Rozdział 3

958 110 2
                                    

Gabriel nie mógł już znieść więcej bólu. Przestał czołgać się w stronę najbliższego kąta celi i obrócił się na plecy, patrząc zaszklonym wzrokiem na osobę, która stała zaraz za nim, z enochiańskimi kastetami na obu zwiniętych w pięści dłoniach.

- Gabe, chyba nie myślisz, że dzięki temu twojemu szczenięcemu spojrzeniu ci odpuszczę? - mężczyzna zaśmiał się gorzko i przykucnął, a Archanioł, pomagając sobie rękami, cofnął się pod samą ścianę i podniósł górną połowę ciała, opierając plecy o niesamowicie twardy, pokryty zaklęciami nie do przebicia materiał. - Nie jestem tu po to, żeby z tobą rozmawiać. Jestem tutaj po to, żeby zmusić cię do zgody – przekrzywił głowę i uśmiechnął się podle, świdrując więźnia lodowatym spojrzeniem. Następnie sięgnął ręką do jego gardła i podniósł go nad ziemię, jakby nic nie ważył. Dłonie Gabriela zacisnęły się na nadgarstkach i przedramionach Asmodeusza, próbując go odepchnąć lub chociaż zmusić do poluzowania uścisku. Ale on nie odpuszczał i tylko przyglądał się słabnącemu aniołowi z zadowoloną miną.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że na anioła po raz kolejny patrzyła znajoma mu twarz, rozkoszując się jego cierpieniem. Jasnowłosy nie potrafił pogodzić się z tym, co mu zrobiono. Jego umysł i serce były w rozsypce, prawdopodobnie jeszcze gorszej niż ciało, którego nie mógł opuścić – przypuszczalnie przez jedno z niewidocznych na chwilę obecną zaklęć zdobiących ściany celi.

Książę Piekła nagle cofnął rękę, a Gabriel z hukiem runął na ziemię, lądując pod ścianą z kilkoma nowymi otarciami, siniakami i odciśniętymi na szyi palcami Sama Winchestera, którego to maskę przybrał Asmodeusz.

- W takim razie, zabawimy się jutro – oznajmił sztywnym tonem, w którym jednak pobrzmiewała nuta tej sadystycznej obietnicy.

Potem ciężkie, żelazne drzwi otworzyły się i zaraz zamknęły z powrotem, pozostawiając Archanioła sam na sam z niezbyt wesołymi myślami.

Znowu.

✔Don't hurt me, Sammy || Sabriel✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz