Życie w okupowanej Warszawie nie było łatwe. Z czasem zabrakło nam jedzenia. W tych czasach wyżywienie czwórki osób było istnym cudem. Antek zapisał się na roboty tylko by zdobyć dla nas jedzenie. Wydawało mi się, że jego nienawiśc do Bori troche zmalała. A Boria? Ciągle twierdzi, że długo już u nas nie zabawi, ale ja wiem swoje. Przyzwyczaił się już do mojej rodziny, mogę rzec, że stał się jej częścią. Każdego dnia modliłam się by wojna się skończyła, by było jak dawniej. Chce znów iść nad Wisłę z przyjaciółmi, piec kiełbaski i słuchać jak Boria gra na gitarze. Chciałabym cofnąć się do momentu gdy go poznałam. Pamiętam, że to był maj, Warszawa tętniła życiem. Moja mama prowadziła wtedy kwiaciarnię, najlepszą w całej Warszawie. Tamtego dnia miała specjalne zamówienie. Do bukietu z róż zabrakło jej czerwonej wstążki, więc musiałam biec do domu i wtedy na niego wpadłam. Rzucił kilka zabawnych uwag na temat mojego pośpiechu, po czym zaoferował, że odprowadzi mnie do domu. Pamiętam jego słowa: " Wole być pewny, że już na nikogo nie wpadniesz." Potem gdy byłam już w kwiaciarni, on przyszedł i kupił czerwoną róze, specjalnie dla mnie. Czułam wtedy, że to może być to uczucie. Uczucie, którym mama pałała do taty. Potem spotykaliśmy się już w większym gronie, z naszymi znajomymi. To były piękne czasy, które dawno już zniknęły. Spojrzałam na mamę, która szukała czegoś w szafie. Poczułam ukłucie w sercu, gdy wyciągnęła mundur taty. Patrzyłam na nią wielkimi oczami.
- Iza, idź na rynek i sprzedaj to.- powiedziała bez uczuć.
Sprzedac? Pamiatkę po tacie?
- Ale tacie się przyda jak wróci.- powedziałam. Dalej w to wierzyłam.
- On już nie wróci. - powiedziała kobieta.
- Jak możesz tak mówić?- podeszłam do niej i odebrałam jej mundur, a potem z szacunkiem powiesiłam go na wieszaku. -Nie masz prawa go dotykać. To własność taty, a on wróci do nas. Przecież nas kocha. - powiedziałam. Kobieta spojrzałam na mnie i znikła w sypialni.
- Mama ma racje on już nie wróci. - powiedział Antek. Boria podniósł się z kanpy i przeszedł do kuchni.
- Wcale nie. - zaprzeczyłam.
-Iza dalej w to wierzysz? Zginął na wojnie, widziałaś listy. -Spojrzałam bratu w oczy. Możliwość śmierć ojca docierała do mnie coraz mocniej. Zacisnelam powieki czując jak łzy napływają mi do oczu. Pokręciłam energicznie głową. - Izabela -Antek położył dłoń na moim ramieniu. Odtrąciłam go i wybiegłam z domu. Słyszałam jak wykrzykują moje imię. Wybiegłam z kamienicy i ulicą ruszyłam na obrzeża miasta. Biegłam i biegłam, aż moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłam na chodnik. Podniosłam się szybko i ponowiłam poprzednią czynność. Dlaczego akurat my? Dlaczego Warszawa? Zwolniłam trochę kroku, czułam jak pali mnie w klatce piersiowej.
- Iza!- usłyszałam za sobą czyjś głos.
Odwróciłam się. Boria wyglądał na równie zmęczonego co ja.
-Wracaj do domu. Tu nie jest bezpiecznie. - powiedziałam z troską. Otarłam szybko swoje policzki.
-Izabel wracaj ze mną - powiedział. Podszedł do mnie. - albo nie. Chodź.
Chłopak złapał mnię za ręke i pociągnął za sobą. Ciekawiło mnie gdzie idziemy. Nawet się nie opierałam było mi już wszystko jedno.
-To było nieodpowiedzialne z twojej strony.- powiedział. - Co jakby Niemcy cię złapali?
- To bym umarła. - odparłam swobodnie, chyba aż za bardzo. Boria stanął i spojrzał na mnie. Widziałam ból w jego oczach. - Boria, ja nie chciałam.
- Iza zastanów się co wtedy byśmy czuli. Ja, Antek, twoja mama. Myślisz, że żylibyśmy normalnie? Nie. Po czymś takim nie da się żyć normalnie. - czułam wyrzuty sumienia. Niespodziewanie wtuliłam się w niego. Było mi tak bardzo wstyd.
-Przepraszam- szepnałam cicho. Boria pogłaskał mnie po głowie. - nie myślałam nigdy o tym. Tak mi wstyd.- wyszeptałam. Poczułam jak Boria się spina. - Co sie dzieje ?- spojrzałam mu w oczy. Chłopak pociagnał mnie za ramie w jakąś ciemną uliczkę. Spojrzałam na niego pytająco.
- Niemcy. -odparł cicho. Poczułam jak robi mi się duszno. Wtuliłam się w niego mocniej. Jak go zobaczą to umrzemy obydwoje. Nie kontrolowałam nawet tego jak zaczeła cicho jęczęć z strachu. - Cichutko, Izuś. - usłyszałam szepty Bori. Uspokoiłam się trochę. Wydawało mi się, że Niemcy zaraz nas znajdą, wyciągną na ulice i zastrzelą. Sekundy dłużyły się jak godziny. Wkońcu Boria nie wytrzymał, złapał mnie za ręke i pociągnął w głąb uliczki. Słyszalam za sobą jakieś zamieszanie, Niemcy na pewno nas zauważyli. Biegłam za Borią, kurczowo trzymając się jego dłoni. Z tyłu dobiegały mnie niemieckie okrzyki. Potem usłyszałam strzał. Bałam się, że trafi któreś z nas. Dopiero po chwili poczułam rozrywający ból w prawej nodze, dokładnie w okolicach łydki. Upadłam na ziemie z głośnym jękiem. Boria zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- Iza. - powiedział. Kucnął przy mnie, patrząc na moją ranę. Spojrzałam na niego zdesperowanym wzrokiem.
- Boria, błagam nie zostawiaj mnie tu. - powiedziałam zapłakana. Chłopak wziął mnie na ręce i zaczął biec przed siebie.
- Nigdy cię nie zostawię. - wyszeptał mi do ucha.
Po kilku minutach biegu znalezliśmy się w potrzasku. Koniec ulicy wydzielał wysoki mur. Spojrzałam na Borie wydawał się zagubiony. Niemieckie okrzyki stawały się coraz głośniejsze. Jedynym wyjściem z tej sytuacji było przeskoczenie muru.
- Boria uciekaj. Nie przejmuj się mną.- powiedziałam. Chciałam by to on był bezpieczny. - Boria
- Nie- przerwał mi. -nie zostawie cię tutaj ku uciesze Niemców. - powiedział poważnym głosem. Niedaleko od nas leżała drewniana szkrzynka, Boria wspiął się na nią. - Iza ufasz mi?- zdziwiło mnie jego pytanie, popatrzyłam na niego i skinąłam głową. Boria nachylił się delikatnie i złączył nasze usta w pocałunek. Potem jakimś cudem znalazłam się po drugiej stronie muru.
- Boria?- spytałam przerażona. Po chwili chłopak stanął obok mnie. Spojrzałam na niego z ulgą.
- W porządku?- spytał kucając przy mnie. Usłyszałqm dźwięk otwieranych drzwi, spojrzałam przed siebie. Znalezliśmy się na tyłach małej kamienicy. Tylnimi drzwiami właśnie wyszedł młody chłopaka. Spojrzał na nas.
-Izka ? Boris? Co wy tu do cholery robicie?- spytał zdenerwowany. Przyjrzałam mu się uważnie. Blond włosy, niebieskie oczy, idealna szczęka.
- Kazimierz - powiedziałam cichym uradowanym głosem. - prosze pomusz nam.
- Nie mogę ukrywać Żyda. Dobrze o tym wiecie.- powiedział i skrzyżował rece na klatce piersiowej. Zdiwila mnie jego postawa. W tych czasach nie mogłam ufać nikomu, ale to nasz przyjaciel.
- To zabierz Ize jest ranna- powiedział Boria. - Polak Polce nie pomoże?- Kazimierz długo się zastanawiał aż w końcu powiedział, że obydwoje możemy wejść. Jego rodzina przyjeła nas bardzo miło. Jego mama opatrzyła mi nogę i pozwoliła nam przenocować w ich domu. Spaliśmy na podłodze w salonie. Przytulona do Bori, rozmyślałam czemu chłopak nie ratował sam siebie. Okryłam go lepiej kocem i położyłam swoją głowe na jego klatce piersiowej. Czułam jak jego serce bije spokojnie. Gdyby nagle przestało bić, dla mnie była by to największa tragedia.
CZYTASZ
Sanitariuszka.
Historical Fiction-Nie wiedziałam, że przyjdzie mi dorosnąć tak szybko. Chciałabym cofnąć czas, wtedy wyjechali byśmy. Nasze rodziny były by bezpieczne. Teraz każdego dnia boje się, że nas znajdą. Nie boję się być rozstrzelana, boje się co stanie się z tobą. Gdy by z...