Część 2

9 1 4
                                    


Szli ledwie chwilę nim pojawili się na pobliskiej, niewielkiej polanie. Tam Sindari kazała im się zatrzymać, a sama przyjrzała się pobliskiemu drzewu. Wyglądało na normalną roślinę, ale spostrzegła, że jego struktura danych, być może w wyniku losowego błędu, została znacząco zmodyfikowana. Przypominała metal, wyjątkowo twardy metal. Po chwili zastanowienia, Renamon uderzyła z całych sił trójpalczastą, zaopatrzoną w pazury dłonią w gałąź, odłamując zaledwie kij. Podniosła go z ziemi i wywinęła, niczym bojowym kosturem. Niezbyt długi, ale nada się – pomyślała z zadowoleniem. Uśmiechnięty Gego podniesionym kciukiem dał lisicy znać, że prowizoryczna broń pasuje do niej, a stojąca nieco z boku Lirra wciąż mamrotała z naburmuszoną miną, że „to szaleństwo". Wkrótce przybyli goście. Oddział sił porządkowych w sile jedenastu digimonów. Dziesięciu z nich to typowe mięso armatnie wojsk Projektu, a jedenasty to ich dowódca. Żołnierze wyglądali jak małe dinozaury o skórze w barwach maskujących, ubrane w hełmy, mundury i z karabinami w łapach. Sindari nie dziwił ten widok. Commandramony uwielbiały słuchać rozkazów istot o dużym autorytecie, do których szefowie Projektu się zaliczali. Ich oficerem była duża większa istota. Miała tors zniekształconego człowieka i czworonożne ciało konia. Spod skóry wystawały niebieskie pancerne płyty niby narośle. Do tego dwie różnej wielkości ręce, dysze wystające z pleców oraz zamknięty hełm spod którego spoglądało jedno czerwone oko. Nie mogło być wątpliwości jakiego rodzaju to digimon.

- Zawsze myślałam, że Centalmony to stworzenia niezależne – ozwała się Sindari drwiącym tonem.

Wtórował jej Gego, Lirra się strwożyła. Żołnierze złorzeczyli w odpowiedzi, ale dowódca uspokoił ich gestem szponiastej dłoni.

- Srebrna Renamon, przynoszę ci dekret rady wykonawczej. Każdy kto jest przeciwny Wielkiemu Projektowi jest heretykiem i ma zostać aresztowany lub zlikwidowany. Jaka jest twoja odpowiedź? Wyrzekniesz się herezji i wspomożesz plany rady ochrony tego świata? – oznajmił oficjalnym tonem, nie kryjąc jednak groźby w swym głosie.

Sindari gwałtownym ruchem wskazała końcem swojej gałęzi na centaura.

- To twoja rada zagraża temu miejscu! Odpuść, albo będę musiała was wykasować! – zagroziła.

Centalmon zaczął się śmiać, a wkrótce dołączyli do niego podkomendni.

- A to dobre – zawył przez śmiech. – Oszalałaś? Po pierwsze jest nas jedenastu, a was trójka. Po drugie jestem na stadium dojrzałym, a wy wszyscy jesteście na dziecięcym. Nie macie szans.

- Czyżby? – Renamon uśmiechnęła się złowrogo, opierając kij na ramieniu. – Może się przekonamy?

- Jak sobie życzysz. A mogliśmy uniknąć rozlewu krwi – odparł z udawanym żalem centaur. – Ognia! – zawołał, wskazując na Sindari oraz jej towarzyszy.

Commandramony natychmiast ustawiły się w linii i otworzyły huraganowy ogień ze swoich karabinów. Zaatakowane digimony zanurkowały za szeroki pień „żelaznego drzewa".

- Ładnie nas urządziłaś – mruknęła Lirra, kuląc się za osłoną.

- Weź nie marudź. To słabeusze – odparł lekkim tonem Gego.

Floramon spiorunowała go wzrokiem.

- On ma rację – zgodziła się Sindari, na której pysku nie gościła żadna oznaka strachu. – Nie musicie walczyć z ich dowódcą. Ja się nim zajmę, wy tylko odciągnijcie jego żołnierzyków. Jestem pewna, że wyśle ich za wami, gdy będziecie próbowali uciec. Zajmiecie się tym?

Gotsumon natychmiast się zgodził. Po chwili wahania także Lirra kiwnęła głową. Jaszczury musiały przerwać ogień, by przeładować. Wtedy Sindari dała znak towarzyszom by biegli. Tak jak przewidziała. Centalmon wysłał za każdym z nich po trzy Commandramony. Zostało ich pięciu na ją jedną. Powinna dać radę, jeśli dobrze to rozegra. - Z tą myślą wyskoczyła wysoko w górę, w koronę drzewa. W samą porę. Żołnierze właśnie obeszli drzewo i zaczęli bezmyślnie strzelać. Po chwili ze zdziwieniem odkryli, że prują w pień.

- Sir, ona zniknęła! – zawołał jeden z nich.

- Durnie, nad wami! – odkrzyknął centaur.

Za późno – pomyślała skryta wśród gałęzi Renamon, zbierając energię. Wokół niej zatańczyły rozświetlone mocą liście. Zeskoczyła w kierunku jednego z żołnierzy, uwalniając swoje Liściaste Strzały. Burza listnych pocisków zmasakrowała ciało Commandramona, a sekundę później jego hełm zmiażdżyło uderzenie gałęzi z żelazodrzewa. Ciało jaszczura pokryły migające kwadraty, znak ciężkich obrażeń i utraty danych. Bez przytomności upadł. Jego towarzysz zakrzyknął, otwierając ogień, ale cios kostura posłał go na pobliskie drzewo, a zderzenie oszołomiło. Ruszyli mu na pomoc pozostali dwaj. Obaj rzucili granatami, a potem złapali za karabiny. Sindari natychmiast złożyła dłonie w kilka błyskawicznych gestów i nim doleciały do niej pociski, nim wybuchły toczące się po ziemi granaty, zniknęła w chmurze liści. Po eksplozjach zostały dwa leje, a Commandramony były pewne zwycięstwa. Aroganccy głupcy. Pojawiła się tuż za ich plecami. Jednego z jaszczurów powaliła kopnięciem, drugiemu gałęzią wytrąciła broń. Rzucił się na nią z pazurami, ale nie miał szans nadążyć za jej szybkością, ani siłą. Wystarczył obezwładniający cios, a po nim potężne dźgnięcie pazurami w brzuch, by i ten gad odleciał ciężko uszkodzony. Tamten, który wcześniej uderzył w pień, otrząsnął się, po czym zaczął strzelać. Sindari podźwignęła jego towarzysza i zasłoniła się nim jak tarczą. Nie powstrzymało to jaszczura, wiedział bowiem, że w końcu przebije się przez rozpadające się ciało. Nim jednak jej osłona zmieniła się w lotne pakiety danych, usłyszała szczęk pozbawionej amunicji broni. Odrzuciła umierającego Commandramona. Nim ostatni rozdygotany ze strachu jaszczur zmienił magazynek, ona ponownie skorzystała z techniki Liściastych Strzał. Padł. Cztery konające digimony i tylko parę zadrapań na jej ciele. Nieźle – uśmiechnęła się, a następnie spojrzała wyzywająco na dowódcę, który stał z założonymi na piersi rękami i lekceważąco nie wspomógł swoich podkomendnych. 

Strażnik zmianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz