Po zakończeniu przywitania z moją matką, spojrzał na mnie lodowatym spojrzeniem swoich niebieskich oczu. Chociaż „niebieski" to złe określenie. One raczej mieniły się wszystkimi odcieniami między granatem a błękitem, niczym ocean nocą, oświetlany srebrnym blaskiem księżyca, co kontrastowało z jego płomiennymi włosami.
Podszedł do mnie i z niechęcią wystawił w moją stronę odzianą w rękawiczkę dłoń. Widziałem w jego oczach, że robi to z przymusu. Sam również wolałbym sobie to odpuścić. Miałem już dość ludzi i nie chciało mi się próbować zapamiętać kolejnego imienia, które i tak prędzej czy później zapomnę.
- Chuuya Nakahara -powiedział zaskakująco głębokim i męskim, jak na jego wygląd i posturę głosem, który jednocześnie brzmiał bardzo melodyjnie.
- Osamu Dazai -odpowiedziałem zwyczajnym, pozbawionym uczuć tonem.Ściskając jego dłoń poczułem przez chwilę piekielny ból w przedramieniu. Chłopak szybko puścił moją rękę jak poparzony i zaczął masować wierzch swojej dłoni. Było to dość dziwne, ale postanowiłem to zignorować. Dotknąłem tylko bandaża na piekącym miejscu, a ból po chwili ustąpił. Rudowłosy posłał mi spojrzenie pełne różnorakich uczuć. Tylko jakich? Cóż... nadal nie byłem w stanie rozpoznać, co mogą czuć inni. Jednego byłem pewien. Nie był zadowolony.
Nie rozmawiałem z nim przez kolejne kilka godzin. Niezbyt byłem też zainteresowany pogaduchami naszych rodziców. Ale nie tylko ja. Kyouya rozmawiała o czymś po cichu ze swoim bratem, a ja z nudów studiowałem każdą rzecz w wielkim salonie. Potem jeździłem palcem po białym materiale bandaży na mich rękach, którym celem było pomóc mi zapomnieć o znamieniu na prawej ręce. Drugi nie miał w ogóle celu. Nosiłem go tylko by zachować symetrię.
Potem mój wzrok znów przeniósł się na okno, za którym widniał piękny ogród. Z nudów zacząłem liczyć drzewa i kwiaty w polu mojego widzenia.
-Podoba Ci się ogród? -Spytała mnie pani Nakahara. -Może Chuuya Cię oprowadzi?
Chciałem już odmówić kiedy zobaczyłem, jak rudowłosy wstaje z krzesła i kieruje się w moją stronę. Z grzeczności przytaknąłem.
Wyszliśmy na taras, a niski chłopak szedł metr przede mną. Przyglądałem się jego ognistym lokom i drobnej posturze. Nie mogłem nic na to poradzić. Jego osoba jakby sama przyciągała mój wzrok.
-Usiądź –rozkazał wskazując na ławkę.
Nie chciałem robić kłopotów, więc posłusznie wykonałem polecenie. Chłopak sam usiadł na owej ławce, lecz na samym jej końcu. Tak jakby chciał za wszelką cenę utrzymać między nami dystans.
-Daj mi rękę –rozkazał.
-Słucham? –popatrzyłem na niego z niezrozumieniem.
-Nie gadaj tylko daj mi rękę! –wrzasnął.Wyciągnąłem do niego dłoń, a on szybko złapał ją w swoje smukłe palce. Znów poczułem ten dziwny ból przeszywający moje ciało. Wyrwał dłoń z mojego uścisku i rozmasował ją. Chwilę później ujął moją twarz w dłonie. Znów to samo uczucie. Znów u źródła w przedramieniu.
-Nie! To jakiś błąd! –krzyczał. –Anomalia! –Wstał zrywając rosnącą w pobliżu różę. Przyłożył mi ją do szyi w taki sposób, że jeden z cierni ocierał się o moją szyję. –Powiesz komuś co się tu wydarzyło, a rozstrzelam Cię. Nigdy więcej tu nie przychodź
Popatrzył mi w oczy, a róża wypadła z jego ręki. Oddalił się i odszedł jak gdyby nigdy nic.
Tego popołudnia nie zamieniliśmy więcej ani słowa. Wróciłem z rodzicami do domu gdzie od razu położyłem się spać. Ale nie spałem. Nie mogłem. Myślałem nad słowami, które wypowiedział i analizowałem wszystkie po kolei. „Błąd"? „Anomalia"? co miał wtedy na myśli? Kiedy próbowałem zasnąć w głowie widziałem niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie nieruchomo ukazując wachlarz niezrozumiałych dla mnie uczuć. Wspomnienie tego dziwnego bólu przyprawiało mnie o dreszcze.
Nad ranem udało mi się zasnąć. Nie spałem długo. Około dwóch godzin. Kiedy wstałem zaparzyłem sobie czarną kawę i czekałem, aż moi rodzice się obudzą, w międzyczasie robiąc sobie śniadanie.
Resztę dnia spędziłem na pakowaniu wszystkich moich rzeczy. Było ich tak dużo, że prócz paru skórzanych waliz, musiałem pożyczyć kilka zdobionych pudeł mojej matki. Niecały tydzień później zadowolony spakowałem walizy do czarnego Citroena, którego miałem przyjemność posiadać. Zawiozłem pierwszą turę pakunków do luksusowego mieszkania w centrum miasta, w którym miałem spędzić kolejne lata mojego życia.
Musiałem wrócić do domu jeszcze raz by zwieść do nowego mieszkania wszystkie rzeczy. Mama poczęstowała mnie pysznym obiadem z trudem powstrzymując się od łez. Ojciec z drugiej strony był ze mnie niewyobrażalnie dumny. No tak, miałem przecież udać się na najlepszą uczelnię w kraju. Nie chwaląc się, dodam jeszcze, że na egzaminach wstępnych uzyskałem najlepszy wynik, ale nie mówmy o tym. Mam przecież teraz najdłuższe wakacje życia.
I wszystko pewnie byłoby pięknie gdyby nie moja nieuwaga. Marzyłem sobie o nowym mieszkaniu kiedy przez przypadek nie zauważyłem osoby wbiegającej na jezdnię. Serce mi stanęł. Próbowałem się zatrzymać. Wiedziałem jednak, że biorąc pod uwagę prędkość samochodu i wilgotną od letniego deszczu kamienistą drogę nie jestem w stanie nic więcej zrobić. Z całej siły wcisnąłem hamulec i uderzyłem w klakson, jednak to nic już nie dało.
W mojej głowie kłębiła się tylko jedna myśl: „zabiłem człowieka". Kiedy auto się zatrzymało wysiadłem z niego jak poparzony. Pod maską leżał bez życia młody Nakahara.
No hej, witam w drugim rozdziale. Liczy on 803 słowa. Ech... i pomyśleć, że chciałam zmieścić to tylko w jednym rozdziale. No nieważne. Pomińmy ten fakt. Mam nadzieję, że się wam podoba. Do jutra.
Gałka Muszkatołowa
CZYTASZ
Czerwony kwiat | SKK
Fanfiction"-Co to jest?- wskazałem na kwiat znajdujący się na moim przedramieniu. -Och...- kobieta podniosła się z fotela- to jest twoje przeznaczenie. -Przeznaczenie? Czyli po co to jest? - Żeby pomóc, Ci osiągnąć pełnię szczęścia." PROSZĘ NIE ZOSTAWIAĆ KOM...