Stałem przed jakąś kobietą. Pasowała idealnie do opisu Amandy jaki przedstawiła mi Ada. Tak, to na pewno była ona.
— Mówisz, że chcesz przystąpiąpić do strażników, tak? — spytała, dziwnie znajomym głosem.
— Tak.
— Moi strażnicy mówią coś innego. Twierdzą, że byłeś chuliganem i sami postanowili ciebie wcielić. — Jej głos był władczy i przerażający.
—Przysięgam, że moja wersja jest prawdziwa! — Gdyby nie chodziło o moje życie, pewnie przystałbym na wersji strażników.
— Coż, i tak nie mam ochoty na zabijanie — stwierdziła cicho, chyba do siebie, kobieta. Pewnie myślała, że ja jej nie słyszałem — W takim razie będziesz pracował jako strażnik w więzieniu, akurat brakuje mi kilku. Ale przed tym musisz złożyć przysięgę.
Nie chciałem tego robić, ale w końcu postanowiłem, że inaczej nie dostanę się do mojej matki. Powtórzyłem przysięgę, a Amanda wypowiedziała jakieś niezrozumiałe słowo. Następnie strażnicy zaprowadzili mnie do jakiegoś pomieszczenia. Powiedzieli coś o przebraniu się. Szybko założyłem ubrania strażników i gdy miałem wyjść usłyszałem rozmowę wartowników, którzy mnie tutaj przyprowadzili.
— Postawimy go na celi tej niemowy — zdecydowanie był to strażnik, który złapał mnie w gospodzie.
— A nie przejdzie szkolenia? — spytał drugi, nie był to ten młody z gospody, ale inny.
— Nasza Pani wynalazła nowy sposób na szkolenie. Wystarczy, że złożył przysięgę, a będzie wiedział co robić w każdej sytuacji — odparł dumnie wartownik, tak jak gdyby była to jego zasługa. W końcu postanowiłem wyjść, zaraz po tym stałem przed celą „niemowy”, jak nazywali ją strażnicy. Nie wiedziałem kto to, bo siedziała daleko od drzwi więzienia.
***
Dlaczego nie mogłam bardziej uważać? Gdyby nie moje roztargnienie byłabym w lepszej sytuacji.
Siedziałam na podłodze, rozmyślając. Myślałam jak wyrwać się z celi. W końcu zrezygnowana odpuściłam. Patrzyłam się na przeciwległą ścianę. Widziałam każdą jej nierówność. Każdą białą freskę, narysowaną przez kogoś, kto zdecydowanie miał talent do tego...
Zaraz. Co? Wstałam i przejechałam ręką po białym śladzie. To był mój rysunek, ten, który przedstawiał Aire. Byłam w tej samej celi, co wcześniej. Ale gdzie Alfred i Sara? Dlaczego ich tu nie ma?
Przez głowę przebiegła mi straszna myśl. Czy oni...? To mogłaby być kara za bunt. A jeśli Sara nie żyje? Sara, Alfred i Aire? Po co w takim razie tu wróciłam?
— Dlaczego to wszystko musi być pogmatwane? Dlaczego to mnie musiało to spotkać? — Te dwa pytania wypowiedziałam na głos wzdychając ciężko. Byłam zmęczona, ale z drugiej strony nie chciałam zasypiać. W końcu postanowiłam się przespać.
Obudziłam mnie czyjś głos. Usiadłam i spojrzałam w stronę źródła dźwięku. W drzwiach do celi stał strażnik. Mężczyzna podszedł do mnie i brutalnie dźwignął mnie na nogi. Zaraz potem byłam ciągnięta przez korytarz. Nieprzytomnym wzrokiem rozglądałam się dookoła, nadal byłam zmęczona. Niespodziewanie zobaczyłam znajomą twarz. Od razu przemęczenie znikło.
— Aleks? — szepłam cicho tak, że tylko ja siebie usłyszałam. Niedaleko przed jedną z cel stał Aleks w stroju strażnika. Jak? Zaraz po tym chłopak także mnie rozpoznał, bo spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
— Em... Ja miałem przejąć więźnia — z jego ust wydobyło się niepewnie wypowiedziane zdanie.
— Dostałem od dowództwa nakaz eksportowania jej do naszej Pani — nie ustąpił strażnik prowadzący mnie — Nie mogę tak po prostu dać ci jej! Jesteś nowym strażnikiem, który nie ma doświadczenia. Ona jest niebezpieczna.
— Nie wiem czy nasza Pani będzie zadowolona, gdy dowie się, że ktoś zlekceważył jej rozkaz — odezwał się, tym razem pewniej, Aleks.
— Ale ona jest od ciebie wyższa! Nie masz doświadczenia — nadal upierał się przy swoim wartownik.
— Dobrze, ale nie zdziw się jak nasza Pani wymierzy dla ciebie karę. — To przekonało strażnika trzymającego mnie. Od razu związał moje ręce sznurem i przekazał mnie Aleksowi. Przez całą ich rozmowę nawet nie pisnęłam słówka. Dopiero gdy strażnik odszedł, a my oddaliliśmy się zaczęłam mówić.
— Skąd się tu wziąłeś? — syknęłam do niego cicho.
— Chcę uratować matkę — stwierdził Aleks, idąc dalej. Dlaczego nie chciał mnie wypuścić?
— Przebierając się za strażnika? — spytałam sarkastycznie.
— Przynajmniej to lepsze niż siedzienie w celi jako więzień!
Tym zdaniem mnie zgasił. Faktycznie on coś osiągnął, a ja? Gdyby nie on nie wiem jak skończyła by się moja wizyta u Amandy.
— Rozwiążesz mnie chociaż? — byłam zdenerwowana, sznur wbijał mi się w nadgarstki dosyć mocno.
— Nie. — Tylko usłyszałam z jego ust.
— W takim razie po co mnie przejmowałeś od tamtego strażnika?! — To naprawdę zaczynało się robić wkurzające. W jednej chwili stanęłam i zaprałam się nogami. Aleks próbował mnie pociągnąć, lecz nie dało to żadnego skutku.
— Możesz się łaskawie ruszyć? — spytał z pretensją w głosie.
— Możesz mnie łaskawie rozwiązać? — przedrzeźniłam go.
— Zachowujesz się jak... — Nagle zamilkł. Domyślałam się dlaczego. Westchnął tylko i spokojnie odpowiedział — Nie, nic to nie da. Jeśli nie spotkasz się z Amandą, to dziwnie to będzie wyglądało. Natychmiast rozpoczną się poszukiwania i co zrobimy?
— Ja... Przepraszam, masz rację. —Znów ruszyłam. Szliśmy w milczeniu. Po kilku chwilach oboje przeszliśmy przez drzwi prowadzące do części zamkowej. Tam spotkaliśmy innego strażnika, który stwierdził, że ma przejąć więźnia.
Spojrzałam z niepokojem na Aleksa — jego twarz zdradzała, że był zdenerwowany. Bardzo zdenerwowany. Przez chwilę myślałam, że wartownik domyślił się, że coś jest nie tak, lecz potem Aleks podał mu moje kajdanki. Tym razem zrozumiałam — nie chciał się opierać aby nie wyglądało to dziwnie. Aleks odszedł niepewnym krokiem, a ja zostałam pociągnięta w drugą stronę za strażnikiem.
Nie było przy mnie Aleksa, byłam zdana całkowicie na siebie. To nie mogło się dobrze skończyć. Przed chwilą przez rozłąkę znalazłam się w więzieniu, a teraz co się stanie? Pytanie pozostawiłam bez odpowiedzi. Bałam się jej.
Chwilę potem siedziałam na dziwnym krześle. Było ono drewniane i... bardzo ozdobne.
Czy to krzesło elektryczne? — przez głowę przebiegła mnie ta myśl. Nie chciałam umierać.
— Znów się spotykamy! — Spojrzałam w górę, przedemną stała Amanda — Jak tam u ciebie? Mam nadzieję, że dobrze, mam ochotę zniszczyć komuś humor.
Nie odzywałam się wogóle. Nie wiedziałam co powiedzieć, bałam się.
— Pani! Jeden z nowych chciał uciec! — do pokoju wpadł rozpędzony i zdyszany strażnik. Za nim wszedł drugi, tym razem spokojny. Przed sobą, w żelaznym uścisku trzymał dobrze znaną mi osobę.
Dlaczego Aleks chciał uciec? Dlaczego mi nic o tym nie powiedział?
W jednej chwili poczułam fale gniewu. Dlatego nie chciał mnie zaprowadzić samemu do Amandy. Jest zwykłym trzórzem. Chciał uciec bezmnie.
Z furią w oczach patrzyłam się na niego. Miałam gdzieś co myśli Amanda, miałam gdzieś to, że pewnie zrozumiała, że się znamy.
— Weźcie ich oboje do celi! — krzyknęła, a strażnicy potulnie wykonali jej rozkaz. Podejrzewałam, że nie chcieli się jej narażać. Jeden z mężczyzn złapał mnie i po kilku minutach siedziałam w celi na jej środku. Aleks przechadzał się w tą i spowrotem co doprowadzało mnie do szału.
— Mama? — usłyszałam cichy głos pełen nadziei i radości. Chwilę zajęło mi dopasowanie głosu do osoby...
Because_I_am _it