Rozdział 3: Woda kontra ogień

858 81 3
                                    

Camelot ogarnęła niecodzienna epidemia. Trupy pojawiły się na ulicach niczym grzyby po deszczu. Gajusz pozostawał bezradny, Merlin obojętny. Smok wiedział, że wydarzenia te są nieuniknione. Starzec od kilku dni pracował nad lekarstwem. Jednocześnie często zerkał na swojego niezwykłego przyjaciela. Gajusza irytował spokój Smoka. W końcu piątego dnia nie wytrzymał:

- Nic nie powiesz? - Spytał ze złością.

- Proszę? - Odparł zdezorientowany Merlin.

- Wiesz, co mam na myśli.

Nastąpiła chwila ciszy.

- Źródło leży tam, gdzie nie wolno szukać. - Powiedział po chwili Smok.
- Idę na spoczynek. Mam jutro dużo pracy.

Gajusz nie był zadowolony z odpowiedzi Merlina. Niemniej wiedział, że nic więcej z niego nie wyciągnie. Nawet jeśli ostatecznie to Smok będzie jedynym, który może zapobiec magicznemu zagrożeniu, najpierw Gajusz musiał sam znaleźć odpowiedź. Starcowi nie podobała się obojętność Emrysa wobec ludzkiego cierpienia, nie mógł jednak nic z tym zrobić. Wiedział, że bierność Smoka miała swój cel.

---

Tej nocy Smok wymknął się z pałacu. Musiał przybierać swą pełną formę co kilka tygodni, aby nie stracić kontroli nad swoją magią. Nie było to bezpieczne w pobliżu Camelotu, ale nie miał wyboru. Gdyby zbyt długo utrzymywał ludzką postać, mógłby niekontrolowanie przemienić się na oczach ludzi, a wtedy musiałby uciekać.

Emrys szybko wzbił się w powietrze. Chciał rozprostować skrzydła, dopóki miał okazję. Pozwalało mu to również na zebranie informacji, co dzieje się w lasach wokół Camelotu. Taka wiedza mogła kiedyś uratować życie księcia, gdyby np. zbliżały się wrogie wojska. Nawet jeśli Merlin nie będzie mógł zdradzić, skąd wie o zagrożeniu, Arthur na pewno nie zignoruje ostrzeżenia.

Tym razem Emrys zauważył ognisko. Znajdowało się ono tydzień drogi konnej od Camelotu. Smok wylądował kilkadziesiąt metrów dalej na małej polanie, zmienił się w człowieka i ruszył między drzewami na zwiady.

Przy ognisku siedział jeden mężczyzna. Nie miał towarzystwa, ani nawet własnego konia. Wyglądał na raczej biednego, choć przy jego boku wisiał miecz.

Merlin umyślnie stąpnął na gałązkę. Trzask sprawił, że mężczyzna odwrócił się gwałtownie w jego stronę wyciągając miecz zza pasa.

- Kto tam jest? - Zawołał.

Merlin wyszedł zza drzew z podniesionymi dłońmi.

- Spokojnie. - Odpowiedział Smok. - Jestem nieuzbrojony.

Mężczyzna schował miecz.

- Kim jesteś?

- Jestem Merlin, sługa księcia Arthura.

- Co sługa księcia robi tak daleko od pałacu?

- Lubię się czasem oddalić i oczyścić umysł. Książę to osioł. A jak ciebie zwą, wędrowcze?

- Lancelot.

" Ach..." Pomyślał Emrys. "...Sir Lancelot. Najodważniejszy z nich wszystkich."

- I czego tu szukasz? - Spytał Smok, grając dalej swoją rolę.

- Jadę do Camelotu. Chcę zostać rycerzem.

- A więc jesteś szlachetnie urodzony. Gdzie zatem jest twój koń? - Podpuścił go Merlin.

- Nie jestem. - Odparł zdziwiony Lancelot.

Władca smokówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz