło, że nim byłem. Nie miałem jednak wyboru.
Kiedy weszliśmy do komnat medyka, natychmiast rozpoznałem starca czytającego księgi. Był on moim przyjacielem przed czystką antymagiczną w Camelocie, choć on sam znał tylko moją gadzią postać.
Książę wyjaśnił mu czego chce i wyszedł. Medyk miał przystąpić do badania, gdy powiedziałem:
- Gajuszu... To ja... Emrys.
Mężczyzna zamarł.
- Emrys?! Przecież miałeś przebudzić z odrodzeniem magii w Camelocie. SZTUKA jest nadal zakazana. Co ty tu robisz?
- Nie wiem. Przebudziłem się na chwilę przed przybyciem rycerzy do mojej jaskini. Wzięli mnie za żebraka, a książę postanowił nagle, że będę jego sługą.
- Zgłupiałeś? - Syknął. - Powinieneś był uciekać.
Podkręciłem głową.
- Zaczekam i zobaczę, jak to się rozwinie. Wyroki magii są nie zbadane. Kto wie? Może i wyjdzie z tego coś dobrego.
- Jesteś szalony.
- Jestem smokiem. Widzę zdarzenia w szerszej perspektywie.
Gajusz westchnął.
- Powiem księciu, że jesteś zdolny do służby. W końcu smoki nie zapadają na ludzkie choroby. Zamieszkasz u mnie. Chcę cię mieć na oku. Powiem, że jesteś synem Hunith. To moja niedawno zmarła przyjaciółka.
- Wiesz, że nie pochwalam kłamstw.
- Wiem. Ale tym razem prawda jest niebezpieczna.
- Prawda zawsze jest niebezpieczna... Ale wiem, co masz na myśli.
Książę wrócił pół godziny później, zabrał mnie do siebie i wydał szereg rozkazów.
- To lista na cały tydzień? - Zapytałem z sarkazmem. - Bo na pewno nie zdążę do wieczora, robiąc to ręcznie.
- Słucham? - Odparł Arthur, najwyraźniej nie wierząc w moją bezczelność.
- Jestem szczery. To niewykonalne. Miałeś choć trochę empatii dla poprzednich sług? Bo jeśli tak wygląda służenie ci, to nie dziwię się, że każdy rezygnuje po krótkim czasie.
Widać było, że się speszył, ale starał się to zamaskować złością. - Ja...
- Chciałeś szczerości. - Przerwałem mu. - Ostrzegałem cię, że to brzemię. To był twój wybór, by mnie przyjąć.
- Zrób, ile możesz. - Zdecydował w końcu. - Tylko w pierwszej kolejności zajmij się moją zbroją. Jutro jadę z ojcem na polowanie. I zdąż z posiłkami na czas.
Skinąłem głową i wyszedłem z książęcych komnat. Teraz miałem cel. Utemperować młodego Pendragona i przygotować go do wypełnienia jego przeznaczenia...
CZYTASZ
Władca smoków
FanfictionNa podstawie Przygód Merlina. Całkiem inna historia Merlina i Arthura... A gdyby Władca Smoków również był smokiem?