1.

3.4K 143 34
                                    

31 sierpnia 1939r. Warszawa

Celina obudziła się niezwykle szybko. Dochodziła bodajże piąta nad ranem. Wyszła po cichu z łóżka myśląc że rodzice jeszcze śpią. Otworzyła delikatnie drzwi, które wydały z siebie cichy pisk.
Stanęła na korytarzu i na palcach starała się przejść po skrzypiącej podłodze. Było to dla niej prawdziwe wyzwanie.. Przeszła powoli i udało jej się pokonać przeszkodę, otworzyła ostrożnie drzwi do kuchni i powoli weszła do pomieszczenia.
Rozejrzała się powoli i zatrzymała wzrok na stole, przy którym siedziała zamyślona matka. Podeszła do stojącej przy oknie westfalki. Sprawdziła czy woda w czajniku jest ciepła.

- Mamo.. chcesz kawy? Herbaty?

Matka milczała. W głowie rodziły jej się najgorsze scenariusze Co będzie jeśli..?. Celina mimo braku odpowiedzi zaparzyła miętowej herbaty i nalała jej do filiżanki, którą postawiła obok myślącej kobiety. Usiadła naprzeciw niej. Spojrzała na nią.

- Mamo.. Coś się stało? Powiedz mi..

Matka oderwała wzrok od podłogi i spojrzała na córkę.

- Nic kochanie. Nic..

Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na swoje delikatne odbicie w naparze.

- Mamo.. przecież widzę. O czym tak myślisz?

- O przyszłości skarbie.. przyszłości..

Odpowiedziała jej cicho i wsypała trochę cukru do herbaty, zaczęła powoli mieszać.

- Przecież żadnej wojny nie będzie. Mamo. Nie będzie jej.

Celina uśmiechnęła się i spojrzała na zegar. Pani Helena odłożyła łyżeczkę na spodek, spojrzała na córkę.

- Pójdziesz zrobić zakupy. Kupisz marmolade, mąkę, jajka, kawę, cukier i trochę kaszy.

Celina się zaśmiała.

- Mamo ja nie dam rady przynieść tego wszystkiego. Poza tym po co nam te zapasy jak wojny nie będzie. Nie teraz.

Matka spojrzała na nią poważnie.

- Zrób co ci każę. I przestań być taka pewna tego że wojny nie będzie. Zrozumiano?

Córka spuściła wzrok.

- Tak mamo..

- Kupisz też dwa duże bochenki chleba. Pieniądze są na parapecie.

Kobieta wstała i wyszła z kuchni. Celina wypiła herbatę i wróciła do swojego pokoju. Ubrała białą suknię w niebieskie chabry i związała włosy czarną wstążką. Kiedy była gotowa zabrała pieniądze z kuchni i wzięła dwie siatki. Wyszła z mieszkania i szybko zbiegła po schodach, wybiega na tętniącą od rana ulicę.
Zakręciła się dookoła i poszła w kierunku skrzyżowania. Pogoda tego dnia była niezwykle piękna, ludzie uśmiechnięci, zabiegani..
Celinka mijając każdego warszawiaka witała go promiennym uśmiechem i swoim dziecięcym urokiem. Po długim czasie doszła do jakiegoś sklepu i widząc ogromną kolejkę poszła dalej. Stanęła w jednej z krótszych i czekała na swoją kolej. Po długim czasie dostała się do lady, spojrzała na w połowie puste regały.

- Co dla szanownej panienki?

Zapytał starszy pan, właściciel tego małego sklepu. Celina rozejrzała się po pomieszczeniu.

- Mąka. Jest?

- Ile szanowna panienka sobie życzy?

- Dwa kilogramy poproszę.

Mężczyzna spojrzał na nią zszokowany. Celina z lekkim uśmiechem szukała cukru.

- Cukier pan jeszcze ma?

- Niestety nie..

Mężczyzna wziął dwie papierowe torebki i zaczął do nich wsypywać mąkę. Dziewczyna się lekko zmartwiła.

- Wie Pan co? Da mi Pan z pięć kilo tej mąki.

Sprzedawca uśmiechnął się i dołożył odpowiednią ilość towaru. Celina włożyła do papierowej torebki dziesięć jajek i włożyła je do siatki, wybrała dwa największe chleby i zrobiła z nimi to samo. Mężczyzna postawił saszetki z mąką na ladzie. Dziewczyna włożyła ją do drugiej siatki, poprosiła o kostkę masła oraz słoik marmolady. Zapłaciła, wyszła ze sklepu i ruszyła w drogę powrotną. Pod nosem nuciła sobie swoją ulubioną piosenkę delektując się wspaniałym porankiem.
Po jakiejś godzinie weszła do mieszkania.

- Już jestem!

Z kuchni wyjrzała matka. Spojrzała na zakupy.

- Masz to o co cie prosiłam?

- Cukru nie było. Po prostu wszędzie pustki. Zamiast tego wzięłam więcej mąki. Może być?

Celina spojrzała na matkę, która się delikatnie uśmiechnęła.

- Tak córeczko. Chodź przygotowałam dla ciebie śniadanie.

Kobieta wróciła do kuchni, a dziewczyna weszła za nią. Odłożyła zakupy na szafkę i stanęła przy stole. Zamówiła modlitwę i usiadła na krześle, zaczęła jeść kanapki, które przygotowała jej rodzicielka. Celina delektowała się pysznym posiłkiem i co jakiś czas go zachwalała. Kiedy skończyła zebrała okruchy na jedną dłoń i wsypała do buzi. Wstała i wsunęła krzesło.

- Dziękuję mamusiu.

Matka uśmiechnęła się lekko i zabrała się do obierania warzyw z której dziś będzie przygotowany obiad. Celina wróciła do swojego pokoju i zaczęła czytać książkę poleconą jej przez koleżankę.

To dopiero początek.. i mam do was pytanie..
Jak oceniacie pierwszy rozdział? Pisać dalej?

Przepraszam za błędy ortograficzne oraz interpunkcję.

Nam Nie WolnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz