Chapter 10

241 19 7
                                    

Hope:

Jeździłam już po okolicy od dobrych 2 godzin. Wciąż nie mogę przyswoić tego, co powiedział mi Alaric. Moi rodzice żyją... Mam rodzinę... W dodatku wszyscy, których myślałam, że znam są wampirami, czarownicami, wiklołakami lub jakimiś hybrydami... Ja sama jestem, tak właściwie to nawet nie wiem czym. Mimowolnie łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Przez 18 lat żyłam w kłamstwie, nie wierzę jak oni mogli mi to zrobić, pozwolić mi myśleć, że nie żyją, że mam jedynie Ric'a. Przez całe życie zazdrościłam dzieciakom, tego, że mogli zawsze liczyć na swoich rodziców, że mogli ich chociaż poznać, wiedzieć, czy są do nich podobni, czy lubią te same rzeczy. Moi rodzice pozbawili mnie tego wszystkiego i nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła im to wybaczyć.

Nim się obejrzałam na zewnątrz zrobiło się ciemno, a mój telefon co chwilę dawał o sobie znać, dlatego postanowiłam zakończyć moje bezcelowe jeżdżenie po okolicy i wrócić do domu, jeżeli kiedykolwiek czymś takim był. Byłam już niedaleko okolicy, w której mieszkałam, ale cały czas miałam wrażenie, że ktoś za mną jedzie, dlatego przyspieszyłam. Ku mojemu niezadowoleniu i przerażeniu samochód za mną zrobił to samo. Skręciłam w lewo i przyśpieszyłam jeszcze bardziej, żeby jechać okrężną drogą, a kierowca za mną zrobił to samo. Okej... jest źle. Zaczynam się serio bać. W pewnej chwili auto jadące za mną wyprzedziło mnie przyśpieszając. Myślałam, że ten ktoś dał sobie spokój i zaraz odjedzie, a w tym samym momencie mój telefon zadzwonił po raz kolejny. Na chwilę spuściłam wzrok z jezdni i starałam się jedną ręką odnaleźć dzwoniące urządzenie. Gdy z powrotem odwróciłam głowę zobaczyłam,że samochód przede mną zaczął gwałtownie hamować, ale było już za późno, żeby udało mi się uniknąć zderzenia. Ostatnie, co pamiętam to przeszywający ból i ciemność

Alaric :

Byłem wściekły ! Na siebie, Klaus'a, Hayley i wszystkich, którzy kazali mi ukrywać prawdę przed Hope. Już dawno powinniśmy byli powiedzieć jej prawdę,a nie ukrywać przed nią wszystko przez pieprzone 18 lat !

Hope wybiegła z domu już ponad 2 godziny temu. Poprosiłem wszystkich, żeby nie jechali za nią, wiem,że musi to sobie wszystko poukładać, dlatego zostaliśmy i czekamy aż wróci do domu i na spokojnie z nią porozmawiamy jeszcze raz.

Co chwilę ktoś próbuje się do niej dodzwonić, a ja nerwowo spoglądam na zegarek. Już dawno powinna była wrócić . Coraz bardziej zdenerwowany zacząłem krążyć po salonie i sam chwyciłem za telefon,żeby zadzowonić do Hope. Kolejny raz nie odbiera.

- Ric będzie dobrze zobaczysz - zaczęła Elena podchodząc do mnie

- Już dawno powinienem był jej powiedzieć, zasługiwała na to, żeby znać prawdę

- To nie twoja wina stary, tylko tego dupka Klaus'a - odezwał się Damon znad szklanki bourbonu

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że Klaus jest jej ojcem, no wiecie ona w ogóle nie jest do niego podobna - rzucił Jeremy

- Uwierz Jer, że jest - uśmiechnąłem się słabo - Hope kocha sztukę tak samo jak Klaus, odziedziczyła po nim talent i charakterek, uwierz nie chcesz z nią zadrzeć - zaśmiałem się

- No tak, ale nie jest zadufaną w sobie egoistką, która zabija każdego kto jej nie pasuje jak Klaus - spostrzegł Tyler

- Owszem całe szczęście, inaczej nie wiem jakbym sobie z nią poradził - po raz kolejny się zaśmiałem i w tym momencie zadzwonił mój telefon, spojrzałem na wyświetlacz i odebrałem nieznany numer - Halo ?

- Witam tu szpital w Mystic Falls, czy rozmawiam z panem Alaric'iem Saltzman'em?

- Tak przy telefonie

Who Am I?Where stories live. Discover now