Dorożka

669 78 22
                                    

Nie przypuszczałem, że się jeszcze kiedykolwiek spotkamy, na pewno nie w takich okolicznościach. Bez namysłu wziąłem go na ręce. *Był lekki nawet nie jak ptaszek, co najwyżej jak ptasie piórko. Zignorowałem odgłosy klaksonów wściekłych kierowców. Nie mogłem przecież zostawić nieprzytomnej osoby na ulicy. Rasa ludzka jest okrutna. I to podobno ja nie miałem uczuć? Oparłem się bólowi, który wręcz rozrywał moje żyły. Pierwszy raz od dawna czułem, że żyję, tak fizycznie. W uszach dudniło mi bicie własnego serca, tłumiąc klaksony i krzyki niezadowolonych kierowców. Delikatnie położyłem chłopaka na chodniku. Posłałem osobą stojącym w korku moje podstawowe, nie wyrażające uczuć spojrzenie i zawołałem do poczciwie wyglądającego chłopca.

- Chłopcze! -białowłosy rozejrzał się dookoła -Tak ty! Chodź!- Widzisz ten czarny samochód? -wskazałem moje auto -Zjedź nim na pobocze!
- Ale ja mam 15 lat!
- Nie pytałem o wiek. Zrób co mówię, proszę. -rzuciłem w jego stronę kluczyki, które nastolatek zwinnie złapał i posłusznie wykonał moje polecenie.

Pochyliłem się nad Chuuya'ą przykładając ucho do jego klatki piersiowej, nie słyszałem serca. Bez namysłu zacząłem wykonywać na nim trzydzieści uciśnięć, przygotowując się do wykonania oddechu ratunkowego. Zbliżyłem się do niego, kiedy jakaś silna, lecz kobieca dłoń odepchnęła mnie.

- Proszę się odsunąć. Jestem lekarzem - powiedziała donośnie.
Odsunąłem się natychmiastowo, a czarnowłosa kobieta w długiej spódnicy położyła na ziemi skórzaną walizkę i wyciągnęła z niej stetoskop.

W międzyczasie podbiegł do mnie chłopiec oddając mi kluczyki.
- Dziękuję -szepnąłem do chłopca, po czym usłyszałem burczenie jego brzucha. -Jesteś głodny?
Nastolatek widocznie się zawstydził. Wstałem i wyciągnąłem z samochodu pudełko ciastek upieczonych wczoraj przez moją mamę. Włożyłem w nie banknot i wręczyłem chłopcu.

-Nic mu nie będzie. Uderzenie nie było mocne. Powinien niedługo dojść do siebie. Musi się teraz położyć. Zna go pan? - spytała kobieta przykładając dłoń do boku Nakahary.

Znam go? Co prawda spotkałem go tylko raz, ale wydawało mi się że wiem o nim wszystko. Kiwnąłem tylko głową, a kobieta spojrzała na zegarek, który wyjęła z kieszeni spódnicy.
- Jestem spóźniona. Nic mu nie będzie. Do widzenia. Jeśli jednak coś by się stało- proszę dzwonić - wręczyła mi wizytówkę, na której widniał napis: Dr. Yosano Akiko I oddział najwyższej armii Japonii oraz numer telefonu. Wysoka kobieta, która okazała się być lekarzem wojskowym odeszła głośno obijając obcasami o kocie łby jezdni.

Co mam teraz zrobić? Nie znałem wszakże numeru do państwa Nakahara, jednak byłem pewien, że moi rodzice będą go znać. W pobliżu nie zobaczyłem jednak żadnej bódki telefonicznej. Złapałem Chuuya'e pod ramionami i powlókłem kilka metrów do niezwykle nieudolnie zaparkowanego samochodu. Przypiąłem go pasami i sam usiadłem na miejscu kierowcy. Moje mieszkanie znajdowało się tylko dwie przecznice od naszego aktualnego położenia, toteż tam postanowiłem go zabrać.

- Co... co się stało? - usłyszałem niepewny głos Chuuyai. - Co się do cholery dzieje!? - wrzasnął za chwilę rudowłosy podnosząc się na siedzeniu.
- Wbiegłeś na jezdnię. Potrąciłem Cię, potem spotkałem lekarza. Nic Ci nie będzie, tylko zabieram Cię do domu. Ale mieszkasz daleko, a moje mieszkanie jest - tu wskazałem elegancką kamienice - tam.
- No to są chyba jakieś żarty, tak?! Uprowadziłeś mnie! Wychodzę! - krzyknął mocno zdenerwowany chłopak.

Już miał odpinać pasy, kiedy zatrzymałem się obok wielkiej kamienicy ozdobionej płaskorzeźbami. Rudowłosy otworzył drzwi z taką siłą, że nie zdziwiłbym się gdyby odpadły. Wystawił nogi z pojazdu wyskakując z niego. Lewa noga ugięła się pod nim i wylądował klęcząc na ziemi.

Podszedłem do niego wyciągając rękę.
- Sam sobie poradzę - warknął. - gdzie są moje rękawiczki?!
Odsunąłem się na krok, lecz udało mi się dostrzec czerwoną plamę na jego dłoni.
- Nie wiem. Może ta medyczka je zdięła. - powiedziałem obojętnie. - Chodź, powinieneś teraz leżeć.
- Chuuya, proszę, chcę Ci tylko pomóc.
- Nie przeszliśmy "na ty" - warknął.
- Paniczu Nakahara, odwiozę pana do domu. - powiedziałem.
- Nie! Nie ufam Ci. Poradzę sobie.

Chciałem go zatrzymać, ale rudowłosy zdążył już zawołać dorożkę. Pierwszy raz od dawna czułem to, smutek, nie mogłem pojąć dlaczego właśnie teraz. Przecież od kiedy zostałem adoptowany miałem ku temu mnóstwo lepszych powodów.

Pobiegłem za dorożką kszycząc do woźnicy aby się zatrzymał. Niski blądyn ze zdziwieniem zatrzymał konia.
- Chuuya daj mi rękę! - krzyknąłem władczo.
- Nie! -sprzeciwił się, lecz nic sobie  z tego nie zrobiłem. Chwyciłem jego rękę i zobaczyłem czerwony kwiat kamelii japońskiej. To był on. To jego szukałem. -Proszę jechać!
- Ale... - dorożkarz zaczął niepewnie.
- Jedź! - wrzasnął Chuuya, a ubrany w ogrodniczki chłopak pociągnął za lejce odjeżdżając mi z przed nosa.

Piszę to trzeci raz. Wattpad działa mi na nerwy... Teraz piszę to z komputera bez polskich znaków :') 

725 słów

* Cytat z "Zatracenie" Osamu Dazaia

Gałka Muszkatołowa

Czerwony kwiat | SKKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz