⚣servant of evil ·vkook·

343 9 7
                                    

W końcu mogłem wrócić do niego, po tylu latach rozłąki. Pamiętam te czasy, gdy jako dzieci nie przejmowaliśmy się zwyczajami, obchodami, kulturą - robiliśmy to, na co jako dzieci mieliśmy ochotę. Najcudowniejszą i najdziwniejszą rzeczą, o której wtedy myśleliśmy, było to, jak wielkim szczęściem było, że przyszliśmy na świat dokładnie tego samego dnia, tej samej godziny, w tym samym momencie, a dzwon kościelny jednakowo nas pobłogosławił. Ale nie było to zasługą przypadku, bo jesteśmy bliźniakami. Pomimo, że wszystkim się wydaje, iż ja jestem ten starszy, to nie różnimy się niczym - nawet podobnie wyglądamy. Myślę, że w dzieciństwie nas mylono, ale nie pamiętam tego za dobrze. Za to doskonale wiem, jak to podmienialiśmy się miejscami, gdy mój brat nie chciał bardzo występować przed władcami innych kraji (a/n pssst, nie błąd, a język staropolski), a ja nie mogłem patrzeć na jego smutną minę i strach, dlatego zajmowałem jego miejsce i odpowiadałem za niego. Nigdy nasz ojciec się nie zorientował, gdy tak zrobiliśmy. Sam też mnie często zastępował. Byliśmy bardzo blisko, jak najlepsi przyjaciele lub zakochani. Jednak braterska (i bliźniacka) miłość jest najsilniejsza.

"Pamiętaj, gdziekolwiek będziesz - uśmiechaj się" - zawsze mu powtarzałem. Miał on najcudowniejszy uśmiech w całym kraju, kontynencie i świecie. Bez uśmiechu nie byłby nigdy sobą.

Niestety nic nie jest cudowne, a nasze dzieciństwo zdecydowanie za szybko się skończyło. Jako iż przez bliźniaczy poród naszej matki nie było pierworodnego syna, nasi rodzice postanowili zrobić nam ośmioletni "konkurs" na lepszego kandydata tronu. Oczywiście ani ja, ani Jeongguk nie staraliśmy się o wygraną, bojąc o utratę kontaktu ze sobą i przez zwyczajny strach. No bo jakie dziecko myśli o kierowaniu kraju, dowodzeniu i siedzeniu na tronie, byciu głową części świata i odpowiadaniu za tak wiele? Oczywiście, że nam się to nie uśmiechało. Jednak to Jeongguk był od zawsze tym spokojniejszym i lepszym dzieckuem w oczach dorosłych. To on szybciej przytakiwał ze skruchą rozwścieczonemu ojcu, gdy coś przeskrobaliśmy. Pomimo to, zawsze mnie bronił, brał winę na siebie, jak to mi się dostawało. Gdy więc przyszło do decyzji, który z nas odziedziczy ziemię 'nieużywalną', to Jeona wybrali rodzice i ich doradcy. Rozumiałem to, ale bardziej współczułem bratu. Bałem się, że nie poradzę sobie bez niego, a on beze mnie. Byliśmy jednością, z jednej komórki i wręcz sklonowanymi wersjami książąt kraju naszego ojca, więc w pewien sposób byliśmy skazani na swoją obecność, co żadnemu z nas nie przeszkadzało. Może udałoby nam się z tym jakoś pogodzić, ale niestety, dorośli mieli swój samolubny plan. Z dnia na dzień oświadczyli, że Jeongguk wyjeżdża dzierżyć ziemię 'nieużywalą', a ja mam wyjechać do najlepszej akademii i podróżować wiele, aby być wykształconym bratem króla. Szybko nas rozdzielili, widziałem go jeszcze w karocy, kiedy go przytrzymywali, by się nie wyrwał, gdy krzyczał, a ja robiłem dokładnie to samo, próbując biec za powozem. Jednak mnie też opanowali, a nawet uderzyli, mówiąc, że jestem 'niebezpieczny'. Już tydzień później byłem w akademii. Spędziłem tam pięć lat. I teraz wracam.

Stanąłem przed dworkiem. Wysiadłem przed nim, bo nie chciałem, aby ktokolwiek ujrzał karocę. O własnych nogach poszedłem pod wrota, samodzielnie je uchylając. Dokładnie znałem ten zamek; bywaliśmy tutaj, gdy uczono nas jeszcze, jak powinniśmy się zachowywać, gdy już jeden z nas zostanie królem. Bałem się zagłębiać w budynek, aczkolwiek poszedłem na salę tronową, na wypadek, gdyby położenie jego pokoju się zmieniło. Na szczęście zostałem go tam. Ujrzałem swojego bliźniaka po pięciu latach. Gdy tylko wszedłem, on zaprzestał rozmowy z jednym z doradców, obrócił się w moją stronę. Ubrany w iście królewskie szaty, uniósł głowę. Pomimo tych lat, mimo bycia królem - nie zmienił się; wyglądał na tak samo dziecinnego, delikatnego, niewinnego, łatwowiernego. Gdy tylko mnie poznał, zamrugał oczami, które mu się zaszkliły. Mogłem ujrzeć ponownie jego cudowny uśmiech, królicze ząbki, idealną twarz. Uśmiechnąłem się na te wspomnienia, niedowierzając w jego istnienie i to, że właśnie się spotkaliśmy ponownie. Chwilę potem mogłem podziwiać jego uśmiech, łzy szczęścia oraz tą cudowną, dziecinną radość. Zanim zdążyłem się odezwać, wyrazić moje szczęście, podbiegł do mnie, zrzucając po drodze nawierzchnią szatę, rzucił się mi na szyję i przytulił ciasno, płacząc. Upadłem na podłogę pod jego ciężarem, szybko odwzajemniając uścisk. Obydwoje wtedy płakaliśmy. Jednak nie mogliśmy długo tak trwać, ponieważ zakazywała tego kultura szlachecka. Udało mi się podnieść, a następnie klęknąłem przed nim i skłoniłem się nisko. Pomimo wszystko, on tu jest królem, a ja... może i bratem, ale nie posiadając żadnej ziemi, nie będąc królem, jak on, byłem w mniemaniu innych jego sługą, poddanym; prawą ręką władcy - brata. Wiedziałem, że nasza relacja tak szybko nie będzie odpowiednia do naszych statusów społecznych, co mnie oczywiście cieszyło. Jednak nie zamierzałem ignorować jego zachcianek, byłem poddanym i sługą - więc będę w tym idealny. Od tamtego dnia wykonywałem wszelkie rozkazy mojego brata, jednak nie było ich za dużo, a ja sam je na siebie nakładałem. Nasze życie potem toczyło się powoli i szczęśliwie, bo wciąż byliśmy dla siebie najdroższymi braćmi, chodź w świetle świata musiałem się uniżać z racji statusu społecznego. Jednak nie zraziłem się od tego, bo za wszelką cenę chciałem być blisko mojego brata bliźniaka. I nigdy więcej go nie opuszczać.

❝So you can't cry❞ || one-shots (Polish)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz