Rozdział 14

2.1K 181 19
                                    

Tekst - język smoków.

…ale ja miałem inne plany…

- Skoro wszyscy grzecznie się przywitali, może czas na pytania…

- Właśnie synu, nie powiedziałeś mi jeszcze czemu się nam nie przedstawiłeś na początku. - Powiedział patrząc na mnie i gniewnie mróżąc oczy.

Atak wzrokiem, jak orginalnie. Jeśli tak ma wyglądać cały dzisiejszy dzień to zwiewam od nich i skaczę z klifu. Poza tym co ja mam im powiedzieć? Sorry bałem się was, bo jestem, jak to pięknie zostało określone przez myślącego inaczej, zmutowaną jaszczurką. Z irytacji i braku pomysłów ukryłem twarz w dłoniach. Chyba czas na prawdę.

- Ja po prostu… chyba bałem się waszej reakcji.

- Czego miałeś się bać? Przecież zaakceptowalibyśmy cię i nikt nie zgłaszałby sprzeciwu.

- Ja zgłaszam sprzeciw. - Powiedział Smark machając wyciągniętą w górę ręką, prawie jak przedszkolak chcący zgłosić się do odpowiedzi.

Na to stwierdzenie wódz zmarszczył gniewnie brwi, Astrid mordowała wzrokiem autora tej błyskotliwej myśli, Śledzik wyciągnął powietrznę w wyniku niedowierzania i szoku, a bliźniaki przywaliły mu z łokcia w żebra, po obu stronach.
- Ale ja tylko żartowałem… - Powiedział cofając się o kilka kroków i podnosząc ręce w geście kapitulacji.

- Nawet my wiemy… - zaczęła mowę Szpadka.

- …że takich rzeczy nie należy mówić… - dokończył Mieczyk.

Spojrzałem na nich w szoku. Nigdy gdy byłem na Berk nie usłyszałem z ich ust niczego mądrego. Sądząc po minach pozostałych, nimi też to wstrząsneło. Ale czar prysł i wszystko wróciło do normy gdy usłyszeliśmy resztę wypowiedzi.

- … bo dziecko nawet wie, że takie rzeczy trzeba mówić za plecami i obgadywać tak żeby nie wiedzieli, że to ty.

- Właśnie! Dobrze mówisz siorka. Nigdy nie mów tego co możesz powiedzieć za plecami.

Zacząłem się śmiać, chyba wreszcie wracam do siebie po moim osobistym piekle. Na to wspomnienie zesztywniałem. Czas na pytania, a nie kłótnie.

- Tato - zacząłem niepewnie - co się stało z Berk? - Prawie wyszeptałem to pytanie.

Wszyscy w pokoju się spieli, a ojciec ciężko westchnął. To nie mogło wróżyć dobrze.

- Wyspa to jedna wielka ruina. Nic z niej nie zostało. - Powiedział wódz ze smutkiem.
Zamarłem słysząc te słowa.

Dzwoniło mi w uszach, a do oczy cisnęły się łzy. Jak to możliwe? Dom, tyle wspomnienień, domy, historia, tradycja. Wszystko przepadło. Dorobek kilkuset lat pracy, zostały na zawsze zniszczone i to przez jednego człowieka. Przestałem panować nad moim ciałem. Nie wiem nawet kiedy uderzyłem głową w podłogę.

Zapadła ciemność. Jedyne co do mnie docierało to przytłumione krzyki moich przyjaciół. Nie byłem wstanie rozróżnić pojedyńczych słów. Odpłynąłem.

Nagle wróciłem do rzeczywistości. Pomógł mi w tym kubeł zimnej wody, którą ktoś wylał na moją twarz. Odgarnąłem mokrą grzywkę z oczu i rozejrzałem się do okoła. Leżałem na jednym z łóżek, a wszyscy stali wokół mnie. Na policzkach poczułem ciepłe łzy.

- Czy to prawda? Naprawde nic tam nie ma?

- Niestety synu. Berk przestało istnieć

- Jeśli oni zniszczyli nasz dom to my odpłacimy tym samym.

