Książę... furrysta?

627 77 171
                                    

 Pocałunek, pierwsze muśnięcie. Powolne, niewinne i przywracające doczesne życie.

Wszystko zaczęło się przebudzać, niczym z zimowego snu, który trwał wiekami.
Poddani wyrywali się ze szponów zaklęcia, również i książę Kogane zaczął powolnie otwierać oczy. Spojrzenie jego fiołkowych tęczówek dosięgnęło wybawiciela - szatyna, który wciąż się nad nim pochylał i przyglądał się leżącemu młodzieńcowi.

 Ten jednak szybko zmienił swe ułożenie, podnosząc się gwałtownie i wymierzając siarczysty policzek swojemu bohaterowi. Czyn ten spotkał się z bojową pozycją ciemnowłosego i bolesnym piskiem Latynosa.

 - Co ty robisz, do cholery? - McClain wrzasnął, odskakując na bezpieczną odległość i próbował rozmasować palcami miejsce, w którym drobna dłoń spotkała się z jego skórą. Lance go całuje i jak ten mu się odwdzięcza? Jak dobrze, że patelni nie miał pod ręką.

Kogane mógł tylko zgadywać jak bardzo się przez to zaczerwienił; w końcu Matt i już-nie-latający-jaszczur śmiali się w niebogłosy.

 - Co ja robię? To ty pchałeś się do mnie z paszczą - Keith nie krył oburzenia i by podkreślić swe obrzydzenie, otarł usta wierzchem dłoni. Jego usta właśnie zostały rozdziewiczone przez jakiegoś...kto to w ogóle był?

Zaraz spojrzał na swojego ochroniarza, który nie wiedzieć dlaczego, przybrał ludzką postać.

Keith zmarszczył brwi, patrząc na białowłosego mężczyznę, który w jednej chwili odchrząknął znacząco i spróbował się opanować, widząc złość i zdezorientowanie Azjaty.

 - Dlaczego ci dwaj są w moim zamku? Miałeś mnie chronić, pozbywać się takich... takich... - Chłopak widocznie szukał odpowiedniego epitetu, chcąc jakoś dogryźć przybyszom.

Nie miał jednak szansy by wysłowić się do końca.

 - Hola, hola... Wasza wysokość? - Matt zabrał głos, mimowolnie zerkając oceniająco na niezbyt wysokiego mężczyznę.

- Ten tutaj to mój pan. Książę Lancelot McClain, najwspanialszy tego imienia i tak dalej. Przybył tu przez legendę i chęć uwolnienia cię od zaklęcia! Stąd ten pocałunek czy nasza niezapowiedziana wizyta.

 - A to nie tak, że pomylił księcia z panienką? Coś tam mamrotał pod nosem o...

Matt, o ile był szczerze poruszony i oczarowany osobą śnieżnowłosego, tak w tej chwili posłał mu najbardziej poirytowane spojrzenie.

Czy naprawdę nie mógł zauważyć, iż próbuje wyciągnąć całą ich trójkę z tego bagna?

 - Misiu złoty, zamknij się bo nie pomagasz. - Warknął do niego przez zęby i doskoczył do zdezorientowanego Keitha, zachodząc go od tyłu i kładąc dłonie na jego ramionach.

Odezwał się nawet śpiewnym głosem, chcąc jakoś zaradzić tej sytuacji lub zwyczajnie zamierzał chwilowo ogłuszyć Kogane.

 - Spójrz tylko na mojego Pana! Pokonał setki mil, wygrał pojedynek ze smokiem i z honorem prosi cię o rękę! Następne pokolenia będą śpiewać o was pieśni, układać legendy i... Dlaczego wszyscy tak na mnie patrzycie?

x x x x

Lance sądził, iż podróż z rudym jest największą karą boską, jaką los mógłby na niego zesłać. Rycerz często gubił się gdzieś w lesie, choć przecież zawsze jechał tuż przy boku swojego księcia. Holt twierdził, że ma talent, jednak tylko wydzierał się, nazywając swe poczynania śpiewem czy zwyczajnie mówił bez końca. Zwykle księcia to irytowało, jednak w tej chwili szczerze zatęsknił za irytującą naturą swojego towarzysza, który teraz nieudolnie zaczepiał jaszczurowatego.

Sleeping Beauty | KlanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz