2.

829 93 27
                                    

Dojechałem za nim pod jakiś budynek. Nigdy nie byłem w tej części miasta, ale nie wyglądała za ciekawie. Wszędzie obdrapane z tynku ściany chroniących się przed zawaleniem domków jednorodzinnych. A przy ogromnym parkingu stała jakaś dziwna i podejrzana instytucja, do której właśnie wchodził blondyn.

Poczekałem aż wejdzie do środka. Kiedy po pięciu minutach z niego nie wyszedł, wysiadłem z Audi i ruszyłem w jego kierunku. Otworzyłem szklane drzwi i znalazłem się w jakiejś recepcji. Wszystko wyglądało jak w szpitalu.

Za biurkiem siedziała niska rudowłosa kobieta w okularach jak John Lennon. Nigdy nie uważałem, że Niemki są ładne i ta oto pani była tego żywym przykładem. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się sztucznie i wróciła do układania pasjansa na komputerze z pół wieku starszym od niej.

- Umm... Przepraszam - odezwałem się. Spojrzała na mnie spod grubych szkieł.

- Nic się nie stało - odpowiedziała i wróciła do kart.

Zaczynałem czuć, jak napinają mi się wszytkie mięśnie. Starałem się ukryć moje zdenerwowanie, żeby nie dać jej satysfakcji. Nagle koło mnie pojawiła się grupka małych dzieci.

- Pani Beato, my wychodzimy tylko do sklepu - powiedział jeden. Recepcjonistka wyszła do nich zza lady, a ja skorzystałem z okazji i wymnknąłem się wgłąb budynku.

Na ścianach korytarza, którym szedłem znajdowały się dziecięce rysunki i prace manualne. Dostrzegłem wielki napis na kolenych drzwiach "Przedszkole", skąd usłyszałem śmiechy. Zacząłem iść w tamtą stronę, gdy nagle poczułem jak ktoś mnie mocno łapie na ramię. Odwróciłem się i ujrzałem tą samą kobietę.

- Wpuściłam pana? Co pan tu do cholery robi? - spytała poirytowana.

- Gdzie? 

- No, w naszym domu dziecka! Proszę stąd wyjść! - zaprowadziła mnie do wyjścia.

Gdy stanąłem na prawie pustym parkingu, zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać. Bo co niby taki buc i prostak jak Wellinger miałby robić w domu dziecka? Obejrzałem tabliczkę obok zielonego napisu "WEJŚCIE", która wcześniej mi umknęła.

"Publiczny dom dziecka z oddziałami przedszkolnymi w Ruhpolding zafinansowany ze środków dotacji unijnych"

Co tam do cholery robi Andreas? Zacząłem powoli iść w stronę samochodu, myśląc jak mam to rozumieć. Czyżby szukał sobie młodych ofiar do masowych zbrodni? A może zrobił bachora jakiejś fance i teraz ma wyrzuty sumienia? Zaraz... On nawet nie wie co to są wyrzuty sumienia czy przysłowiowy "żal za grzechy". On nie ma sumienia...

Jak siedziałem w samochodzie, wyszedł z budynku. Zatrzymał się kilka metrów od mojego Audi i rozglądał się, jakby się upewniał czy nikt go nie śledzi. Wtedy spojrzał na mnie. Stał zaskoczony, a gdy zrozumiał, kto siedzi za kółkiem, zaczął się zbliżać.

Trzęsącymi się dłońmi przekręciłem kluczyk w stacyjce i odjechałem przed jawnym wyrokiem śmierci. Jak ja mu to wytłumaczę? Czy w ogóle będę miał taką możliwość zanim mnie dopadnie?

Deine Andere Seite / LellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz