Nad ranem wracałam z Borią do domu. On niósł mnie na rękach, choć mówiłam mu, że mogę iść sama. Rana na łydce nie była aż tak głęboka, będę chodzić. Przed naszą kamienicą dostrzegłam Antka. Błąkał się na ulicy, zaczepiając przypadkowych przechodniów, zadając jakieś pytania, widać było, jak bardzo jest zdenerwowany. Kiedy nas dostrzegł, podbiegł z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy.
- Iza!- krzyknął i wziął mnie w swoje ramiona. - Myślałem, że umarłaś!
- Nie martw się. Jeszcze mi do tego daleko. Nie śpieszy mi się na tamten świat.- odparłam i objęłam go.
- Ty- Antek skierował gniewny wzrok na Borie. - Coś jej zrobił? - chłopak wydał się zmieszany i przerażony całą sytuacją.
- Antek nie. - odsunęłam się od brata. - Boris uratował mi życie. Jestem jego dłużniczką. Nie odważysz się nigdy więcej o cokolwiek go oskarżać. - w tej chwili byłam śmiertelnie poważna. Antek spojrzał na mnie potem na Borie.
- Rób, co chcesz, ale pamiętaj przetrzymywanie Żyda -wskazał na Borie -nigdy nam, nie przyniesie nic dobrego.
- Nie oczekuje tego. Oczekuje pomocy z twojej strony. - szach mat. Teraz ja wywoływałam u brata wyrzuty sumienia. On spuścił głowę i ruszył dalej ulicą Warszawy.
- Powinnaś za nim iść.- powiedział Boria. Zaprzeczyłam ruchem głowy. Kuśtykając, weszłam do naszego mieszkania. Spojrzałam na mamę, siedziała na krześle w kuchni. Nawet nie zauważyła, kiedy weszliśmy do domu. Kucnęłam przed nią, dotknęłam delikatnie jej policzka.
-Mamo już jestem.- powiedziałam, lecz kobieta nie reagowała. Jej oczy były puste, straciły jakikolwiek blask. Bezsłowa podniosłam się i przeszłam do sypialni.
- Czyli to jest to uczucie, gdy zostajesz sam. -powiedziałam. Nie wiedziałam co mam robić w tej sytuacji. Zdałam sobie sprawę, że moja lekkomyślność może odcisnąć na nich aż takie piętno. Westchnęłam.
-Iza nie jesteś sama. Masz mnie. Stanąłbym przy tobie, nawet gdyby celował do ciebie czołg.- powiedział. Wydawało mi się, że nie rozumiem sensu tych słów. Albo to ja byłam za młoda, by to zrozumieć. Nie odpowiedziałam nic, Boria podszedł do mnie, kucnął. Spojrzałam mu w oczy. Chłopak uśmiechnął się i delikatnie złączył nasz usta. Moją twarz wymalowało zdziwienie, jednak szybko zniknęło. Już po chwili delektowałam się tą chwilą. Kiedy się od siebie odsunęliśmy, spojrzałam chłopakowi jego cudne brązowe oczy.
- Przepraszam. - powiedział. Czyli tego nie chciał? Podniosłam się.
-Zrozumiałam. - odparłam łagodnie. Rozumiałam to na prawdę. - Muszę iść. Ewa ma mi udzielać lekcji matematyki.
- Nie pójdzie nigdzie sama, w tym stanie. - odparł Boria poważnie.
- Ona mieszka na tym samym piętrze. - odparłam. Z uśmiechem pogłaskałam go po policzku.
- Uważaj na siebie. - powiedział. Przeszłam do sypialni, zabrałam odpowiednie książki. W tych czasach trudno było o naukę w szkole, więc organizowaliśmy lekcje sami. Ewa Beniuszka mieszkała w tej samej kamienicy pewnego dnia, gdy ją zaczepiłam na klatce, zgodziła się udzielać mi lekcji za niewielką kwotę pieniężną. Dziewczyna była uroczą blondynką starszą ode mnie o dwa lata. Ewa pochodziła z dobrej rodziny. Lubiłam prowadzić z nią rozmowy na wszystkie tematy, była inna niż wszyscy. Rozumiała, dlaczego ukrywam żyda. Wyszłam z domu, przeszłam kawałek i stanęłam przed drzwiami mieszkania państwa Beniuszków. Zapukałam delikatnie. Drzwi otworzyła mi Pani Maria -mama Ewy.-Izabela jak miło cię widzieć.- powiedziała i gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Mieszkanko było przytulne i ładnie urządzone jak na tamtejsze czasy. -Ewa jest w swoim pokoju. Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuje. -weszłam do pokoju dziewczyny. Czytała jakąś książkę na swoim łóżku.
-Hej Ewa. Przyszła na naukę. - powiedziałam z uśmiechem.
- Hej Iza. Siadaj, gdzie chcesz, a ja napisze ci jakieś równie. - odparła. Spojrzałam na książkę, z której wystawał jakiś papier. Zaciekawiona wyciągnęłam go delikatnie. Czarny kawałek papieru z czerwonym rysunkiem litery „P.” połączonej w kotwicą. Znałam ten znak — Polska Walcząca. I napis: „Polsko powstań do walki!” Spojrzałam na Ewe zdziwiona.
- Iza wytłumaczę ci to- odparła, odbierając ode mnie ulotkę. Podeszłam do drzwi, zamykając je dokładnie. - Jestem w konspiracji to taka orgaaznizajca do walki z Niemcami. Dokładnie nazywa się to AK.
- Armia Krajowa- odparłam niedowierzająca w to, co słyszę.
- Tak. - odparła Ewa. - Iza proszę, nie mów nikomu. Jeśli chcesz, mogę cię w to wkręcić. -spojrzałam na nią. Za konspiracje grozi kara śmierci. Pokręciłam głową. - Zastanów się. Robimy to dla Polski, naszych rodaków, niewinnych istnień, które zostały zgładzone z ręki tych potworów. - dodała. Wyszłam z jej pokoju. Pożegnałam się z jej rodziną. Postanowiłam nikomu o tym nie mówić. Potem jeszcze kilka razy spotkałam Ewkę. Dużo myślałam o tym, co powiedziała. „Robimy to dla Polski, naszych rodaków, niewinnych istnień, które zostały zgładzone ręki tych potworów” Zaczynałam odczuwać patriotyczną oraz moralną potrzebę ratowania naszego kraju i ginących za swoje pochodzenie. Parę dni później, gdy spotkałam Ewe, podeszłam do niej. Wiedziałam już, jak muszę postąpić.
- Chce robić to, co ty.- powiedziałam.
- Iza jesteś pewna? Możesz zginąć twoja rodzina też. -ostrzegła mnie. W tamtym momencie nie zdawał sobie sprawy ze znaczenia tych słów.
- Jestem pewna. Chce walczyć o Polskę. - postanowiłam uratować mój kraj i Boirę.
CZYTASZ
Sanitariuszka.
Historical Fiction-Nie wiedziałam, że przyjdzie mi dorosnąć tak szybko. Chciałabym cofnąć czas, wtedy wyjechali byśmy. Nasze rodziny były by bezpieczne. Teraz każdego dnia boje się, że nas znajdą. Nie boję się być rozstrzelana, boje się co stanie się z tobą. Gdy by z...