Obudził mnie huk wystrzału. Zdezorientowana usiadłam na łóżku. Kiedy rozejrzałam się po pokoju, spostrzegłam śpiącego obok mnie Boria. Śpiąc, wyglądał niezwykle uroczo. Z delikatnym uśmiechem, odgarnęłam mu włosy z czoła. Czy między nami do czegoś doszło? Miałam nadzieję, że nie. Znam Borie od dziecka, nie zrobił by czegoś takiego.
- Jak byłaś dzieckiem i śniłaś koszmary, przychodziłaś do mnie - usłyszałam głos Antka, mojego brata. Przeniosłam na niego wzrok. Stał, oparty o framugę, dzielącą kuchnię z salonem. Był wysokim szatynem o delikatnych, zielonych oczach.
- Teraz wolisz jakiegoś żyda - rzekł, patrząc na mnie uważnie.
- To mój przyjaciel. Spróbuj go zaakceptować - oznajmiłam. Antek zmierzył mnie krytykującym spojrzeniem.
- Nie rozumiesz, że on ściągnie na nas śmierć? Wiesz co nam grozi, jeśli będziemy chronić żyda? - zapytał, podnosząc głos. - Śmierć, rozstrzelanie przez Niemców. Tak chcesz skończyć?
Takie pytania zawsze wywoływały u mnie wyrzuty sumienia, ale nie tym razem.
- Czemu nie masz w sobie odrobiny empatii? - zapytałam cicho. Słysząc drugi huk, wstałam gwałtownie z łóżka i podeszłam do okna, bojąc się, tego co mogę zobaczyć. Odsłoniłam delikatnie firankę i spojrzałam na ulice. Pod ścianą jednego z budynków sąsiedniej kamienicy, stali ludzie. Kobiety z dziećmi oraz mężczyźni. Wszyscy ustawieni twarzą do muru. Dwie osoby na początku szeregu, leżały już na ziemi, a kawałek ściany przed nimi był zabrudzony ich krwią. Nieco dalej od nieszczęśników stali niemieccy żołnierze. Jeden z nich stał na przodzie, najbliżej swoich ofiar. Wyciągnął przed siebie dłoń, w której trzymał pewnie pistolet. To czwarta w tym tygodniu łapanka. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie przestają. Po chwili rozległ się huk wystrzału, a kolejna osoba osunęła się na ziemię. Zakryłam usta, chcąc nie wydać z siebie krzyku. Poczułam, jak Antek otula mnie swoimi ramionami. Przeniosłam wzrok na jego oczy.
- Właśnie przed tym chcę cię uchronić - szepnął, całując mnie w czoło. Zamknęłam oczy, słysząc kolejny strzał.
- To mój przyjaciel - wyszeptałam - Stracił rodzinę. Chcę mu pomóc - Antek słysząc to, co powiedziałam westchnął.
- Nie myśl, że zaakceptuje - oświadczył, a ja uznałam to za zgodę, aby Bori został u nas.
- Nie pakuj się w tarapaty, Izka - poprosił, po chwili milczenia. Uśmiechnęłam się słabo.
- Wiesz, że nie mogę stać bezczynnie. Nie jestem tobą - mruknęłam, przytulając się do niego. Antek wyznawał zasadę: „bądź miły dla Niemca a on cię nie rozstrzeli”. Ja byłam kompletnie przeciwna tej tezie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał, wyraźnie urażony moją wcześniejszą wypowiedzią. - Ja staram się nas chronić, kiedy ty biegasz po Warszawie, bawiąc się w bohatera. Dorośnij, Iza. To wojna, nie zabawa na podwórku - oznajmił, nieco szorstkim tonem. Te same słowa wypowiedział nasz tata, gdy wychodził z domu. Pamiętam jego ton głosu, kiedy mówił: „nie angażujcie się. Wojna to nie zabawa dla małych dzieci”. Miał rację, ale w tych okolicznościach nawet małe dzieci były zabijane tylko z powodu swojego pochodzenia. Na takie zachowania, nikt o zdrowych zmysłach nie będzie patrzył spokojnie. Nie zamierzałam się już bać. Chciałam chronić bliską mi osobę.
- Przecież ja nie prowadzę wojny, braciszku. Staram się przeżyć, podobnie jak ty. Z tą różnicą, że postanowiłam wziąć ze sobą dodatkowy balast na drogę - mówiąc to, uśmiechnęłam się do niego.
CZYTASZ
Sanitariuszka.
Historical Fiction-Nie wiedziałam, że przyjdzie mi dorosnąć tak szybko. Chciałabym cofnąć czas, wtedy wyjechali byśmy. Nasze rodziny były by bezpieczne. Teraz każdego dnia boje się, że nas znajdą. Nie boję się być rozstrzelana, boje się co stanie się z tobą. Gdy by z...