Rozdział 8

22 2 0
                                    

*Rozdział pisany z perspektywy Michaela*

Nie spodziewałem się, że moja matka każe Lukowi wyjść. On przecież nic nie zrobił. Zresztą sam zachowałem się jak skończony idiota, chciał tylko dowiedzieć dlaczego to zrobiłem. Spanikowałem nie wiedziałem co robić, a nie wiem czy byłem gotowy powiedzieć mu o tym wszystkim co ostatnio się działo. 

Po chwili jak Luke opuścił nasz dom, w dusznym pomieszczeniu zapanowała cisza. Lecz mina mojej matki mówiła wszystko. Wiedziałem jak ostatnio przeżyła taki wyskok z mojej strony. Tylko obiecałem jej że już nigdy tego nie zrobię. Tą przysięgę złożyłem również ojcu i Pani Dowson, do której uczęszczałem na zajęcia przez około 4 miesięcy po ostatnim incydencie. Wiedziałem, że dzisiaj zawiodłem ich wszystkich. Tak bardzo tego żałuję.

Mama pomogła mi usiąść na łóżku na, którym jeszcze przed chwilą siedziała moja miłość, zamartwiając się co takiego robię i czemu znajduję w tak złym stanie psychicznym. Ze spokojem położyła rękę na moim kolanie i spojrzała w głąb moich wyblakłych zielonych, zalanych łzami oczu. Nie byłem taki jak inni i wiedziałem, że ten fakt wcale nie pomagał jej w moim wychowaniu. Wreszcie to ona pierwsza przerwała niezręczną ciszę, która wypełniała cały pokój od dobrych 10 minut.

- Michael..., dlaczego to zrobiłeś? - już chyba tysięczny raz słyszę to pytanie, i za każdym razem nie mam zielonego pojęcia co odpowiedzieć. Może to przez to że sam do końca nie wiem dlaczego to robię i czemu takie zachowanie miało by zapobiec. 

- Mam Cię zaskoczyć? - spytałem z obojętnością w głosie i brakiem chęci do życia.

- Było by miło gdybyś od czasu do czasu powiedział coś więcej niż "Nie wiem". - powiedziała w żartach aby chociaż trochę rozluźnić atmosferę wypełniającą cztery ściany pokryte plakatami i cytatami z piosenek. Zawszę starała się mnie rozśmieszać w tych najgorszych momentach, by chodź na chwilę zobaczyć nawet lekki uśmiech na twarzy "niedoszłego samobójcy" zwanego potocznie jej synem.  

- Czy to przez naszą poranną kłótnie? - zapytała zmartwiona.

- Może, ale nie tylko przez to. - mogłem tylko patrzeć jak z jej twarzy uciekają resztki radości, które zamieniają się z sekundy na sekundę w coś czego nie mogłem nigdy opisać. Może dlatego, że nigdy nie miałem dziecka, które po nocach tnie się żyletkami by odzyskać "spokój". 

- A powiesz mi przynajmniej przez co?  - mogłem tylko słyszeć jak jej głos załamuje się przy wypowiadanych słowach. Była przejęta, a w jej oczach lśnił blask napływających powili łez, które były ostatnią rzeczą na świecie jaką chciałem zobaczyć.

- Chodzi o tatę i naszą ostatnią rozmowę... - zacisnąłem mocniej usta, układając je w prosta linie.

- Mike, ale on to kiedyś zrozumie. Po prostu... daj mu czas. - powiedziała chcąc mnie przekonać, że wszystko będzie dobrze.

- Wiem ale po prostu nie wiedziałem, że tak zareaguje. - wyglądałem żałośnie jak 3 letnie rozpuszczone do szpiku kości dziecko, które nie dostało tego czego chciało. Ale to tylko dlatego, że oczekiwałem przynajmniej parę dobrych słów. Chciałem, żeby zrozumiał co czuję, co czuję do Luka.

- Skarbie na prawdę nie jest mu łatwo to zrozumieć. Też nie przypuszczałam takiej reakcji z jego strony. - jej głos było opanowany i już się nie załamywał. Nie chciała bez potrzeby podnosić głosu.

- Mamo...? - zapytałem niepewnie spoglądając w jej stronę z mieszanymi uczuciami.

- Tak Michael? - powtórzyła styl wypowiadanych słów przeze mnie.

- A Ty mnie akceptujesz? Takiego jakim jestem? - zmrużyłem powieki bojąc się odpowiedzi.

Uśmiech od razu pojawił się na jej twarzy, a jej odpowiedz wywołała ten sam grymas na moich ustach.

- Oczywiście Mike, jestem twoją matką byłabym chyba nie spełna rozumu nie akceptując twojego wyboru i orientacji. Kocham Cię takiego jaki jesteś Mike. Zawszę będę starała się Cię zrozumieć. - było widać, że nie kłamie, a jej wyznanie było szczere, wypełnione miłością i troską.

- Dziękuje Mamo też Cię kocham. - wpadłem w jej ramiona, ściskając z całej siły 

- Ale proszę Cię Michael nie rób już tego, widziałeś jak Luke się tym przejął. - to był bardzo dobry pomysł, miałem nadzieje że wypali.

- Boże LUKE, gdzie on jest muszę koniecznie z nim porozmawiać. - wyglądałam jak przerażona dziewczynka szukająca rodziców po dużym sklepie. Musiałem znaleźć mojego chłopaka i wszystko mu wyjaśnić.

- Kazałam mu wyjść więc pewnie jest w domu. - mojej mamie zrobiło się strasznie głupio przez to, że tak potraktowała Luka ale nie chciała żeby patrzył na mnie w takim stanie. 

- Dobrze, idę go poszukać. - powiedziałem zdeterminowany, chcąc jak najszybciej ukochaną osobę.

Rzuciłem tylko szybie pa i w trybie flash'a zbiegłem po schodach. Zdjąłem swoją kurtkę z wieszaka i naprędce zakładałem czarne glany wiązane już wyblakłymi czerwonymi sznurówkami.


Nasza tajemnica... *MUKE*Where stories live. Discover now