Rozdział 1

4.7K 249 32
                                    

To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. O bogowie i to jeszcze o tak wcześniej porze. Na wpół śpiąc, wyciągnąłem rękę i pogładziłem sprawcę tego nagłego przebudzenia. Szczerbatek zamruczał pod moją ręką, ciesząc się pieszczotą. To właśnie on postanowił skoczyć na mnie z samego rana, budząc mnie bardzo brutalnie. A miałem taki piękny sen.

Śniłem, a jakże by inaczej o Astrid - blond włosej wojowniczce z mojej wioski. W śnie lecieliśmy wśród chmur, ciesząc się słońcem i szybując nad bezkresnym oceanem. Zachodzące słońce ładnie oświetlało jej twarz, a oczy błyszczały. Westchnąłem rozmarzony.

W sumie to ja i Astrid byliśmy już parą, ale nikt o tym nie wiedział. Nie chcieliśmy tego na razie nikomu tego zdradzać. Spytacie pewnie dlaczego. No cóż, nie byliśmy do końca pewni czy nam wyjdzie i, czy do siebie pasujemy. W końcu, jeśli powiemy ludziom, zaczną się plany. Syn wodza, pamiętacie? Wielkie palny zalotów, zaręczyn, wesela… a jeśli się rozstaniemy, to nie wypali i zostaną nam zezłoszczeni mieszkańcy na karku. Bo co to my młodzi, nie możemy się zdecydować.

Ale mimo wszystko, jestem teraz z Astrid. Wyszczerzyłem się głupio na tę myśl.

Jak widać smok, który był do tej pory ignorowany, postanowił się zemścić. Z impetem umieścił swój przerośnięty łeb, na moim brzuch, kończąc w ten sposób wszystkie przemyślenia. Jęknąłem w proteście.

- Już, już Szczerbek. Już ci daje śniadanie ty przerośnięty gadzie jeden. - Powiedziałem, odsuwając z siebie wielką, czarną głowę i wstając z łóżka.

Ziewnięcie uciekło z moich ust, gdy schodziłem na dół po schodach. W kuchni zastałem pusty stół. Ojciec pewnie już wyszedł załatwiać swoje ważne sprawy. Wiecie Wielki Wódz Wioski Berk, czy jakoś tak, ale ojciec z niego nie za wielki. Cóż nie mogę teraz narzekać. Na początku było o wiele gorzej, gdy całkowicie spisał mnie na straty. Teraz przynajmniej nie mówi tego wprost. Bo wiecie, mimo że zaakceptował smoki i w pewnym sensie mój styl życia, nigdy nie mógł przeboleć, że urodziłem się taki… taki… no taki inny. Nie zabijam smoków, nie jestem wojownikiem siekającym wrogów jednym pchnięciem topora. No cóż, nie potrafi przeboleć tego, że jestem Czkawką.

Czasami miałem ochotę uciec od tego wszystkiego. Obowiązków, oczekiwań, drwin. Wsiąść na smoka i odlecieć za horyzont. Na szczęście teraz mam choć jedną osobę, która mnie tu trzyma. Z trochę lepszym humorem zacząłem robić śniadanie.

Mordce tradycyjnie dałem kosz z rybami, świeżymi z dzisiejszego połowu. Ja sam zabrałem się za opiekanie swojej porcji baraniny. Tak się jakoś złożyło, że to moje ulubione, a zarazem najbardziej znienawidzone danie ojca. Kolejny gwóźdź do trumny jak to mówią.

Przełknąłem ostatnie kawałki mięsa i spojrzałem na swojego przyjaciela. Gad stał nad pustym koszem i patrzył się na mnie wyczekująco. Zaśmiałem się radośnie.

- Chodź mordko, czas na lot. - Gdy tylko to powiedziałem, Szczerbatek podbiegł do mnie z uśmiechem bez zębów.

Wygląda jak pies niemogący doczekać się spaceru. Zgadywałem, że mam podobną minę. Dla obu z nas lot był najważniejszą rzeczą na świecie. Tylko w powietrzu można czuć się naprawdę wolnym. Bezkresnym horyzont, wiatr we włosach i tylko nasza dwójka. To było jak raj.

Chciałem kiedyś poczuć się jak smok. I choć już nad tym myślałem, nawet stworzyłem szkielet skrzydeł, nie sądzę, by kiedykolwiek dobrze działały. Przekonałem się o tym w bolesny sposób.

Na początku, by uniknąć większych obrażeń, postanowiłem wystartować ze Szczerbatka. Przerobiłem mu ogon tak, by mógł szybować i w razie czego móc mnie złapać. W teorii plan idealny. W praktyce idealny, by sobie coś złamać.

Wiatr zniósł mnie z kursu na ostre skały i gdyby nie poświęcenie Szczerbka, który wepchnął mnie do wody, nie opowiadałbym wam teraz tego. Próba skończyła się więc upadkiem do lodowatej wody i dwoma tygodniami leżenia w łóżku dla mnie i smoka.

Do dzisiaj krzywię się na wspomnienie smaku mikstur Gothi. Miały paskudny smak. Szczerbatek miał później focha na miesiąc i zgodził się na rozejm pod warunkiem, że zniszczę te skrzydła. Zgodziłem się i nawet sam w tympomagałem.

Choć dzisiejszy lot pomógł mi się zrelaksować, musiałem mieć się na baczności. To była pierwsza dzisiejsza warta. Nad naszą wioską zbierały się ciemne chmury, więc musieliśmy być gotowi w każdej chwili.

Pojawił się nowy przeciwnik - Viggo Czarciousty. Nie słyszeliście? Nie dziwię się. Pojawił się niedawno, nie wiadomo skąd. Nie ma o nim żadnych informacji jakby po prostu wyłonił się z ziemi. Zapalony łowca smoków. Ma na ich punkcie większego bzika niż Dagur. Ale z tamtym wiedzieliśmy jak postępować. Ten to wielka zagadka.

Ludzie Viggo polują na skoki, a złapane osobniki wystawiane są na aukcji. Bogacze są w stanie zapłacić sporo za niektóre rzadkie gatunki. Najczęściej robią z nich swoje maskotki bądź trofea. Nie wiem, co jest gorsze: zostać martwą ozdóbką na ścianie, czy pozbawioną odruchów obronnych, ciepłą kulką, gotową na każdy rozkaz. Chyba dla siebie wolałbym tę pierwszą opcję.

Okrutniejszy los spotyka te smoki, których nie uda się sprzedać. Trafiają one na specjalną arenę i walczą o przetrwanie. Przegrany zawsze kończy martwy, a zwycięzca zostaje okaleczoną maszyną do zabijania. Nie zostaje nic z cudownej natury smoków, tylko dzika bestia.

To wszystko jego zasługi. Piekielnie inteligentny, mistrz planowania, dywersji i sabotażu, przy tym manipulator i człowiek pozbawiony skrupułów. Upodoba sobie gry ze mną w roli głównej.

Zastanów się Czkawko dlaczego, mówił zawsze jak jakąś mantrę. Zmuszał mnie bym wybierał między tym, co kocham a tym, co słuszne. To w sumie kolejny powód, by nie spotkać się oficjalnie z Astrid. Nie chcę, by zrobił jej przeze mnie krzywdę. Zawsze daje mi mało czasu, by zadanie było prawie niemożliwe do wykonania. Ale to prawie mi wystarcza. Jak na razie przeszedłem wszystkie próby pomyślnie. Głównie dzięki szczęściu i Szczerbatkowi.

Tylko w jakim stopniu wystarczy mi jeszcze szczęścia? A co jeśli to Szczerbatek będzie stawką w grze? Nie mam pojęcia, co wtedy zrobię. Dlatego chcę być gotowy na wszystko. Nie ważne, jak i kiedy mam zamiar rozegrać kolejną partię, ale ostatecznym zakończeniem ma być śmierć Viggo. Już ja się o to postaram.

Hybryda (Czkawka i Szczerbatek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz