6.

1.9K 128 28
                                    

19 kwietnia 1941 r.

Mgła spowiła warszawskie ulice. Poranek był chłodny, słońce wynosiło się nad miasto. Jego promienie przenikały przez szyby okien mieszkania Celiny.

Dziewczyna krzątała się po mieszkaniu w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy.

Od momentu rozpoczęcia pracy w Bristolu, zaczęła znacznie bardziej dbać o swój wygląd i mimo małej garderoby chciała za każdym razem wyglądać schludnie, elegancko, a zarazem kusząco.

Białe sukienki łączyła z czarną wstążką we włosach, które starała się zaplątać w puszysty warkocz.

Chciała być piękna, nie chciała odstawać od reszty...

- Buty... Jeszcze buty...

Stojąca w drzwiach swojej sypialni matka Celiny zaśmiała się cicho. Dziewczyna spojrzała spłoszona.

- Dobrze, że nie poszłaś boso.

Rzekła z ciepłym uśmiechem pani Helena, po czym dodała:

- Twoje buty wczoraj schowałam do szafy.

- Ja je wszędzie szukam... Mamo...

Dziewczyna przeszła szybko do pokoju, podeszła do szafy i otworzyła ją. 

Uśmiechnęła się, widząc lśniące, czarne buty ze srebrną klamrą. Wzięła je szybko i włożyła na stopy.

Wróciła do przedpokoju, zabrała płaszcz i przewiesiła przez ramię.

- Wyglądasz olśniewająco, córeczko. Pani Mościcka we własnej osobie.

Obie zaśmiały się jednocześnie.

- Dużo mi brakuje do bycia żoną prezydenta, mamo.

- Gdyby nie wojna byłabyś teraz żoną porucznika Długońskiego...

- Przestań mamo.

Powiedziała stanowczo Celina.

- Gdyby nie wojna tata nie zginąłby w Palmirach, Julian by żył, a Andrzej byłby przy mnie.

Starsza kobieta posmutniała, spuściła wzrok i zamilkła. Celina popatrzyła na nią, podeszła.

- Przepraszam mamo...

Przytuliła kobietę do siebie.

- Przepraszam...

Po chwili się odsunęła i wyszła z mieszkania.

- Uważaj na siebie... dziecko...

Powiedziała cicho matka, po czym zamknęła drzwi i przekręciła klucz w zamku.

Celina zbiegła po schodach i wyszła z kamienicy na spowitą mgłą ulicę. 

Włożyła płaszcz, czując chłód i ruszyła w stronę przystanku tramwajowego.

Spojrzała na zegarek, dochodziła szósta.

Uśmiechnęła się, widząc nadjeżdżający tramwaj. 

Kiedy był bliżej, wskoczyła do niego szybko. Zajęła miejsce w jeszcze pustym pojeździe.

Patrzyła przez szybę na mijające kolejno kamienice.

Wspomnieniami znowu wróciła do upalnego lata w Grudziądzu.

Nadwiślańskie zielone błonia, nieopodal spichrze i górujący nad nimi Kminek.

- A jak skończy się wojna, to zabiorę Cię do Paryża. Zobaczysz wieżę Eiffela i Luwr.

Mówił z uśmiechem Andrzej.

Nam Nie WolnoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz