2

171 13 6
                                    

Obudził mnie huk wystrzału. Zdezorientowana usiadłam na łóżku. Kiedy rozejrzałam się po pokoju, spostrzegłam śpiącego obok mnie Boria. Śpiąc, wyglądał niezwykle uroczo. Z delikatnym uśmiechem, odgarnęłam mu włosy z czoła. Czy między nami do czegoś doszło? Miałam nadzieję, że nie. Znam Borie od dziecka, nie zrobił by czegoś takiego.
- Jak byłaś dzieckiem i śniłaś koszmary, przychodziłaś do mnie - usłyszałam głos Antka, mojego brata. Przeniosłam na niego wzrok. Stał, oparty o framugę, dzielącą kuchnię z salonem. Był wysokim szatynem o delikatnych, zielonych oczach.
- Teraz wolisz jakiegoś żyda - rzekł, patrząc na mnie uważnie.
- To mój przyjaciel. Spróbuj go zaakceptować - oznajmiłam. Antek zmierzył mnie krytykującym spojrzeniem.
- Nie rozumiesz, że on ściągnie na nas śmierć? Wiesz co nam grozi, jeśli będziemy chronić żyda? - zapytał, podnosząc głos. - Śmierć, rozstrzelanie przez Niemców. Tak chcesz skończyć?
Takie pytania zawsze wywoływały u mnie wyrzuty sumienia, ale nie tym razem.
- Czemu nie masz w sobie odrobiny empatii? - zapytałam cicho. Słysząc drugi huk, wstałam gwałtownie z łóżka i podeszłam do okna, bojąc się, tego co mogę zobaczyć. Odsłoniłam delikatnie firankę i spojrzałam na ulice. Pod ścianą jednego z budynków sąsiedniej kamienicy, stali ludzie. Kobiety z dziećmi oraz mężczyźni. Wszyscy ustawieni twarzą do muru. Dwie osoby na początku szeregu, leżały już na ziemi, a kawałek ściany przed nimi był zabrudzony ich krwią. Nieco dalej od nieszczęśników stali niemieccy żołnierze. Jeden z nich stał na przodzie, najbliżej swoich ofiar. Wyciągnął przed siebie dłoń, w której trzymał pewnie pistolet. To czwarta w tym tygodniu łapanka. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie przestają. Po chwili rozległ się huk wystrzału, a kolejna osoba osunęła się na ziemię. Zakryłam usta, chcąc nie wydać z siebie krzyku. Poczułam, jak Antek otula mnie swoimi ramionami. Przeniosłam wzrok na jego oczy.
- Właśnie przed tym chcę cię uchronić - szepnął, całując mnie w czoło. Zamknęłam oczy, słysząc kolejny strzał.
- To mój przyjaciel - wyszeptałam - Stracił rodzinę. Chcę mu pomóc - Antek słysząc to, co powiedziałam westchnął.
- Nie myśl, że zaakceptuje - oświadczył, a ja uznałam to za zgodę, aby Bori został u nas.
- Nie pakuj się w tarapaty, Izka - poprosił, po chwili milczenia. Uśmiechnęłam się słabo.
- Wiesz, że nie mogę stać bezczynnie. Nie jestem tobą - mruknęłam, przytulając się do niego. Antek wyznawał zasadę: „bądź miły dla Niemca a on cię nie rozstrzeli”. Ja byłam kompletnie przeciwna tej tezie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał, wyraźnie urażony moją wcześniejszą wypowiedzią. - Ja staram się nas chronić, kiedy ty biegasz po Warszawie, bawiąc się w bohatera. Dorośnij, Iza. To wojna, nie zabawa na podwórku - oznajmił, nieco szorstkim tonem. Te same słowa wypowiedział nasz tata, gdy wychodził z domu. Pamiętam jego ton głosu, kiedy mówił: „nie angażujcie się. Wojna to nie zabawa dla małych dzieci”. Miał rację, ale w tych okolicznościach nawet małe dzieci były zabijane tylko z powodu swojego pochodzenia. Na takie zachowania, nikt o zdrowych zmysłach nie będzie patrzył spokojnie. Nie zamierzałam się już bać. Chciałam chronić bliską mi osobę.
- Przecież ja nie prowadzę wojny, braciszku. Staram się przeżyć, podobnie jak ty. Z tą różnicą, że postanowiłam wziąć ze sobą dodatkowy balast na drogę - mówiąc to, uśmiechnęłam się do niego.

Sanitariuszka.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz