ROZDZIAŁ 6

59 4 1
                                    

Kolejny, zwyczajny dzień w porcie Royal. Ludzie przechodzili przez uliczki w mieście, czasami sprawiając wrażenie zupełnie nieprzejmujących się faktem, iż gdzieś, w tłumie powolnych mieszkańców może być ktoś, kto pragnie szybkiego dotarcia do swojego celu. Willowi może i by to nie przeszkadzało, gdyby na swej drodze spotykał ludzi trudących się przenoszeniem cięższych towarów, lecz kiedy widział przed sobą grupy spokojnie chadzających dam oraz dżentelmenów miał ochotę staranować wszystkich na swej drodze i w końcu dotrzeć do swojego miejsca pracy. Nawet po latach, spędzonych na nawiedzonej łajbie, pod powierzchnią morza, w jego umyśle zachowały się zasady zachowania na lądzie.
Po kilku dłuższych chwilach, były pirat w końcu dotarł do kamienicy, w ktorej znajdowała się jego pracownia. Na moment przed wejściem do budynku zatrzymał się i z dumą spojrzał na szyld, wiszący nad drzwiami. Po śmierci pana Browna, starego mentora Willa, warsztat pozostał pusty. Turner, po swoim powrocie do normalności od razu postanowił wykupić pracownię i otworzyć w Porcie Royal nową usługę. Jego syn okazał się niezwykle pomocny. Doceniał każdy spędzony z nim dzień, czy to w pracy, czy poza nią. Uśmiechnął się pod nosem i wszedł do "Warsztatu Turnerów".
Zaraz po otwarciu drzwi przywitał go Henry, zajmujący się właśnie podgrzewaniem pieca.

-Witaj, ojcze! - powiedział chlopak, odrywając się na chwilę od pracy - Znowu trafiłeś na godziny szczytu?

-Jak zawsze - odpowiedział Will, uśmiechając się do syna - Godziny szczytu panują tu praktycznie zawsze! - kontynuował.

I tu miał rację. W ciepłe, słoneczne dni, takie jak ten, ludzie bez przerwy prowadzili powolne spacery. Właśnie takie, których to Will nie znosił najbardziej.

-No dobrze, Henry. Dostałeś jakieś nowe zlecenia?

-Dzisiaj nie. Ale mamy jeszcze kilka zamówień z zeszłego tygodnia.

William spojrzał na listę, którą wręczył mu jego syn. Po krótkich oględzinach stwierdził:

-Nic, z czym mielibyśmy problem. Trzeba bedzie jeszcze pozapełniać luki w asortymencie. Przynajmniej mamy zajęcie na resztę tygodnia. Zajmij się piecem i przygotuj wszystko do przetopienia żelaza. Ja w tym czasie spiszę braki.

-Tak jest, ojcze - odpowiedział młodzieniec.

Will jeszcze raz spojrzał na syna, po czym poszedł przeliczać wykonane przez nich towary oraz przedmioty, potrzebne do ich produkcji. Miał chwilę, by zastanowić się nad swoją sytuacją. W czasie kilku ostatnich miesięcy miewał momenty, które poswiecał na przemyślenia. Tak dotąd spędzał większość czasu, na pokładzie "Holendra" nie miał zbyt wiele do roboty, szczególnie po powrocie do świata żywych, gdzie praktycznie cały czas spędzał na przesiadywaniu pod powierzchnią wód Portu Royal.
Teraz jednak trwał on w sytuacji, w jakiej pragnął być od blisko dwudziestu lat. Mimo to jednak... czuł pewien niedosyt. Oczywiscie, niesamowicie cieszył się z powrotu do normalności, rodziny, jednak czegoś mu brakowało... Wszakże nadal pozostał częścią przeklętej łajby. Nie była to jednak wina klątwy nałożonej na niego przez Calipso. Została ona przerwana dzięki Henry'emu. Coz wiec mogło to być?

Piraci z Karaibów. Ostatni SkokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz