2

17 3 0
                                    

Cisza. Janis zamknęła oczy. Po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Dziewczyny siedziały z pochylonymi głowami. Żadna nie śmiała odezwać się słowem. Siedziały posępne przy stole.

- Czego?- głos Christiny był załamany.

- Piersi- Janis szepnęła w odpowiedzi.- Czwarty stopień zaawansowania...

- Nieuleczalny- dokończyła Sanabria.

Janis tylko skinęła głową na potwierdzenie. Próbowała powstrzymać płynące łzy. Ashley usiadła koło niej. Niepewnie ją objęła. Ta schował głowę w jej ramionach. Siedziały tak chwilę. W końcu Janis otarła rękawem twarz.

- To co teraz zamierzasz zrobić?- Pirate bawiła się swoją przepaską na oko.

- Nie wiem.

- Masz zamiar się leczyć?- Christina już odzyskała spokój.

- Chyba nie.

- Dlaczego?- Sanabria zmarszczyła brwi.- Masz jakieś szanse?

- Niby tak, ale nie chcę się męczyć. Po za tym nie mam pieniędzy.

- Moja droga pieniądze to najmniejszy pikuś- Pirate puściła gumę przepaski.

- Ile ci jeszcze zostało?- Ashley wyglądała jak przestraszone dziecko.

Uczepiła się reki Janis i patrzyła jej głęboko w oczy.

- Osiemnaście miesięcy- powiedziała.

- A z leczeniem?- Christina nie dawała za wygraną.

- Jak wszystko się dobrze potoczy to nawet dwa i pół roku.

Sanabria uderzyła ją lekko w ramię.

- Widzisz jest jeszcze nadzieja!

- Ta... Tylko co to mi da. W dwa i pół roku nie skończę nawet studiów.

- Jak byłaś tak głupia, żeby się na nie zapisywać to teraz masz- Diane grzebała swoim kieszonkowym nożem w zębach.

- Pirate proszę cię przestań!- Sanabria patrzyła na nią z obrzydzeniem.

Dziewczyna w odpowiedzi się wyszczerzyła, pokazując swoje idealnie białe zęby.

- Coś nie tak złotko?- zapytała szyderczo.

Sanabria zacisnęła dłoń w pięść i już wstawała by przywalić Pirate.

- Siadaj- Janis z powrotem posadziła ją na jej miejscu.-  Nie warto się z nią kłócić.

- Awww... Dziękuje skarbeńku- Diane cmoknęła Janis w policzek.- Dobra dziewuchy muszę się zbierać za dwie minuty mam wyścigi- to mówiąc założyła długi, skórzany płaszcz.

- Jakie wyścigi?- Ashley podała jej kapelusz z szerokim rondem.

- A takie jedne- dziewczyna puściła oczko.- Jakbyście czegoś potrzebowały to dopiero jutro możecie wpaść do mnie do roboty.

Po tych słowach wyszła z lokalu. Podeszła do swojego motoru i odpaliła silnik. Wsiadła na maszynę. Popatrzyła na dziewczyny. Uśmiechnęła się szeroko. Założyła ciemne okulary. Chwilę tak siedziała, jakby chciała coś jeszcze zrobić, ale w końcu ruszyła. Wyjechała z parkingu i pojechała tylko w znane jej miejsce.

- Te wyścigi... to nielegalne prawda?- Sanabria patrzyła jeszcze chwilę za odjeżdżającą dziewczyną.

- A jakże- Janis patrzyła na przeciwległą ścianę.- Przecież to Pirate.

- Ona się nie boi?- Ashley schowała ręce w szerokie rękawy bluzy.

- Najwidoczniej nie.

- Słuchaj Janis wiem jak musi ci być trudno...

- O! Wiesz? Skąd?- Janis gwałtownie wstała z krzesła.- Skąd wiesz jak mi jest trudno?- wykrzyczała jej w twarz.

- Spokojnie...- Sanabria powoli podniosła się ze swojego miejsca.

- Ty nic nie wiesz.- Janis przybliżyła swoją twarz do przyjaciółki.- Nie wiesz jak to jest być i albinosem i chorym na raka. Nie wiesz!- dziewczyna dyszała ze wściekłości.

Rozejrzała się po sali jadalnianej. Wszyscy goście restauracji patrzyli na nią. Uśmiechnęła się. Opuściła głowę.

- Wiecie co? Ja też będę się zbierać- wzięła folder z wynikami badań.- Cześć Ashley- przytuliła dziewczynę i potargała jej włosy.

- Pa- czerwonowłosa się uśmiechnęła.

- Janis zaczekaj!- Sanabria próbowała zatrzymać koleżankę.

Janis była już przy wyjściu. Zatrzymała się. Odwróciła.

- Co?

- Przepraszam- Sanabria wzięła jej ręce w swoje.

Albinoska je wyrwała z trzymania.

- Było pomyśleć zanim się zaczęło mówić. Teraz jest za późno. Żegnam.

Otworzyła zdecydowanie drzwi. Podeszła do swojego samochodu. Wsiadła do środka. Uruchomiła stacyjkę i ruszyła do domu. Jechała obrzeżami miasta. Miała dość głośnych ulic Los Dallas. Włączyła radio. Skakała między stacjami. Nie grało nic fajnego. Zostawiła na jakimś gównie Lany Del Rey. Wpadało nawet w ucho. Otworzyła szeroko okno. Księżyc był w pełni. Rozpuściła swoje białe włosy. Zatrzymała samochód. Wyłączyła silnik. Otworzyła schowek. Wyjęła paczkę papierosów i zapalniczkę. Zapaliła jednego szluga. Zaciągnęła się. Zamknęła oczy. Nikotyna zaczęła rozchodzić się po jej całym ciele. Czuła spokój. Miała kiedyś rzucić, ale zbyt się jej podobało. Wolała nawet papierosy od innych używek. Wypuściła ustami obłok dymu. Uśmiechnęła się. Chce się leczyć. Chce. Tylko nie ma pieniędzy. Zawsze mogłaby się zapożyczyć, ale nie chciała resztę i tak już krótkiego życia spędzić na spłacaniu długów. Przytknęła papierosa do ust. Musiała znaleźć jakiś inny sposób zarabiania. Myślała chwilę. Nagle ze schowka wypadła jakaś torebka. Wzięła ją. Zaczęła się jej przyglądać. Były w niej jakieś szare kryształki. Zmarszczyła brwi. Otworzyła ją. Powąchała.

- Metamfetamina...- szepnęła.- To jest to!

Wyjęła telefon. Wykręciła numer do Sanabrii.

- Cześć Sanabria. Przepraszam, że tak chamsko się zachowałam. Po prostu się trochę zdenerwowałam.

- Nie spoko. Nie ma problemu.

- Słuchaj pamiętasz jak mi kiedyś dałaś woreczek kryształów?

- No..., pamiętam. A co?

- Gotujesz jeszcze?- Janis wstrzymała oddech.

- Czasami się zdarzy.

- Idealnie!- dziewczyna krzyknęła z radości.- Jutro wszystkie spotkamy się u Pirate, okay? Powiadomisz resztę?

- Ta, ale o co chodzi?- Sanabria nie była przekonana.

- Jutro. Wszystko jutro.

Drugs can change your life [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz