Rozdział 1

37 2 5
                                    

Obudziłm się z pierwszymi promieniami słońca, a raczej budzikiem który mówił mi że mam ruszyć tyłek do szkoły. Jęknęłam cicho z niezadowolenia i wyłączyłam alarm. Nieprzytomna podniosłam się do siadu i chwilę tak otępiała patrzyłam w ścianę. 

- Nie cierpię poniedziałków.- Powiedziałam zachrypniętym głosem.

W końcu zmusiłam się do wstania. Ciężkim krokiem poszłam do kuchni, by zrobić sobie śniadanie i kawę. Bez tego nektaru bogów, umieram. Nie wiem jak niektórzy ludzie mogą bez tego żyć. Gdy nieco się przebudziłam, już szybkimi ruchami zaczęłam się ubierać. Standardowo, pół godziny zastanawiałam się co na siebie założyć. Zdecydowałam się na białą koszulkę na ramiączkach, która na plecach ma wcięcie z koronki. Oraz czarne skórzane spodnie. Nałożyłam też delikatny makijaż który składał się z podkładu, pudru, tuszu i cieni do powiek. Ubrałam obcasy, zarzuciłam torbę na ramię i wyszłam z domu. Nie wspomniałam o tym, ale od pół roku mieszkam sama, po śmierci moich rodziców gdy miałam piętnaście lat zostałam wysłana do sierocińca. Moi rodzice nie mieli rodzeństwa, a przynajmniej nigdy nie wspominali o nim. Dlatego gdy ukończyłam osiemnaście lat, sierociniec pomógł mi znaleźć mieszkanie i pracę na pół etatu którą mogłam połączyć z szkołą. Oczywiście do jej ukończenia dostaję jakieś tam pieniądze od Państwa, ale to za mało by się utrzymać, więc mimo nikłych chęci musiałam znaleźć robotę. Pracuję na weekendy i niektóre dni w tygodniu jako kelnerka w restauracji. Prowadzi ją starsze małżeństwo, zresztą są bardzo mili i nieźle płacą. Skład z którym pracuję też jest przyzwoity, dlatego nie mam na co narzekać.

-Szlag, spóźnię się zaraz.- Mruknęłam pod nosem, patrząc na zegarek i momentalnie przyśpieszyłam.

Wpadłam do szkoły z ostatnim i dzwonkiem. Pędem ruszyłam do klasy, gdy na korytarzu zatrzymał mnie jeden z nauczycieli.

- Alice Urien. Znów się spóźniasz na lekcje.- Spotkałam się wzrokiem z znienawidzoną nauczycielką.

-Przepraszam proszę Panią. Postaram się poprawić.- Powiedziałam i miałam nadzieję że na tym koniec, więc ruszyłam by ją wyminąć.

- Nie tak szybko, dyrektor chce Cię widzieć.- Uśmiechnęła się złośliwie i zniknęła za drzwiami do lekcji chemii. 

Dlatego nienawidzę tego przedmiotu, wywróciłam oczami i ruszyłam w stronę gabinetu dyrektora. Gdy otworzyłam drzwi przywitała mnie sekretarka i powiedziała że mam chwilę zaczekać. Usiadłam więc na jednym z krzeseł. Nie było to dla mnie nowością, często mnie wzywano. Najczęściej chodziło to o moje spóźnienia, oraz próbowano się przyczepić do czegokolwiek. W końcu nikt nie chce mieć sieroty z mroczną przeszłością w szkole. Jednak miałam bardzo wysoką średnią, dlatego czułam się pewnie.

-Może już Pani wejść.-Ocknęła mnie z zamyślenia sekretarka.

Bez entuzjazmu weszłam do małego pomieszczenia w którym było w sumie jedynie biurko i kilka kwiatów oraz masa papierów.

- Witam, proszę usiąść.- Powiedział dyrektor, jak zwykle tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Posłusznie wykonałam polecenie.

- Niedawno skontaktował się z nami niejaki Pan Erick Radly, podał się za Pani wujka. - Na tą informację moje serce zabiło szybciej, jednak nie pokazałam niczego po sobie.- Chciałbym wiedzieć czy rzeczywiście jest z Panią spokrewniony, oraz czy podać jakiś namiar na niego. Mężczyzna zarzekał się że szukał Panią oraz swojej siostry, od kilku lat.- Starszy mężczyzna obserwował moją reakcję, jednak nie zobaczywszy nic, westchnął ciężko.

- Oczywiście, jeżeli jest ze mną spokrewniony, z chęcią się z nim spotkam. Dlatego jeżeli Pan dyrektor pozwoli, wezmę jego numer. Moi rodzice niechętnie opowiadali o swoich rodzinach, więc możliwe że matka miała brata, jednak zataiła tą informację.- Odpowiedziałam rzeczowo, na co otrzymałam skrzywiony uśmiech. Bez słowa wzięłam numer telefonu i wyszłam krótko się żegnając.

Granice umysłuWhere stories live. Discover now