- Gdyby to było możliwe. - Westchnął Stoik. - Najpierw musielibyśmy znać lokalizację, później mieć armię i na koniec jakąś broń. To wszystko potrwa wiele lat, jeśli w ogóle jest możliwe. Możemy nigdy nie znaleźć ich wyspy.

- Lokalizacje już mamy, armie też i to od razu wyposażoną, możemy ruszać nawet w przyszłym tygodniu.

- Jak się dowiedziałeś, gdzie leży ich baza? - Popytywał Śledzik.

- I o jaką armię ci chodzi? Tu nie ma żywego ducha - Dodał Smark szczęśliwy, że może mi wytknąć błędy.

- Mogę poprosić smoka, dzięki któremu uciekłem, by nas zaprowadził, a co do armii… - Nakazałem im gęstem dłoni by poszli za mną.

Wszyscy popatrzeli na mnie niepewnie, ale wyszli na dwór. Było już ciemno.

- I po co my tu przyszliśmy? Myślisz, że jak będziesz gapił się w ciemność to wyjdą z niej ludzie?

Ja tylko uśmiechnąłem się kpiąco. Wziąłem duży wdech, a następnie z moich ust wydobył się dźwięk przypominający gardłowe, głośne i lekko szpiczaste ,,a,,. Dźwięk ten słychać było na całej wyspie. Wszyscy odskoczyli ode mnie o krok i chcieli mnie zasypać gradem pytań, ale niestety nie mogli tego zrobić. Zatkało ich z wyrażenia lub strachu. Przed nami, ok. 10 metrów zaczęły zlatywać smoki. Nie 15 czy 20 ale prawie setka smoków. Wszystkie ciche, opanowane czekające na rozkaz.

- To wasza armia.

- Jak ty to… - Wypowiedź wodza przerwał ryk jednego ze smoków.

- Smoczątko co to za ludzie. - Odewała się samica ponocnika.

- Co ja ci mówiłem o tej nazwie?

- Że ci z nią słodko - Wyszczerzyła się.

Pokręciłem głową zrezygnowany. Nigdy nie wygrasz z kobietą.

- Jj - jak? - Śledzik zaczął się jąkać. - Ty z nimi rozmawiasz? Ale super? Jakie to uczucie? No wiesz jak mówisz tym warczeniem? Gilgocze cię w gardło albo…

Przetrwała mu reka wodza przed jego twarzą.

- Synu, chcę się upewnić, że dobrze zrozumiałem. Chcesz, poprosić smoki o pomoc w pomszczeniu Berk?

- Tak. Właśnie taki miałem zamiar.
- A zgodzą się?

- Zaraz zapytam.

Odwróciłem się w stronę smoków.

- Mam do was wszystkich ogromną prośbę. Czy pomożecie mi zemścić się na ludziach, którzy zniszczyli mój dom?

- Oczywiście - wyraziły swoje zdanie wszystkie smoki głośnym rykiem.

- A czy ci ludzie za tobą też są z twojego domu?
- Tak. To moja ostatnia rodzina.

- W takim razie przekaż, że my też jesteśmy ich rodziną i, że chętnie pomożemy wam się zemścić.

- Dziękuję.

Odwróciłem się do moich przyjaciół z uśmiechem.

- Pomogą. Uznali was za swoją rodzinę, więc będą walczyć do końca.

Wszyscy popatrzyli w szoku, ale nikt nie protestował ani nie komentował.
Cały następny tydzień wypełniony był przygotowaniami. Zbierano wszystkie smoki z okolicznych wysp, w kuźniach były wykuwane bronie dla jeźdźców i siodła by nie zlecieli, w czasie przelotu na teren wroga. Wszystkie smoki były szkolne w formację. W każdej formacji w miarę możliwości, były umieszczane smoki tylko z jednego gatunku. Dzięki temu możliwe były specjalistyczne ataki i podział obowiązków. Wikingowie oswajali się ze smokami. Ciężko by było żeby bali się swoich sojuszników. Cała wyspa szykowała się na ostatnie starcie. A wszystkim w głowach towarzyszyła jedna myśl; albo oni zginą, albo my. Z piekła nie ma powrotu…

Hybryda (Czkawka i Szczerbatek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz